Laptopy dla uczniów – pytania o procesory, oprogramowanie i benchmarki
Dostawcy sprzętu komputerowego, którzy mogą potencjalnie wystartować w przetargu na przedwyborczy prezent laptopy dla uczniów, zgłosili pierwsze zastrzeżenia do Centrum Obsługi Administracji Rządowej (COAR). Sprawę opisuje Dziennik Gazeta Prawna.
Firma GoCloud z Warszawy zwraca uwagę na wykluczenie z przetargu laptopów przeglądarkowych, czyli Chromebooków. Przy niskiej kwocie zakupu są to na pewno urządzenia działające sprawniej, ale też można dzięki temu dodatkowo obniżyć kwotę zakupu. Osobiście jednak miałbym wątpliwości, czy Chromebook nie byłby zbyt trudny (choć paradoksalnie jest banalnie prosty) w obsłudze dla nauczycieli i rodziców uczniów.
Czytaj też: Darmowe laptopy dla uczniów. Wiemy, jakie sprzęty rząd chce rozdać IV-klasistom
Co ciekawe, rozporządzenie MEiN dotyczące warunków, jakie musi spełnić sprzęt do zastosowań szkolnych, nie wyklucza wykorzystania laptopów przeglądarkowych. Podobnie wygląda sytuacja z matrycami. Rozporządzenie nie ogranicza ich typu, a przetarg zakłada zakup laptopów z matowymi matrycami. Dodatkowo rozporządzenie wyraźnie mówi, że laptopy muszą być wyposażone w pakiet biurowy, czego przetarg nie zakłada. No ale w końcu nasz kraj stoi rozporządzeniami i minister Janusz Cieszyński w rozmowie z DGP zapewnił, że ministerstwo pracuje nad tym. Czyli – zmieni się.
Firma Advanced Micro Devices zarzuca przetargowi utrudnienie uczciwej konkurencji. Chodzi o test wydajności, jakie muszą przejść laptopy dla uczniów. Przetarg zakłada przetestowanie sprzętu programem CrossMark, który faworyzuje procesory Intela. Firma wskazuje, że 6-rdzeniowe procesory AMD wypadają w nim gorzej, niż 2-rdzeniowe Intela. Grupa E podpowiada, aby zamiast jednego testu wydajności przyjąć kilka.
Virtual Technologies IT chce zmian warunków przetargu. Zakłada on, że startujące podmioty mają mieć w dorobku przetarg na minimum 5 tys. laptopów w ciągu dwóch lat. Firma chciałaby wydłużenia tego okresu do pięciu lat, co zapewne umożliwiłoby jej start w procedurze. Za to słusznie punktuje zapis, że COAR może z opóźnieniem zapłacić za laptopy dla uczniów. W przetargu jest zapis, że jeśli środki z KPO do nas nie wpłyną, termin zapłaty może się przedłużyć o bliżej nieokreślony okres. Jako że jesteśmy coraz dalej niż bliżej środków z KPO, dla wielu firm może to być spore ryzyko. W końcu na zakup 370 tys. laptopów ma pójść nawet miliard złotych.
Czytaj też: Huawei zaprasza na konkurs z okazji wyjątkowej premiery. Do wygrania smartwatch ze skrytką na słuchawki
Więcej pytań niż odpowiedzi. Zdaniem ministra Cieszyńskiego to fake news
Do materiału DGP szybko odniósł się minister Janusz Cieszyński. Wstąpił w niego duch Donalda Trumpa i określił artykuł mianem fake newsa.
Minister oczywiście ma rację w kwestii tego, że firmy próbują bronić własnych interesów. To było do przewidzenia. Ale określanie całego artykułu mianem fake newsa trudno skomentować. Zawiera on w końcu konkretne, merytoryczne uwagi.
Temat laptopów dla uczniów już wywołuje duże kontrowersje, a pamiętajmy, że to dopiero początek jego drogi. Cały czas nie ma jeszcze ustawy, która miałaby regulować planowane zakupy, a problemy, jakie musi rozwiązać, cały czas się mnożą. Rząd musi jakoś zabezpieczyć laptopy przed sprzedażą. Pojawił się pomysł stworzenia bazy numerów seryjnych laptopów, które trafią do uczniów. Baza będzie musiała zawierać nie tylko numery, ale też dane rodziców. Ktoś będzie nią zarządzać? Jak zabezpieczyć dane? Kto będzie miał dostęp do tej listy? Kto będzie weryfikować, czy laptop zostanie sprzedany i czy faktycznie pochodzi z programu? Pytań jest bardzo dużo, a czasu coraz mniej. Laptopy już jesienią. Wybory też.