Gwoli przypomnienia – Netflix od zawsze musiał się mierzyć z cwaniaczkami, którzy kupowali na spółę najwyższy pakiet i korzystali z niego wbrew regulaminowi usługi. W efekcie ktoś w końcu powiedział basta i postanowił ukrócić ten proceder, jednocześnie wylewając dziecko z kąpielą. Bo może nowe zmiany faktycznie dotkną cwaniaków, ale dotkną też uczciwych użytkowników, którzy korzystają z Netfliksa zgodnie z przeznaczeniem. Więcej na temat blokady przeczytacie w tekstach Joanny Marteklas:
- Netflix w Polsce będzie sprawdzał współdzielenia kont. Znamy szczegóły
- Netflix nadal kombinuje, jak utrudnić udostępnianie konta. Ma na to nowy, sprytny sposób
Blokada kont na Netfliksie pokazuje, że abonament rodzinny to fikcja
Netflix w tym roku zamierza weryfikować „uczciwość” swoich abonentów na dwa sposoby. Pierwszy z nich to wysyłanie kodu na adres e-mail abonenta, jeśli ktoś zaloguje się do swojego profilu z innej lokalizacji niż nasze gospodarstwo domowe.
Kolejnym ograniczeniem będzie sprawdzanie urządzeń. Netflix będzie korzystał z takich informacji, jak adresy IP, identyfikatory urządzeń i aktywność na koncie, aby wymusić przynajmniej jednorazowe logowanie w ciągu 31 dni. Jeśli zalogujemy się z danego urządzenia raz na 31 dni, będzie ono wpisane na listę urządzeń zaufanych, które Netflix zapamięta i pozostawi odblokowane.
Zacznijmy od pierwszego ograniczenia, które w najbardziej oczywisty sposób uderza w osoby nielegalnie dzielące się kontem. Co jednak z osobami, które dzielą się w sposób zupełnie legalny? Mają np. dziecko, które tydzień spędza w szkole z internatem, a na weekendy wraca do domu – czyli co, za każdym razem będzie musiało prosić rodzica o kod, żeby obejrzeć serial poza domem?
Wyjeżdżamy na wakacje, chcemy obejrzeć film – ojej, przepraszamy, wprowadź kodzik. Jedziemy do biura, chcemy obejrzeć 20-minutowy odcinek anime w trakcie przerwy od pracy – wybacz, sorry, potrzebny kodzik.
Udostępniam swoje konto na Netfliksie najbliższej rodzinie, zgodnie z regulaminem, ale po wprowadzeniu weryfikacji straci to sens. Nie ma szans, żebym wysyłał każdemu członkowi rodziny kod za każdym razem, gdy ktoś zechce coś obejrzeć poza domem. Po jaką cholerę za przeproszeniem ten pakiet nazywa się „rodzinny?” (ok, może nieoficjalnie – oficjalnie to wciąż pakiet “premium”). Nazwijcie go może lepiej pakietem „geolokalizacyjnym”, bo według nowych ograniczeń „rodziną” mogą być cztery obce sobie osoby np. wynajmujące wspólne mieszkanie na studiach, ale nie może być rodzina z dziećmi, które studiują lub pracują poza domem. Absurd!
Drugie ograniczenie to już podróż w czasie, do lat, gdy w domu był jeden telefon, jeden komputer i jeden telewizor. Halo, Netflix? Czasy się nieco zmieniły i dzisiaj ludzie mają kilka komputerów, smartfon, tablet, w domu jest kilka telewizorów. Ba, mało tego – wyobraźcie sobie, drodzy włodarze Netflixa – ludzie mogą mieć w domu więcej niż jedną sieć Wi-Fi! Szok i niedowierzanie, wiem, ale naprawdę tak jest. Teraz, wedle zamysłu Netflixa, trzeba będzie pilnować, aby na każdym z tych urządzeń co najmniej raz w miesiącu coś obejrzeć, koniecznie w lokalizacji gospodarstwa domowego, bo inaczej Netflix zadzwoni po bagiety. Tzn. zablokuje dostęp do konta.
Jestem może skrajnym przypadkiem, ale u mnie taka weryfikacja w zasadzie nie byłaby możliwa. Z racji wykonywanej pracy mam w domu więcej urządzeń niż pozwala na to zdrowy rozsądek i czasem nie korzystam z niektórych z nich przez więcej niż 31 dni. I nie mam zamiaru za każdym jednym razem przechodzić przez jakieś bzdurne procedury weryfikacyjne, by obejrzeć odcinek serialu. Mam do wyboru co najmniej cztery inne platformy, na których mogę to zrobić w dowolnym miejscu, w dowolnym czasie, bez ograniczeń. I za każdą z nich płacę dużo mniej, niż płaciłem przez ostatnie lata za Netfliksa.
Żegnam się z Netfliksem. Przynajmniej na jakiś czas.
Niestety musiałem powiedzieć członkom mojej rodziny, że muszą wykupić własne pakiety, jeśli chcą oglądać dalej, bo niestety pakiet rodzinny w Netfliksie nie przewiduje sytuacji, w której rodziny nie mieszkają pod jednym dachem. Pożegnałem się z kosztującą mnie 60 zł/mies. subskrypcją i póki co nie mam zamiaru wracać.
Może zajrzę tam, by obejrzeć ostatni sezon Stranger Things czy przekonać się, jaki będzie nowy – szanowni państwo, wysoki sądzie – profesor Rafał Wilczur. Póki co mam jednak dość treści do oglądania na Disney+, HBO Max i Amazon Prime, by wystarczyło mi na resztę życia.
Przez długi czas kurczowo trzymałem się Netflixa ze względu na anime, bo mimo wszystko oferta japońskiej animacji jest w tym serwisie najbogatsza, ale ostatnio też straciłem cierpliwość. Rozumiem licencyjne zawirowania, ale to już głupota, że najpopularniejsze serie można zobaczyć albo wcale, albo tylko w kawałku. Demon Slayer? Tylko pierwszy sezon. Boku no Hero Academia? Dwa sezony. Monster? 30 odcinków z 52. Tak się popycha ludzi w ramiona piractwa, bo to, czego nie dadzą rady obejrzeć legalnie na VOD, obejrzą sobie, ahem, gdzieś indziej.
Rozumiem potrzebę walki z cwaniakami, którzy robią zrzutkę po 15 zł i cieszą się, że oszukują system. Niestety nie mam pomysłu, jak zwalczyć to zjawisko, ale też nie potrafię uwierzyć, by było ono tak ogromne, aby multimilionowa korporacja nie mogła znieść garstki oszustów, zamiast zrażać do siebie uczciwych użytkowników. Netflix zamierza wylać dziecko z kąpielą, ale może to i dobrze. Może potrzeba odpływu użytkowników, zniesmaczonych tą polityką, by ktoś tam przejrzał na oczy.
PS. Wieść niesie, że Netflix już dziś rozważa wycofanie się z kontrowersyjnych pomysłów po ogromnej fali krytyki ze strony użytkowników. Może więc przejrzenie na oczy przyjdzie szybciej, niż zakładamy