Jak nazwać biznes, który wykorzystuje się dominującą pozycję na rynku do celowego szkodzenia konkurencji, zmusza kupujących i sprzedających do korzystania z własnych produktów na dużo gorszych warunkach niż to faktycznie możliwe, a na sam koniec przyznaje sobie solidne 30% prowizji? Trudno znaleźć właściwe określenie na trwające od lat praktyki Google na rynku cyfrowej reklamy.
Reklamodawcy płacą więcej, a twórcy stron internetowych zarabiają mniej – podsumował to zgrabnie na konferencji zwiastującej wniesienie pozwu przeciwko Google prokurator generalny Stanów Zjednoczonych, Merrick Garland. Reklamodawcy przerzucają część kosztów na klientów, a właściciele stron internetowych z powodu zaniżonych przychodów z reklam zmuszeni są do stosowania różnych zabiegów mających na celu pokrycie dziury w budżecie, np. stosując paywall dla części publikowanych na nich treści.
Czy to już prawdziwa wojna USA z Google?
Mało tego, Google ma obecnie kontrolę zarówno nad stroną sprzedającą, stroną kupującą, jak i samą giełdą reklam w sieci. Wystarczy wspomnieć, że tylko w 2022 roku firma zarobiła globalnie na reklamach cyfrowych niebagatelne 169 mld dolarów. Oczywiście większość zysków nadal pochodzi z reklam w wynikach wyszukiwania, ale tym razem pozew administracji Joe Bidena koncentruje się właśnie na tej pierwszej sferze działalności, samemu również będąc jego ofiarą.
Od 2019 roku amerykańska administracja wydała 100 mln dolarów na reklamy różnych agencji rządowych oraz usług w Google. Jest zatem jedną z ofiar praktyk monopolistycznych koncernu i sama domaga się z tego tytułu odszkodowania. Domniemywa się, że Departament Sprawiedliwości USA szykował bata na Google już od lat, na długo przed objęciem urzędu prezydenta przez Joe Bidena. Warto przypomnieć, że to będzie już piąte postępowanie antymonopolowe wytoczone Google przez amerykańskie władze.
Pierwszy pozew wniesiony przez Departament Sprawiedliwości w październiku 2020 roku dotyczył wyszukiwarki internetowej i reklam wyświetlanych użytkownikom w wynikach. W grudniu tego samego roku pozew w tej samej sprawie złożyła też grupa 38 prokuratorów stanowych. W lipcu 2021 roku grupa 37 prokuratorów stanowych pozwała Google za działalność sklepu z aplikacjami Google Play, a licznik pozwów powiększyła jeszcze jedna grupa 17 prokuratorów stanowych w temacie tożsamym z najnowszym pozwem.
Przed Google ciężkie lata
A teraz zejdźmy na ziemię: proces związany z pozwem z października 2020 roku rozpocznie się dopiero we wrześniu tego roku. To powinno dać wam pojęcie czasu jaki minie zanim obecny pozew złożony przez Departament Sprawiedliwości USA trafi na wokandę. Przypuszczalnie ciąganie się z Google po sądach może się przeciągnąć na kolejną dekadę, a ostateczny wynik tej batalii (niekoniecznie przesądzony na korzyść amerykańskiej administracji) da nam odpowiedź na to, jak będzie wyglądać branża reklamy online w najbliższej przyszłości.
Czytaj też: Microsoft napoi wyszukiwarkę Bing sokiem z gumijagód. Ma być godnym konkurentem dla Google’a
To z pewnością nie jest łatwy czas dla Google. Przez ostatni rok akcje spółki zanurkowały o 25 punktów procentowych na amerykańskiej giełdzie. Przez firmę przetacza się obecnie fala zwolnień (pracę straci ok. 12 tys. osób, czyli 6% całkowitej siły roboczej). Do tego dochodzi wątek dynamicznego rozwoju sztucznej inteligencji, której konkurencja nie zawaha się użyć, żeby wygryźć większy kawałek tortu, który nadal jest w rękach Google. Wydatki na reklamę spadają w całej branży. Stabilnego gruntu coraz mniej.