Jesteś jednym z najbogatszych ludzi na planecie. Masz wręcz niewyobrażalne zasoby do kreowania globalnej zmiany na lepsze. A jednak w środku nocy coś w tobie krzyczy kiedy okazuje się, że to nie ty jesteś oczkiem w głowie tego świata. Podrywasz na nogi najtęższe umysły w swoim otoczeniu i każesz im zająć się leczeniem poczucia twojego dyskomfortu. Na koniec radośnie dzielisz się swoją omnipotencją z wszystkimi dookoła, niezależnie od tego czy ktokolwiek chce to widowisko oglądać.
Elon Musk zdaje się wołać – mamusiu, on ma więcej, ja się tak nie bawię!
Tak w skrócie można opisać wydarzenia ostatnich dni, które zapoczątkowała z pozoru niewinna sytuacja: okazjonalny tweet prezydenta USA. Wpis Joe Bidena dotyczący finału rozgrywek SuperBowl i wspierający Jill Biden, żonę prezydenta kibicującą drużynie Philadelphia Eagles, zdobył na Twitterze ponad 29 mln wyświetleń. Elon Musk dołączył do kibicowania drużynie z Filadelfii, ale jego wpis miał “tylko” 9,1 mln wyświetleń.
Kilka godzin po przegranej Eagles, którzy ulegli drużynie Kansas City Chiefs, wpis Muska zniknął, a w jego miejsce na wewnętrznym kanale komunikacji Slack (jak donosi serwis Platformer, miało to miejsce o godzinie 2:35 w nocy z niedzieli na poniedziałek) pojawił się pilny komunikat napisany przez kuzyna Elona, Jamesa. Apelował o pilną interwencję w sprawie zmiany algorytmów odpowiadających za widoczność treści na Twitterze. Sprawa nabrała rozpędu kiedy ekipie developerów Elon ponownie pomachał przed nosem wizją zwolnień.
Efekt całej zabawy jest taki, że wpisy Elona Muska zyskały tryb TURBO wyświetlając się nawet tym, którzy tego specyficznego osobnika na platformie postanowili omijać szerokim łukiem. Tak, dobrze czytacie. To dokładnie tak jakby użytkownikom Facebooka nakazać czytanie wszystkich wpisów Marka Zuckerberga. Sam zainteresowany skwitował to “zabawnym” memem na swoim profilu, ilustrującym przymusowy proces karmienia Twittera jego wpisami. Zanotował do tej pory 144 mln wyświetleń, co pewnie należałoby uznać za sukces. Zapachniało dziwnym wujkiem, a na końcu pojawił się pies.
Twitter ma nowego “prezesa”. Ten prawdziwy pojawi się w perspektywie roku
Jedno trzeba Muskowi przyznać: ma chłop wyjątkowe zdolności do wrzucania ładunków wybuchowych do ciasnych toalet. Kolejny z nich odpalił zaledwie kilka godzin temu, w postaci zdjęć swojego psa o imieniu Floki na stanowisku nowego prezesa Twittera. Nie sposób samemu psiakowi odmówić uroku, ale w obliczu coraz mniejszej pewności o przyszłość całej platformy, porównałbym to do beztroskiego pogowania po polu minowym.
Szczególnie w kontekście wystąpienia Elona Muska transmitowanego na World Government Summit w Dubaju, o którym donosi Bloomberg, powyższa sytuacja wydała mi się lekko kuriozalna. Muszę ustabilizować organizację i po prostu upewnić się, że znajduje się w zdrowym finansowo miejscu, w którym mapa drogowa produktu jest jasno określona – powiedział podczas zdalnego połączenia obecny właściciel Twittera dodając, że pod koniec roku będzie pewnie dobry moment na poszukiwania nowego prezesa.
Tak czy siak, jesteśmy skazani na ten sh*tshow na Twitterze jeszcze przynajmniej do końca tego roku (jeśli nie dłużej). Chyba już nikt nie bierze na poważnie słów jednego z najbogatszych ludzi na świecie, a to jednak trochę smutne. Zaraz, zaraz. A może to z nami wszystkimi jest coś fundamentalnie nie tak, a Elon Musk stanowi po prostu odbicie tego, jak faktycznie nam wszystkim porozpinało wrotki?