Tajemnica przestała być tajemnicą, a ZSSR się ośmieszył, kiedy brytyjski okręt podwodny zakradł się pod rosyjski lotniskowiec i nie został wykryty
Wielkie ćwiczenia floty były chlebem powszednim dla Sowietów, którzy w czasach Zimnej Wojny nieustannie starali się pokazać światu, że są potęgą, z którą nie można się mierzyć. W tym celu często organizowali swoje okręty w grupy i wypływali na szerokie wody w celu zarówno pokazu swoich możliwości, jak i szlifowania umiejętności załogi. Na ich nieszczęście takie ćwiczenia były okazją dla innych państw do zobaczenia nie tylko tego, czego mają się bać w razie podpadnięcia ZSRR, ale też do poznania najnowszych projektów państwa. Jako że było to w czasach, w których marynarki światowe nie chwaliły się swoimi nowymi okrętami na lewo i prawo w sieci, a zagraniczny wywiad niekoniecznie mógł dostarczać je odpowiednio szybko, takie informacje były bardzo cenne.
Czytaj też: Wymienili kompy w F-35. Najbardziej zaawansowane myśliwce świata stały się jeszcze bardziej zabójcze
Brytyjczycy przeszli jednak samych siebie, kiedy podczas jednych z takich sowieckich ćwiczeń morskich (SEVER-77), skorzystali z niepowtarzalnej sytuacji i wpłynęli prosto w samo serce potencjalnie wrogiej floty. Dokonali tego całkowicie niepostrzeżenie, unikając wykrycia przez ledwie 5-letni lotniskowiec Kijew projektu 1143, zaliczany do krążowników lotniczych, który rozpoczął swoją służbę w 1975 roku. Był więc na tamtą chwilę nowym i całkowicie nieznanym okrętem poza ZSRR. Dlatego właśnie po wykryciu jego obecności przez Brytyjczyków, dowództwo państwowej marynarki wojennej zleciło załodze nuklearnego okrętu podwodnego typu Swiftsure podkradnięcie się do sowieckiego lotniskowca, który dowodził ćwiczeniami.
Czytaj też: Turecki myśliwiec nowej generacji poszedł pod prąd. TF-X zaskoczył świat innowacyjnymi czujnikami
W tej misji szło nie o to, aby zagrać rosyjskim marynarzom na nosie (choć finalnie to właśnie zrobiono), ale aby zebrać przede wszystkim sygnaturę akustyczną Kijewa. Tak się składa, że każdy okręt ma swoją unikalną sygnaturę, więc poznanie jej, pozwala następnie precyzyjnie określać, czy aby to nie on został właśnie wykryty na sonarze. Załodze brytyjskiego okrętu podwodnego udało się niepostrzeżenie podpłynąć do lotniskowca ZSRR, dzięki ominięciu nie tylko jego sonarów, ale też sonarów otaczającej go floty (trzech okrętów projektu 1134A oraz niszczyciela projektu 61) i dobraniu odpowiedniej prędkości. Misja trwała kilka godzin, podczas których każdy marynarz na pokładzie okrętu podwodnego wiedział, że jeden błąd, a nawet nagła zmiana kursu przez lotniskowiec może wystarczyć, aby flota ZSRR wykryła go i wkrótce potem zapewne również zniszczyła.
Czytaj też: Mayhem to hipersoniczny zabójca idealny. USA chcą wzbudzić postrach wśród wrogów
Do tego jednak nie doszło. Okręt podwodny nie tylko zaczął nagrywać sygnaturę akustyczną lotniskowca, ale też był w stanie zrobić kilka zdjęć jego kadłuba. Finalnie te dane nie przysłużyły się Wielkiej Brytanii oraz jej sojusznikom, bo zimna wojna wreszcie skończyła się bez nawiązywania żadnych bitew. Sama operacja była zresztą nie jedyną tak brawurową akcją w wykonaniu marynarek wojennych tamtejszych czasów, które nawet dziś koncentrują się na zbieraniu wrażliwych danych na temat wrogich okrętów. W czasie pokoju nie są one zbyt przydatne, ale w razie wojny dokładne określanie możliwości danej floty tylko na podstawie jej sygnatury radarowej jest na wagę złota.