Samolot… tyle że wodny. Tak w skrócie można opisać ekranoplan, który powstanie w ramach programu Liberty Lifter
Powrót programu Liberty Lifter w światła reflektorów nie jest dla nas żadnym zaskoczeniem. W rzeczywistości już w 2021 roku dowiedzieliśmy się po raz pierwszy o tym, że DARPA chce zainspirować się sowieckimi ekranoplanami ze słynnym Morskim Potworem na czele, aby jeszcze lepiej panować nad ewentualnymi konfliktami zwłaszcza na archipelagach. Tym razem Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych Departamentu Obrony przypomniała nam o tych wysiłkach, ogłaszając zakwalifikowanie do pierwszej fazy programu dwóch konsorcjów, którym przewodzi Aurora Flight i General Atomics.
Czytaj też: Bell znalazł sposób na tanie helikoptery wojskowe. Uzbroi cywilne śmigłowce
Pierwsza faza dążenia do amerykańskiego ekranoplanu potrwa łącznie 18 miesięcy, które obejmą fazę konceptualną (6 miesięcy), fazę na dopracowanie projektów (9 miesięcy) i wreszcie fazę planowania produkcji oraz praktycznych testów (3 miesiące). Wszystko to przed fazą drugą, która miałaby rozpocząć się przed 2025 rokiem i doprowadzić do stworzenia w pełni funkcjonującego prototypu ekranoplanu jednej, lub obu firm. Wspomina się o udzieleniu obu konsorcjom budżetu w wysokości 8 milionów dolarów, które w toku programu mogą zostać zwiększone do 29 milionów dolarów.
Dlaczego tak USA zależy na efektywniejszym transporcie morskim?
Owoc programu Liberty Lifter będzie wyjątkowy nie bez powodu. DARPA już wcześniej ogłosiła, że ten “umożliwi efektywny transport przepastnych ładunków na duże odległości z prędkością znacznie przewyższającą istniejące formy transportu morskiego”. Jest to możliwe wyłącznie ze względu na wykorzystanie zapomnianego już nieco projektu ekranoplanów, który łączy w sobie szybkość znaną z samolotów oraz możliwości transportowe rodem ze statków.
Wszystko dzięki temu, że ekranoplany “lecą” tuż nad powierzchnią tafli wody, wykorzystując efekt przypowierzchniowy, bazujący na poduszce powietrznej. Oznacza to, że taki “samolot morski” po rozwinięciu odpowiedniej prędkości całkowicie uwalnia się od potrzeby tracenia energii na “walkę” z masywem wody, co zwiększa z marszu efektywność jego systemu napędowego. Mowa o tradycyjnym zestawie silników odrzutowych, bo podczas gdy Aurora Flight Sciences proponuje projekt jednego kadłuba z ośmioma silnikami turbośmigłowymi zamontowanymi pod skrzydłami w układzie górnopłata, tak General Atomics przyciągnął więcej uwagi swoim dwukadłubowym ekranoplanem z dwunastoma silnikami turbowałowymi na skrzydłach w układzie średniopłata. Który pomysł okaże się lepszy? Czas pokaże, bo tak się składa, że oba projekty mają do zaoferowania coś innego.
Czytaj też: Chińczycy okiełznali potężną moc. Ten generator zmienia hipersoniczną przyszłość
Po co w ogóle Stanom Zjednoczonym tego typu “latające okręty”? Jak widać na powyższych renderach, oba ekranoplany nie mają żadnej formy uzbrojenia, co jednoznacznie wskazuje na ich transportowy charakter. Patrząc na nie z tego punktu widzenia, rzeczywiście można powiedzieć, że będą odpowiednikami np. samolotów C-17 Globemaster III… tyle że o jeszcze okazalszych możliwościach transportowych. Prezentują sobą wręcz idealną odpowiedź na nowe zapotrzebowania w wojsku na formę transportu sprzętu bojowego sił desantowych. Mowa o transportowaniu bojowych pojazdów opancerzonych piechoty, amunicji czy nawet czołgów M1A2 Abrams.
W przeszłości DARPA wspominała, że program Liberty Lifter ma zapewnić wojsku USA (zwłaszcza piechocie morskiej) ekranoplan o zasięgu operacyjnym rzędu 12000 km i ładowności na poziomie ponad 100 ton. Zaznaczyła również, że projekty muszą być odporne na kaprysy pogody, radząc sobie nawet przy piątym stanie morza w skali Douglasa, czyli falach o wysokości do 4 metrów. W razie potrzeby te amerykańskie ekranoplany mają też móc wznosić się na wysokość do 3000 metrów, ale będą stworzone specjalnie po to, aby utrzymywać możliwie najniższą wysokość… i ma to sporo sensu.
Obecne nowoczesne systemy antyokrętowe i przeciwpowietrzne są tak zaawansowane, że kiedy wróg pojawi się już na radarze lub sonarze, jeden tylko pocisk dalekiego zasięgu ma wystarczyć do jego zniszczenia. Ekranoplany będą trudniejsze do wykrycia, wzbijając się na stosunkowo niewielką wysokość, ale nadal będą stosunkowo łatwymi celami. Jednak będą to tylko i wyłącznie samoloty transportowe, więc albo Amerykanie zadbają o ich eskortowanie, albo będą wykorzystywać je tylko w opanowanych już rejonach.
Czytaj też: Broń laserowa odmieni wojsko. Testy sugerują kompletną rewolucję oddziałów naziemnych
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, program Liberty Lifter zapewni USA możliwość znacznie skuteczniejszego operowania zwłaszcza na archipelagach. Jest to jednoznaczne potwierdzenie, że wojsko Stanów Zjednoczonych coraz bardziej przygotowuje się do ewentualnej wojny z Chinami. Jeśli te nowe ekranoplany powstaną, to będą częścią zapowiedzianych w przeszłości zmian, mających uczynić z Korpusu Piechoty Morskiej nie “drugą Armię USA”, a “siłę wyspecjalizowaną w zajmowaniu baz morskich i wysp, czyli czegoś, czego terytorium Chin nie brakuje.
Wielkie zmiany w tę stronę potrwają aż do 2030 roku, a w ich ramach Marines wymienią swoje czołgi, artylerię, a nawet porzucą zakup myśliwców F-35C, stawiając na pociski dalekiego zasięgu, bezzałogowe okręty i broń przeciwokrętową. Wszystko po to, aby lepiej i sprawniej realizować misje pomiędzy nadmorskimi bazami wroga i skuteczniej wspomagać marynarkę wojenną, m.in. dręcząc flotę wroga. W tych misjach niezawodne ekranoplany, które mogłyby szybko przetransportować znacznie ładunki, byłyby na wagę złota i tak też zapewne postrzega je DARPA.