Od pewnego czasu Systrom i Krieger nie byli zadowoleni z kierunku jaki obrał Instagram pod wodzą Facebooka. Trudno się temu dziwić, bo stworzona przez nich aplikacja rozrosła się do gargantuicznych rozmiarów, a poczucie autentyczności jakie towarzyszyło pierwszym użytkownikom, bezpowrotnie rozpłynęło się we mgle. Decyzja o rozstaniu z Facebookiem zapadła w 2018 roku i od tamtej pory obaj panowie działali już samodzielnie.
Pierwsze wzmianki o Artifact pojawiły się pod koniec stycznia tego roku. Wtedy jeszcze do aplikacji mogli się dostać wyłącznie użytkownicy posiadający zaproszenie i numer telefonu zarejestrowany na terenie USA. Tzw. “hype na kolejną dużą rzecz od ludzi, którzy dali światu Instagram” okazał się dość spory, bo lista oczekujących urosła w pewnym momencie do imponujących 160 tys. Po kilku tygodniach oczekiwania w końcu możemy sprawdzić, o co ten hałas.
Artifact to trochę taki TikTok, tylko dla treści tekstowych
Nazwa aplikacji nie jest przypadkiem – to sklejka trzech słów: articles, facts, artificial intelligence (artykuły, fakty, sztuczna inteligencja). To nic innego jak spersonalizowany kanał informacyjny (news feed). Artifact wykorzystuje algorytmy uczenia maszynowego do zdobywania wiedzy o konkretnych preferencjach danego użytkownika, aby w przyszłości podsuwać mu więcej treści, które mogą go zainteresować.
Na wstępie wybieramy z szerokiego zakresu tematów, o jakich będziemy chcieli czytać i przeglądamy listę źródeł (większych i mniejszych serwisów). Personalizacja naszego kanału będzie przebiegać stopniowo, wraz z konsumpcją treści (algorytm potrzebuje czytania ok. 25 tekstów w przeciągu dwóch tygodni, aby nauczyć się naszych preferencji. Oczywiście mamy też dodatkowe narzędzia do personalizacji naszego kanału wiadomości.
Można by pomyśleć, że nie ma w tym nic rewolucyjnego, ale to jeszcze nie koniec. Aspekt społecznościowy pojawia się w momencie zakładania konta z użyciem numeru telefonu. I tu pierwsza ciekawostka: Artifact poprosi o dostęp do bazy kontaktów i na tej podstawie dostarczy informacji, że konkretna treść zyskuje na znaczeniu wśród znajomych. Obok takiego artykułu pojawi się odpowiedni znaczek.
Najlepsze jest to, że ze względu na prywatność nie dowiemy się, kto przeczytał konkretny materiał i jak wielu naszych znajomych to zrobiło. W przyszłości do aplikacji ma zawędrować również możliwość interakcji pomiędzy użytkownikami – udostępniania i komentowania treści, a nawet wysyłania sobie wiadomości. W wersji beta jest już sekcja Discover, która pozwala czytać artykuły udostępniane przez innych.
Czytaj też: Instagram niech zostanie Instagramem. Nikt tam nie chce tych wszystkich filmów
Miłym dodatkiem jest panel ze statystykami czytelnictwa, historią przeczytanych artykułów i możliwością zachowania ich do późniejszego przeczytania.
Artifact idzie trudniejszą i rzadziej przemierzaną drogą
Ponieważ z aplikacji korzystam dopiero kilka godzin, trudno jest mi wyrobić sobie zdanie na temat potencjalnego sukcesu komercyjnego Artifact. Na pewno trzeba będzie zmierzyć się z dominującą obecnie kulturą obrazkową i rozpiętością uwagi internautów, która dramatycznie się skurczyła.
Do tego dochodzi kwestia opracowania skutecznego modelu biznesowego, który nie będzie bazować wyłącznie na reklamach. Na pewno doceniam wysiłek włożony w wykorzystanie potencjału sztucznej inteligencji i kibicuję z całego serca. Nie omieszkam pochwalić się tym jak z czasem Artifact dopasowuje treści do moich zainteresowań. Aplikację możecie pobrać ze sklepów App Store (iOS) oraz Google Play (Android).