Oba nowe aparaty Canona miałem okazję zobaczyć kilka dni przed premierą. Przedpremierowe egzemplarze mają to do siebie, że nie zawsze są pełnoprawnymi produktami pod względem oprogramowania. O czym boleśnie się przekonałem, bo pomimo ustawienia zapisu zdjęć w formacie RAW, EOS R8 zapisał zdjęcia tylko w formacie JPEG, a EOS R50… nie zapisał ich wcale. Jak do tego doszło, nie wiem. Niemniej postaram się pokazać Wam cokolwiek i bez analizy zdjęć, skupię się na ogólnych wrażeniach, jakie zrobiły na mnie oba aparaty.
Canon EOS R8 to godny następca EOS-a R
Pierwszą R-ka zapoczątkowała nową serię aparatów Canona. Przez lata był jedną z najbardziej opłacalnych pełnych klatek i w końcu powoli trzeba wysłać go na emeryturę. Jego miejsce zajmie Canon EOS R8.
Aparat z miejsca staje się najlżejszą pełną klatką w ofercie producenta. Z kartą pamięci i akumulatorem wazy 461 gramów. Wielkościowo mamy więc sprzęt zbliżony wymiarami do EOS-a RP, ale z elektronicznym wizjerem (2,36 mln punktów), który może imitować wizjer optyczny. Aparat jest bardzo dobrze wykonany i pewnie leży w dłoni. Nawet po podpięciu większych obiektywów jak 28-70 mm i 70-200 mm nadal trzymało mi się i używało go bardzo wygodnie.
Układ przycisków jest podobny do tego, który znamy z EOS-a R. Nie znajdziemy tu dżojstika, a zamiast obracanego pokrętła, jak w wyższych modelach z serii, mamy tu prosty d-pad. Pojawiły się za to nowe tryby fotografowania na kole wyboru, przełącznik foto/video i nowy włącznik z blokadą ostrości. To elementy, które widzieliśmy ostatnio w R6 II.
Ekran o przekątnej 3 cali jest obracany, dotykowy i oferuje rozdzielczość 1,62 mln punktów. Jakość obrazu jest dobra. Nie jest to najlepszy ekran dostępny na rynku, ale jest poprawa względem EOS-a R.
Canon EOS R8 został wyposażony w matrycę CMOS o rozdzielczości 24,2 Mpix i procesor Digic X. Autofocus oferuje 4897 punktów w trybie ręcznym i 1053 w trybie automatycznym. Dual Pixel CMOS AF II działa na podobnej zasadzie jak w EOS-ie R6 II i faktycznie – potwierdzam. Inteligentnie rozpoznaje zwierzęta, ludzi i pojazdy, rozróżniając przy tym gatunki zwierząt, czy typy pojazdów. Śledzenie działa bardzo dobrze i dostajemy nowy tryb AI Focus. Autofocus płynnie przeskakuje np. z oka na całą głowę, jeśli fotografowana osoba się obróci. Przy krótkiej możliwości sprawdzenia, nie zauważyłem, żeby działało to gorzej niż w R6 II.
EOS R8 poniekąd wyznacza przyszłość fotografii pod względem migawki. Do dyspozycji mamy migawkę mechaniczną, ale tylko drugiej kurtyny. Coś czuję, że z czasem możemy mieć w aparatch dostęp tylko do migawki elektronicznej. W przypadku zdjęć seryjnych dostajemy 6 klatek na sekundę dla migawki mechanicznej oraz do 40 klatek dla migawki elektronicznej, z buforem dla 120 zdjęć JPEG, 100 cRAW i 56 RAW.
Mamy filmowe czasy, więc nie mogło zabraknąć rozbudowanych opcji filmowania. EOS R8 nagrywa filmy w 4K w 60 klatkach na sekundę, próbkowane z matrycy 6K. W rozdzielczości FullHD dostajemy nagrywanie w 180 klatkach na sekundę. Do tego dostajemy Canon Log 3 z 10-bitowym nagrywaniem wewnętrznych YCbCr 4:2:2 H.265. Aparat ma oferować też kompensację efektu oddychania obiektywu. Maksymalny czas nagrywania filmów wydłużono aż do dwóch godzin.
Canon EOS R8 może być zasilany lub ładowany z portu USB-C. Potrzebujemy do tego mocnej ładowarki, o mocy co najmniej 45W. Możemy korzystać z aparatu podczas połączenia, wtedy mamy tryb zasilania, a po wyłączeniu aparatu przechodzi on w tryb ładowania akumulatora. Nie potrzebujemy do tego żadnego dodatkowego adaptera.
Pozostając w temacie łączności, EOS R8 może działać jako kamera internetowa plug-and-play, dzięki obsłudze urządzeń wideo USB (UVC) i audio (UAC). Do dyspozycji mamy też microHDMI oraz Bluetooth i Wi-Fi 2,4 GHz.
Ogółem Canon EOS R8 wygląda na godnego następce EOS-a R. Jest wyraźnie droższy (ceny znajdziecie na końcu artykułu), ale jednocześnie oferuje wyraźny skok możliwości fotografowania i nagrywania filmów. Coś za coś ma tutaj ogromne zastosowanie.
Zdjęcia przykładowe:
Czytaj też: Powrót króla. Sigma 50 mm f/1.4 DG DN Art zapowiada się znakomicie, ale przed nią niełatwe zadanie
Canon EOS R50 zastąpi EOS-a M50
Canon EOS M50 to bardzo udany, kompaktowy bezlusterkowiec. EOS R50 to w prostej linii jego następca. Z matrycą APS-C i mocowaniem Canon RF.
EOS R50 wygląda nieco komicznie. Można odnieść wrażenie, że nie da się już zrobić mniejszego aparatu z mocowaniem RF. Chyba że mocowanie będzie większe, niż obudowa aparatu. Ta w tym przypadku jest bardzo zbliżona wymiarami do modelu M50 i jest naprawdę bardzo kompaktowa. Mówimy o 116,3 x 85,5 x 68,8 mm i masie 376 gramów z kartą pamięci i akumulatorem.
Wymiary to z jednej strony duża zaleta, z drugiej przekleństwo EOS-a R50. Tego malucha bardzo łatwo zmieścimy nawet do kieszeni, ale kieszonkowych obiektywów RF, poza wątpliwej jakości szkłami kitowymi jest jak na lekarstwo. To ekstremalny przykład, ale podpiąłem do EOS-a R50 obiektywy RF 70-200 mm oraz ogromnego 28-70 mm f/2. Efekt był taki, że trzeba było koniecznie trzymać obiektyw lewą ręką, a prawa służyła wyłącznie do obsługi aparatu. Próba trzymania całości tylko prawą ręką skończyła się tym, że kciukiem przestawiłem połowę opcji, losowo dotykając przycisków, zanim w ogóle pewnie chwyciłem aparat. Grip jest malutki i obsługa aparatu z większymi obiektywami będzie wymagała dużo wprawy.
EOS R50, podobnie jak model R8, dostał matryce CMOS o rozdzielczości 24,2 Mpix oraz procesor przetwarzania obrazu Digic X. Autofocus Dual Puxel CMOS AF II oferuje 4503 punkty dla punktowego ostrzenia manualnego i 651 dla automatycznego. Sam autofocus działa podobnie jak w EOS-ie R8, a tym samym R6 II i bardzo potrafi zaskoczyć. Mamy tu w końcu aparat dla początkujących użytkowników, a z autofocusem na niewiele gorszym poziomie, niż w jednym z najdroższych modeli. To robi wrażenie, również podczas użytkowania.
Czytaj też: Obiektyw 7Artisans 18 mm f/6.3 – gdy aparat ma nie rzucać się w oczy
Przeglądając specyfikację, wspomnijmy o obracanym ekranie o przekątnej 2,95 cala i rozdzielczości 1,62 mln punktów oraz wizjerze OLED o przekątnej 0,39 cala, o rozdzielczości 2,36 mln punktów i powiększeniu 0,95x. Dalej mamy zdjęcia seryjne z prędkością 12 klatek na sekundę dla migawki mechanicznej (również tylko druga kurtyna) z buforem 42 zdjęć JPEG i 7 RAW oraz do 15 klatek na sekundę z migawką elektroniczną. Bufor dla zdjęć JPEG to 28 zdjęć, a dla RAW 7.
EOS R50 to spory krok w stronę nowoczesności, bo dostajemy tu elektroniczną gorącą stopkę, co ograniczy kompatybilność ze starszymi akcesoriami. EOS R8 ma rozwiązanie klasyczne i elektroniczne jednocześnie. EOS R50 również obsługuje ładowanie przez USB-C bez dodatkowych adapterów.
Filmy nagramy maksymalnie w rozdzielczości 4K w 30 klatkach na sekundę, z próbkowaniem z matrycy 6K.
Interfejs aparatu w trybie automatycznym jest przystosowany do mniej zaawansowanych użytkowników. Do dyspozycji dostajemy bardzo proste ustawienia i zmianę parametrów fotografowania. Ograniczające się do podstawowych parametrów typu – jaśniej/ciemniej albo tło bardziej/mniej rozmyte.
Canon EOS R50 zapowiada się na bardzo ciekawy aparat, ale może stać się ofiarą mocowania RF. Przystępny cenowo, malutki aparat w połączeniu z relatywnie drogimi i dużymi obiektywami RF nie brzmi zachęcająco i to zamknięcie swojego ekosystemu przez Canona w tym przypadku może odbić się zdecydowanie najmocniej.
Czytaj też: Fotograficzna recenzja Canon EOS R6 Mark II. Gdyby nie jeden szczegół, biłby rekordy sprzedaży
Canon RF-S 55-210mm F5-7.1 IS STM i Canon RF 24-50 F4.5-6.3 IS STM, czyli… komu to potrzebne?
Podczas przedpremierowego pokazu aparatów padło pytanie o nowe obiektywy z mocowaniem RF. W zasadzie wręcz wprost – komu to potrzebne? Canon nie ukrywa, że są to kitowe obiektywy, które są dodatkiem do nowych aparatów. Stworzone trochę po to, żeby nowy nabywca nie zostawał z samym body w rękach.
Parametry obu obiektywów, delikatnie mówiąc, nie powalają. Co innego ich cena. Są to ciemne, bardzo lekkie i plastikowe do granic możliwości szkła, które z jednej strony powinny wystarczyć początkującym użytkownikom, z drugiej mogą ich nieco zniechęcić do fotografowania.
Canon RF 24-50 F4.5-6.3 IS STM jest przeznaczony do aparatów pełnoklatkowych. Konstrukcja optyczna składa się z ośmiu elementów w ośmiu grupach. Przysłona jest 7-listkowa, a obiektyw oferuje optyczną stabilizację obrazu. Jego maksymalna długość to 58 mm, a masa to skromne 210 gramów.
RF-S 55-210mm F5-7.1 IS STM powstał z myślą o aparatach APS-C. Mamy tu 11 elementów w 8 grupach i 7-listkową przysłonę oraz również optyczną stabilizację obrazu. Przy maksymalnej ogniskowej obiektyw wydłuża się do 135 mm, a jego masa wynosu 270 gramów.
Ceny – raz dobre, raz niekoniecznie
Ceny nowego sprzętu Canona nie do końca mnie przekonują. Z jednej strony EOS R50 jest wyceniony uczciwie. Z drugiej to samo możemy powiedzieć o EOS-ie R8, który oferuje znacznie więcej w porównaniu z EOS-em R, ale też jest od niego wyraźnie droższy. Za nieporozumienie uznaję ceny nowych obiektywów, ale tutaj powiedzmy sobie wprost – Canon nie nastawia się na sprzedawanie ich poza zestawami z aparatami. To tyle teoretyzowania, ceny wyglądają następująco:
- Canon EOS R8 body – 8299,99 zł,
- Canon EOS R8 + RF 24-50 mm – 9809,99 zł,
- Canon EOS R50 body czarne – 4069,99 zł,
- Canon EOS R50 + RF 18-45 mm – 4659,99 zł,
- Canon EOS R50 + RF-S 55-210 mm – 5639,99 zł,
- Canon EOS R50 biały + 18-45 mm – 4659,99 zł,
- Canon RF 24-50 mm – 1959,99 zł,
- Canon RF-S 55-210 mm – 2199,99 zł.