Przypomnijmy – Parlament Europejski przegłosował wprowadzenie zakazu rejestracji nowych aut spalinowych od 2035 r., a już w 2030 r. czekają nas radykalne obniżki emisji transportu drogowego. To wszystko nie tylko oznacza, że coraz trudniej będzie kupić auto z silnikiem spalinowym, ale także wymusza konieczność rychłej rozbudowy infrastruktury, bo jej dzisiejszy stan można nazwać w najlepszym razie raczkującym, w najgorszym – opłakanym. Ładowarek jest mało, często stoją na uboczu i w znakomitej większości są stawiane przez prywatne firmy, co też wymusza na klientach kompromisy w postaci chociażby posiadania wielu kont i aplikacji do ładowania samochodów, czy opłacania kilku abonamentów, aby korzystać z „taniego” prądu.
- Czytaj też: Auto elektryczne na prowincji – czy to ma sens? Po dwóch tygodniach testów znalazłem odpowiedź
Dotąd zaskakujące było to, że największy polski koncern energetyczny, czyli Grupa Energa/Orlen, nie mówił zbyt wiele o planach rozbudowy infrastruktury do ładowania aut elektrycznych. Aktualnie trwa pilotaż, gdzieniegdzie znajdziemy ładowarki, ale trudno było mówić o jakimś zmasowanym ataku. Aż do teraz.
Orlen bierze się za elektromobilność. Ładowarek nam nie zabraknie
Pełny raport odnośnie transformacji Orlenu jest dostępny pod tym adresem i zachęcam do lektury, bo mimo kilku propagandowych aspektów zawiera on też sporo „mięcha”. Dobrze wiedzieć, że spółka ma świadomość, jakiego kalibru wyzwanie przed nią stoi i zdaje sobie sprawę, że aby mu podołać, potrzebne jest holistyczne podejście. Na nic bowiem zda się sama rozbudowa sieci ładowarek, jeśli płynąca do nich energia nie będzie „zielona”, tak samo jak na nic zdadzą się nam ogromne inwestycje w farmy wiatrowe i solarne, jeśli nie będą się one łączyć z ogólnodostępnymi ładowarkami do aut z napędem elektrycznym.
Co konkretnie zapowiedział Orlen? Otóż do 2030 r. w Polsce, Czechach i w Niemczech stanie łącznie 10 tys. ładowarek.
Przypomnijmy, pod koniec ubiegłego roku Orlen miał 1825 stacji benzynowych w Polsce, blisko 587 stacji benzynowych w Niemczech oraz 421 stacji w Czechach, gdzie firma w ubiegłym roku ostatecznie zakończyła rebranding przejętych w 2018 r. stacji „Benzina”. Daje to nam nieco ponad 2500 stacji benzynowych w Europie Środkowej już teraz, a według raportu Orlen przewiduje, że do 2030 r. będzie ich około 3500.
Zakładając więc, że spółce uda się postawić planowane 10 tys. stacji ładowania, czysto teoretycznie w taką stację (lub kilka słupków) powinna zostać wyposażona każda stacja benzynowa i zostaje jeszcze spory zapas na postawienie ich poza terenami Orlenu.
Elektromobilność nie może spocząć wyłącznie na barkach firm
Gdy rozmawiam z entuzjastami aut elektrycznych i pytam ich, jak widzą przyszłość rozwoju infrastruktury w Polsce, często słyszę, że wszystko będzie dobrze, „byle rząd nie przeszkadzał”. Innymi słowy, budową infrastruktury do ładowania aut elektrycznych mają się zająć firmy pokroju GreeWaya czy Ionity, a rząd powinien im to co najwyżej ułatwić.
Osobiście jednak jestem zdania, że odpowiedzialność za wdrażanie elektromobilności powinna spocząć przede wszystkim na spółce skarbu państwa odpowiedzialnej za energetykę i przemysł paliwowy, czyli właśnie na tandemie Orlen/Energa. Żaden inny podmiot w naszym kraju nie ma możliwości przeprowadzenia kompleksowej „zielonej transformacji” na tak szeroką skalę. Dobrze wiedzieć, że już dziś takie plany są wdrażane, bo choć teraz wydaje się nam, że do wprowadzenia zakazu czy surowszych norm emisji mamy jeszcze mnóstwo czasu, to przebudowa infrastruktury wymaga lat. Orlen wie, że nie może się obudzić z ręką w nocniku, dlatego nawet w raporcie czytamy:
Mottem nec temere, nec timide powinniśmy się kierować na ścieżce transformacji energetycznej, która ma doprowadzić nas do celu neutralności klimatycznej w roku 2050. Do niemal całkowitego przeobrażenia europejskiej gospodarki pozostało 27 lat – nie mamy więc wiele miejsca i czasu na duże pomyłki. Konsekwencją nieprzemyślanych i pochopnych decyzji, prowadzących np. do drastycznego wzrostu kosztów tak podstawowych usług jak ogrzewanie czy transport, może być opór społeczny, który uniemożliwi dalsze działania transformacyjne.
Wiadomo, że plany to jedno, a realne działania to drugie. O ile jednak daleko mi do przyklaskiwania poczynaniom miłościwie nam panujących, tak w kwestii przemiany energetycznej jestem nastawiony dość optymistycznie, bo widać, że dzieje się naprawdę dużo. Na Pomorzu, gdzie mieszkam, jak grzyby po deszczu wyrastają wielkie farmy solarne. Od 2026 r. mają zacząć funkcjonować farmy wiatrowe na Bałtyku. Widać, że tam, gdzie tylko się da, trwają szeroko zakrojone inwestycje w OZE.
A to tylko wycinek tego, co czeka nas w nie tak znowu odległej przyszłości. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że realne działania wystartują szybciej, niż później. Aut elektrycznych już dziś przybywa w wysokim tempie, a kolejni producenci zapowiadają kompletną elektryfikację swojej oferty. O ile 10 tys. ładowarek przyda się w 2030 r., tak nie ulega wątpliwości, że część z nich przydałaby się nam już teraz.