Unia Europejska nie nadąża z regulacjami
Pomysły Unii Europejskiej są w dużej mierze słuszne i większość ma szczytny cel – dbałość o środowisko, szersza dostępność do rynku, zwiększenie konkurencyjności etc. Problem w tym, że czasami jest to próba gaszenia pożaru benzyną lub też wprowadzanie pewnych regulacji jest tak odroczone w czasie, że rynek zdąży się już znacząco zmienić. Tak też jest z nowymi ograniczeniami zużycia energii elektrycznej w przypadku odbiorników telewizyjnych. Od 1 marca 2023 roku zaczną obowiązywać nowe normy EEI (Energy Efficiency Index) dla telewizorów. Problem w tym, że dla opracowania nowych standardów brano pod uwagę ekrany z lat 2012-2016 i nie przewidziano zmian, jakie zajdą w świecie technologii telewizorów. Nie uwzględniono pojawienia się podświetlania Mini LED, telewizorów 8K i wielu innych czynników, sprawiających, że telewizory nie mogą być tak energooszczędne, jak chciałaby tego Unia Europejska.
Nowy wskaźnik sprawia, że maksymalny pobór energii dla telewizora 55-calowego wynosić ma 84W, a dla 65 cali to 112 W. Jeśli zestawimy to z telewizorami obecnymi na rynku, to są one albo na granicy tych parametrów, albo je przekraczają. Ale te ekrany są już w sprzedaży i ich nowe przepisy nie dotykają. A co z nowymi modelami? Czy rzeczywiście produkcja telewizorów 8K zostanie wstrzymana i nie ujrzymy następnych serii w Europie? Czy inne model staną się bardziej energooszczędne? Nic z tych rzeczy. Producenci telewizorów zrobią dokładnie to, co robią producenci samochodów.
Czytaj też: Co wydarzy się w telewizorach w 2023 roku? Na te modele warto czekać
Samochodowy tryb Eko trafi do telewizorów. Klienci będą zaskoczeni
Jeśli chodzi o telewizory 8K to rzeczywiście tych będzie w sprzedaży mniej niż w latach ubiegłych. Pewne jest, że z rynku nie wycofuje się Samsung. Nie wiemy jakie decyzje podejmie Sony, ale tu nowości poznamy dopiero pod koniec tego kwartału. LG potwierdziło ograniczenie dystrybucji telewizorów LCD 8K, ale wciąż będzie oferować flagowy ekran OLED w nowej wersji Z3. Ze sprzedaży telewizorów 8K wycofuje się na razie TCL.
Natomiast zarówno w nowych telewizorach 8K, jak i wszystkich innych pojawi się po prostu nowy tryb Eko lub nawet wręcz tryb UE. Będzie to domyślny tryb fabryczny na rynkach Unii Europejskiej. W tym trybie z ograniczoną jasnością i być może nawet ze zdławioną wydajnością podzespołów telewizor będzie uruchamiany domyślnie przy pierwszym uruchomieniu. Oczywiście będziemy mogli ten tryb opuścić, a na ekranie pojawi się monit, że w innych ustawieniach zużycie energii elektrycznej jest większe. Zresztą wielu producentów już w obecnych modelach tak działa i już teraz różnice między trybem standardowym, czy Eko są znacznie wyższe niż w przypadku pełnego korzystania z trybu np. filmowego HDR.
Czytaj też: 50-calowy MicroLED to dopiero początek. Znamy telewizyjne plany Samsunga na 2023 rok
W efekcie nowe etykiety energetyczne dla telewizorów i nowe normy sprawią, że ich wartość dla konsumenta będzie znikoma. W dodatku zarówno sprzedawca, jak i producenci, oraz my, czyli media będziemy musieli edukować klientów o tym, jakie różnice w obrazie uzyskamy zmieniając domyślne ustawienia. Problem w tym, że jednocześnie zużycie energii elektrycznej może być dwa, a nawet w skrajnych przypadkach 3-krotnie wyższe od tego, co deklarowane jest na etykiecie energetycznej.
Motoryzacja ma start-stop, tworzenie trybów typowo pod normy emisji spalin, czy spalania. Telewizory też zyskają nowy tryb. I niestety szkoda, że nikt nie chce prowadzić tu otwartego dialogu i sposobu na stworzenie rozwiązań prokonsumenckich, takich, w których rzeczywiście producenci będą starali się wypracować nowe bardziej energooszczędne telewizory. Zamiast tego tworzona jest fikcja, która najbardziej uderzy albo w niewydedukowanych klientów. Jedynym pożytkiem tego działania może być fakt, że konsumenci zdecydują się na zmianę trybów i będą oglądać treści jednak w lepszej jakości obrazu zamiast w trybach domyślnych.