Jak Łukasz przegrał starcie z klasycznymi zegarkami
Jakiś czas temu Łukasz Kotkowski rozpoczął eksperyment z powrotem do klasycznych zegarków. Już wtedy wiedziałem, że mamy zupełnie inne spojrzenie na ten temat, ale chciałem dać mu szansę na nawrócenie. Nie udało się. Eksperyment nie trwał długo, bo nie dalej jak dwa tygodnie później mogliśmy przeczytać, że klasyczny zegarek w 2023 roku jednak nie ma sensu. A jak Wam powiem, że niekoniecznie, bo jak w wielu innych kwestiach – to zależy.
Za mną już 9 lat ze smartwatchami
Z inteligentnych zegarków i opasek korzystam długo, bo od 2014 roku. Pierwszym tego typu urządzeniem, z jakim miałem styczność, był Sony SmartWatch 2 SW2. Na tamte czasy dostępny w jedynej prawilnej formie, czyli kwadratu. Kolejny był prawdziwym kombajnem multimedialnym. To Samsung Galaxy Gear z wbudowanym aparatem(!).
Uważnie śledziłem rozwój smartwatchy i pamiętam jaką rewolucją były zapowiedzi pierwszych modeli z okrągłymi ekranami. Minęło sporo czasu, aż na moją rękę trafiło takie urządzenie i o ile mnie pamięć nie myli, był to Fossil Gen 2. Okrągłość jego ekranu była mocno naciągana, bo zegarki z Wear OS miały w tamtych czasach poziomą krawędź na dole. Mimo wszystko niszowy i strasznie działający system Google czymś mnie zauroczył. Na tyle, że z zegarkami Grupy Fossil zostałem na długo. Do dzisiaj posiadam modele z kilku generacji, nie tylko Fossila, ale też marki Skagen.
Ostatecznie Fossila zdradziłem na rzecz Huaweia i zegarki tej marki towarzyszą mi od dobrych trzech lat. Głównie dlatego, że wpasowują się w moje bardzo skromne wymagania, do których w zasadzie smartwatch nie jest mi potrzebny. Ale zanim do nich przejdziemy, zatrzymajmy się na moment przy klasycznych zegarkach.
Czytaj też: Sprawdziłem, co potrafi Garmin Instinct Crossover. Czasami instynkt zawodzi
Klasyczny zegarek to przede wszystkim część garderoby
Przez spory okres czasu nie mogłem się przyzwyczaić do noszenia zegarka, ale odkąd zacząłem, nie widzę odwrotu. Zegarek noszę zawsze od kilkunastu lat i jest to już na tyle kwestia przyzwyczajenia, że nawet szybkie wyjście do sklepu bez niego powoduje, że czegoś mi brakuje.
Swego czasu byłem mocno nakręcony na zegarki, ale problemem ich posiadania było to, że za coś trzeba je kupić. Dlatego też w swojej skromnej kolekcji, na którą niemal każdy prawdziwy miłośnik czasomierzy spojrzy z obrzydzeniem, znajdują się zegarki, które byłem w stanie kupić w mniej lub bardziej okazyjny sposób. I tak mam tutaj choćby dwa modele Fossila, dwa G-Shocki, czy jeden model Casio Edifice.
Zegarek jest w moich oczach częścią garderoby. Dodatkiem pasującym do całości. Przede wszystkim musi wyglądać, a jego dodatkowe funkcje są w zasadzie nieistotne. Choć miło, jak pokazuje datę. Czy z tego korzystam? Oczywiście! Choć zawsze mam ze sobą telefon, to mimo wszystko mam nawyk sprawdzania godziny na zegarku, a jeśli do tego pokazuje datę, podświadomie jest mi głupio sięgać po smartfon, skoro mam te informacje praktycznie na wierzchu.
Czytaj też: Test Huawei Watch D – rewolucja na miarę naszych czasów
Po co mi smartwatch? Mam skromne wymagania, ale i bez niego jest mi dobrze
Wróćmy do moich wymagań, w które zegarki Huawei wpasowują się w zasadzie od lat. Oprócz godziny i daty potrzebuję wyłącznie powiadomień. To przydatne podczas spotkań i ogółem tam, gdzie nie zawsze można albo wypada sięgać po telefon. Zegarek pomaga mi wtedy odsiać powiadomienia ważne od tych, które mogą poczekać.
Pozostałe funkcje oferowane przez inteligentne zegarki nie są czymś, bez czego nie wyobrażam sobie życia. Liczenie kroków to miły dodatek i fajnie jest widzieć, ile kilometrów pokonało się podczas łażenia po górach. Śledzenie tras podczas biegania podobnie, bo pozwala śledzić progres. Tylko do tego trzeba biegać, czego na razie nie mam w planach. Pulsometr, pomiar natlenienia krwi, termometr, wysokościomierz, barometr… Użyteczne dodatki, ale bez nich żyję dokładnie tak samo, jak z nimi. Może gdybym z przyczyn zdrowotnych musiał dokładnie śledzić takie parametry, patrzyłbym na te funkcje nieco inaczej. Liczenie powtórzeń na siłowni? Czas przerw między seriami? Umiem liczyć i nie potrzebuję szamańskich crossfitowych informacji o tym, ile odpoczywać. Przerwa trwa tyle, aż nabiorę sił na kolejną serię i będę w stanie wykonać ją zgodnie z założeniami. Choć tu znowu, to zależy, bo gdybym ćwiczył w celu spalania kalorii, czy poprawy sprawności, mogłoby to być istotne.
Na dobrą sprawę nie potrzebuję możliwości zaawansowanego smartwatcha, a wystarczy mi zwykła opaska pokroju Xiaomi Mi Banda. Tyle tylko, że lubię formę zegarka. Dlatego też jako zamiennika Casio GW-7900B-1ER najczęściej używam Honora Watch Pro GS, bo najbardziej przypomina go swoją obudową.
Czytaj też: Test Garmin Epix 2. Nie tylko dla fitnessowych świrów
Ze smartwatchami mam ten problem, że często korzystam z różnych telefonów. Testowych smartfonów nie używam obok jakiegoś modelu głównego, tylko zawsze przesiadam się na nie w całości. Wtedy smartwatch jest problemem, bo trzeba go sparować. Tutaj ponownie i to naprawdę nie jest reklama, lubię modele Huawei, bo sparowanie z nowym smartfonem, z dokładnie tymi samymi ustawieniami, trwa dosłownie dwie minuty. G-Shock w ogóle nie wymaga parowania. Tak tylko mówię.
Jest jeszcze inna forma zegarka, czyli modele hybrydowe. Mam wrażenie, że nie udało im się przebić na rynku i w sumie też trochę rozczarował mnie Fossil Hybrid HR z ekranem e-ink. Za to bardzo chętnie korzystam z modelu Skagen Connected. Sygnalizuje on powiadomienia ze smartfonu za pomocą wibracji. Dodatkowo możemy zdefiniować przesunięcie wskazówek na konkretną godzinę, co odpowiada przypisanej aplikacji. Dla przykładu wskazówki na cyfrze 1 to Messenger, 2 Poczta itd. Jedyną jego wadą, na tle wspomnianego G-Shocka, jest czas pracy, bo bateria wytrzymuje mniej więcej rok użytkowania. Tak, choć dla posiadaczy Apple Watcha może być to niespodzianka, to smartwatch, choć trochę bardziej watch niż smart, potrafi działać dłużej niż 24 godziny. No i przytoczony Skagen Connected też liczy kroki.
Czytaj też: Test Samsung Galaxy Watch5 Pro. Więcej Samsunga niż Wear OS wyszło na dobre
Klasyczny zegarek w 2023 roku ma sens, choć wszystko zależy od użytkownika
Powiadomienia na ręce to świetne rozwiązanie, bez którego można żyć. Praktycznie zawsze mam ze sobą telefon, więc te same powiadomienia mam w kieszeni. Albo w ręce. Lub na blacie biurka. Rzadko przegapiam przychodzące połączenia. Jeśli mi się zdarzy, od razu oddzwaniam. Jeśli zdarza mi się przegapić ważną wiadomość, to częściej dlatego, że chwilowo zawiesiła się synchronizacja Poczty czy Messengera, a nie dlatego, że zwyczajnie tego nie zobaczyłem. A jeśli się zawiesi, to i tak nie dostanę tej informacji na zegarek.
Być może jestem jakimś ewenementem, ale pomimo tego, że dostaję setki powiadomień dziennie, nie czuję się ich niewolnikiem. Nie muszę ich filtrować, wycinać, omijać, czasem wyciszam leżący przede mną telefon, bo przecież przychodzące wiadomości i tak widzę na ekranie komputera. Może właśnie z tego powodu uważam, że klasyczny zegarek ma dzisiaj sens dokładnie taki sam jak 20, 50 czy 200 lat temu. Pokazuje godzinę, dobrze wygląda, jest uzupełnieniem szeroko pojętego stroju, a w pewnych kręgach wyznacza status społeczny. Pewne rzeczy się nie zmieniają i wydaje mi się, że to jest jedna z nich.
Czy dużo jest takich osób jak ja? Trudno powiedzieć, ale też są na pewno osoby, dla których smartwatch to ogromne ułatwienie. Pomagające w ogarnięciu powiadomień, kontaktów, zarządzeniu czasem, ale też dbaniu o zdrowie, kondycję, a nawet pomagające w sporcie zawodowym. Dla nich klasyczny zegarek może być co najwyżej biżuterią, zakładaną okazyjnie kilka razy w roku i faktycznie może wydawać się zbędny. Póki co zostaję przy stanowisku, że w 2023 roku nadal ma sporo sensu.