Greenwashing jest słowem odnoszącym się do zjawiska, w którym odbiorcy lub klientowi podaje się niepełną lub nieprawdziwą informację na temat pochodzenia danego produktu lub usługi, by promować jego rzekomą “ekologiczność”. Ekościemą może być dosłownie wszystko. Naturalne składniki w jakimś produkcie, chociaż trujące substancje jak rtęć czy tlenek arsenu również są naturalne. Podkreślany wszędzie aspekt ekologiczności, chociaż nie jest on nigdzie bardziej tłumaczony. Greenwashing w swoisty sposób dotyczy także nowych technologii, które paradoksalnie do najczystszych nie należą.
Do budowy symboli przyszłości, czyli chociażby akumulatorów w samochodach elektrycznych czy magazynów energii, wykorzystuje się szereg pierwiastków, które występują na Ziemi w niewielkich ilościach. Ich wydobycie często powoduje szkody w lokalnych środowisku, a firmy zajmujące się eksploatacją nie zawsze są rodzimymi, tylko należą do zagranicznych korporacji. Przyjrzyjmy się tematu zagadnieniu, ale również od strony geologicznej i złożowej.
Czytaj też: Największy akumulator na świecie w miejsce kopalni węgla. Ma pomóc w obniżce cen prądu
Surowcami szczególnie dzisiaj potrzebnymi są: lit, nikiel, kobalt, miedź i pierwiastki ziem rzadkich (REE). Wszystkie znamy jako pierwiastki na tablicy Mendelejewa, ale w jakiej formie występują na Ziemi? Minerałów. A minerały natomiast są w skałach. Naukowcy od dawna wiedzą, jakich konkretnie minerałów szukać, aby znajdowała się w nich procentowo największa zawartość danego pierwiastka. Gdzie konkretnie je znajdują?
Lit – złoża solankowe nie takie święte
Lit (Li) dzisiaj wydobywa się z olbrzymich solnisk, czyli dawnych słonych jezior, które wyschły i stanowią obecnie pustynie. Największym solniskiem z wysoką zawartością litu jest słynne Salar de Uyuni w Boliwii. Solankę, a dokładnie chlorek litu i chlorek potasu w formie stopionej poddaje się elektrolizie, uzyskując w ten sposób składnik pożądany – lit. Nie jest to proces szybki, tani i jak możemy się domyśleć, pozostawia po sobie sporo produktów ubocznych.
Trzy kraje Ameryki Południowej mogą pochwalić się największymi zasobami tego surowca – Chile, Argentyna i wspomniana Boliwia. W stawce liczy się jeszcze ostatnimi czasy Australia. Zapotrzebowanie na lit ciągle rośnie, a obecne wydobycie nie jest wystarczające. Do poszukiwań nowych złóż włączyły się USA. Cichym graczem natomiast są Chiny, które kontrolują niektóre kopalnie – o wszystkim dowiadujemy się z raportu Illuminem.
Czytaj też: Pierwsza na świecie elektryczna kopalnia litu przełamie monopol Chin. Wiemy, gdzie powstanie
Lit także znajduje się w złożach skalnych. Pegmatyty, czyli skały magmowe o podobnym składzie do granitu, ale z przerostami kryształów, zawierają spodumen i petalit. Są to minerały krzemianowe z domieszką litu. Drogami chemicznymi jesteśmy w stanie „wyekstrachować” pierwiastek z tych minerałów. Przede wszystkim eksploatacja metodami górniczymi i solankowymi nie jest najczystsza dla środowiska pod względem wydobycia litu. Nieco więcej nadziei pokłada się w wodach hydrotermalnych, których prosta filtracja może doprowadzić do uzyskania litu bez produkcji trujących i szkodliwych substancji ubocznych.
Kobalt – wszystko od nas bez nas, czyli Kongijczycy bez udziału w biznesie
Ten pierwiastek (Co) nie występuje w przyrodzie w formie metalicznej. Spotkamy go tylko w określonych minerałach, najczęściej siarczkach. Kobaltyn, skutterudyt czy smaltyn zawierają kobalt i możemy je znaleźć w złożach, które również są bogate w „złoto głupców”, czyli piryt. Większość światowych zasobów kobaltu znajduje się na terenie Demokratycznej Republiki Konga. W Paśmie Miedzionośnym, czyli olbrzymiej strukturze złożowej rozciągającej od DRK do Zambii, gdzie znajdziemy całą gamę potrzebnych przemysłowi i technologiom pierwiastków: uran, cynk, ołów, srebro i mangan.
Pomimo tego, że niemal połowa światowych zasobów (49 proc.) jest w jednym kraju, to w ogóle nie słyszymy o tym, by to kongijskie firmy odpowiadały za wydobycie. Jak się okazuje, znaczna część rynku kobaltowego jest w rękach zakładów zarejestrowanych w Wielkiej Brytanii i Chinach. A na ile lat wystarczy nam tego brytyjsko-chińskiego “złota”? Do końca naszego życia powinniśmy być spokojni. Obecnie wydobywa się około 170 tys. kobaltu rocznie, a jego rezerwy obejmują 7,6 mln ton. Według szacunków Amerykańskiej Służby Geologicznej USGS na świecie może być jeszcze 25 mln ton lądowych zasobów tego pierwiastka, a w złożach podmorskich nawet 120 mln ton. Przy tych liczbach i prognozowanym wzroście na zapotrzebowanie starczy nam obecnie rozpoznanych zasobów na co najmniej 50-60 lat. W przypadku rozpoczęcia wydobycia złóż oceanicznych to ich eksploatacja zapewni nam dostęp do kobaltu przez kolejne stulecia. Pytaniem jest tylko, czy sięgając po podmorski kobalt nie zanieczyścimy oceanu.
Warto jeszcze dodać, że rudy kobaltu istnieją także w Polsce. Złoże w Górach Izerskich zostało jednak już dawno wyeksploatowane, a historia wydobycia kończy się w XIX wieku.
Nikiel. Rosja tutaj nawet nie bawiła się w greenwashing
Ten pierwiastek (Ni) jest pożądany przez kilka branż, w tym również te tradycyjne, jak huty stali. Nikiel, który nadaje się wydobycia, występuje w dwóch postaciach: w glebach laterytowych i w złożach siarczków. Lateryt jest glebą (lub w formie zlityfikowanej także skałą), która powstaje w wyniku intensywnego wietrzenia chemicznego w klimacie gorącym i wilgotnym. Gleby laterytowe zawierają tlenki żelaza i glinu, a także garnieryt – uwodniony krzemian niklu i magnezu. To on jest głównym źródłem wydobycia. Poza tym niektóre złoża siarczkowe mogą zawierać pentlandyt (Ni,Fe)9S8, z którego także ekstrahuje się nikiel.
Według raportu Illuminem światowy rynek niklu jest względnie zróżnicowany. Żaden kraj nie dominuje na świecie, chociaż zdecydowanie największe złoża i zapasy niklu posiada Indonezja. Na kolejnych pozycjach znajdują się Filipiny i Rosja. Ta druga wydobywa nikiel ze złóż siarczkowych w obwodzie murmańskim niedaleko Pieczengi i osady o znajomej nazwie – Nikiel. Przemysł wydobywczy od dekad nie należał tam do czystych, poziom skażenia siarką przekracza wszelkie normy (bywa, że o 2000 proc.).
Miedź. Polska w światowej czołówce
Chociaż Cu występuje w przyrodzie w formie metalicznej, to zdecydowana większość tego surowca jest wydobywana z rud siarczkowych (około 90 proc.) – podaje PIG-PIB. Miedź występuje w chalkozynie, bornicie, chalkopirycie, digenicie, kuprycie czy malachicie. Po żelazie i aluminium jest to trzeci najczęściej używany metal. Żaden przemysł nie potrafi się obejść bez niej. Chociaż w przypadku wcześniej wymienianych surowców Polska nie posiada żadnych znacznych złóż, to przy miedzi sytuacja się odwraca i nasze złoża znajdujące się na Monoklinie Przedsudeckiej są jednymi z największych na świecie.
Pod względem wydobycia dominują jednak Chile, Peru i Chiny. Według danych polskich geologów, w 2015 roku znajdowaliśmy się na piątej pozycji. Polska miedź znajduje się w skałach takich jak łupki, piaskowce i dolomity. Wydobywane są z warstw czerwonego spągowca i cechsztynu wieku permskiego. Co ciekawe, złoża miedzi są związane także ze srebrem. Minerał bornitu jest najlepszym nośnikiem tego pierwiastka. Spoglądając na mapy satelitarne, dostrzeżemy pomiędzy Legnicą, Lubinem i Głogowem liczne zbiorniki na odpady wydobywcze (poflotacyjne) oraz miejsca, gdzie zlokalizowane są kopalnie głębinowe. Żelazny Most jest największym zbiornikiem poflotacyjnym w Europie, ale zdaniem KGHM nie stanowi on zagrożenia dla miejscowego środowiska, ponieważ składuje się w nim tylko skały, wodę i sól.
Czytaj też: Z kopalni zniknęły ponad dwie tony tlenku uranu. Niecodzienna historia z kradzieżą w tle
Pierwiastki ziem rzadkich, czyli wzorowy przykład monopolu Chin
Jeśli mowa o REE, to pierwsze skrzypce grają tutaj zdecydowanie Chiny. Pierwiastki ziem rzadkich występują w dwóch typach złóż: pierwotnych i wtórnych. Te pierwsze stanowią piaski monacytowe oraz skały karbonatytowe. W nich można znaleźć minerały, które w swoim składzie posiadają któryś z pierwiastków. Natomiast złoża wtórne są takimi, które powstają wskutek działań roztworów hydrotermalnych przepływających przez skały lub jako efekt wietrzenia chemiczne skał i gleb.
Chińskie złoża Bayan Obo znajdujące się w Mongolii Wewnętrznej są pochodzenia wtórnego. Wydobywane są metodą odkrywkową – teren eksploatacji ze zdjęć satelitarnych wygląda niepokojąco, ponieważ pustynny krajobraz zdaje się być całkowicie zdegradowany przez kopalnie. W Bayan Obo znajdują się największe zasoby REE na świecie (70 proc. rozpoznanych) i największe złoże fluorytu na świecie. Dzięki tej jednej lokalizacji Chiny stały się monopolistą na rynku tych surowców.
Czytaj też: Szach mat Chin na przemyśle fotowoltaicznym. Nowe prawo zrujnuje gospodarki UE i Ameryki
Na drugim miejscu znajdują się Stany Zjednoczone z kopalnią Mountain Pass w Kalifornii. Z tamtejszych złóż karbonatytowych wydobywano najwięcej REE do lat 80. XX wieku. Dzisiaj zakład stanowi 15 proc. w światowym wydobyciu tych surowców.
Jak zatem widzimy, nowoczesne technologie polegają na wydobyciu złóż z kilku krajów. Zakłady wydobywcze nie zawsze należą do państwa, na terenie których działają. A i same metody wydobycia i ekstrakcji nie pozostają bez wpływu na środowisko. Kobalt, nikiel, miedź czy REE znajdują się najczęściej w obrębie bardzo starych skał budujących platformy i tarcze prekambryjskie, czyli liczące ponad 500 mln lat struktury geologiczne. Tego typu jednostki budują dzisiaj większość kontynentu afrykańskiego, Amerykę Południową, Australię czy niektóre części Eurazji (Syberia, Chiny, Indie, zachodnia Rosja). W tym regionach świata będzie rozgrywać się największa walka o surowce.
Jednak aby zielona transformacja nadal była zielona, a nie stawała się powoli kolejną odmianą greenwashingu, to metody wydobycia muszą być opracowane takie, aby nie czyniły szkody przyrodzie, a sposób zarządzania zasobami nie powinien dążyć do monopolu. Czy tak się stanie? I kiedy? Na to jeszcze nikt nie zna odpowiedzi. Póki co świat zaczyna z oddechem paniki szukać nowych złóż metali. Co ciekawe, oby jak najdalej od Chin.