Pewne rzeczy trudno opisać słowem pisanym, więc zachęcam do obejrzenia naszego materiału wideo.
To właśnie dzięki kablom mamy w domach prąd. To bardzo ważny element infrastruktury
W ubiegłym tygodniu miałem okazję uczestniczyć w konferencji zorganizowanej przez PGE Dystrybucja. Tutaj na moment się zatrzymajmy, bo warto powiedzieć, że PGE i PGE to… nie zawsze to samo PGE? Otóż PGE Dystrybucja to firma, która w największym możliwym skrócie zajmuje się wyłącznie przesyłaniem energii i to w dodatku nie w całym kraju, a na wschód od Wisły. Nie wytwarza energii, nie sprzedaje jej, a dba o to, aby docierała do odbiorców.
Skoro ustaliliśmy, że PGE Dystrybucja odpowiada za, nieco spłaszczając temat, kable, to właśnie o nich sobie porozmawiamy. Bo w końcu to one są głównym bohaterem naszego materiału. A konkretnie maszyna do wydajnego umieszczania kabli średniego napięcia pod ziemią.
Jak brutalnie pokazuje nam atak Rosji na Ukrainę, a w naszym kraju trudne warunki atmosferyczne, napowietrzne kable energetyczne są podatne na uszkodzenia. Łatwo je zniszczyć czy to atakiem wojskowym, czy też zwyczajnie dużymi opadami śniegu i silnym wiatrem. Tylko w połowie stycznia prądu pozbawionych zostało 40 tys. mieszkańców obszarów zarządzanych przez PGE Dystrybucja. Dlatego też warto istniejące linie schować pod ziemią. Oprócz tego, że jest to trwalsze rozwiązanie, jest też bardziej estetyczne i ekologiczne.
PGE Dystrybucja zarządza łącznie 115 tysiącami kilometrów linii średniego napięcia, które dostarczają prąd do 5,5 mln osób. Aktualnie przyjęty program kablowania zakłada budowę dodatkowych 11 tys. kilometrów linii średniego napięcia, w tym demontaż 9 tys. kilometrów linii napowietrznych. Nakłady na to są… słuszne. To ponad miliard złotych w 2023 roku, a kwota ta będzie rosnąć do 1,5 mld złotych w 2026 roku. Ogółem plan budowy zakłada schowanie pod ziemią 40% okablowania.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Wie to każdy, kto widział, albo miał okazję pracować przy układaniu kabli pod ziemią. Wykonywanie tego tradycyjną metodą pozwala na ułożenie zawrotnych 150 metrów kabla dziennie. A co jeśli powiem Wam, że możliwe jest wydłużenie tego dystansu aż do 5 km dziennie? Wystarczy, że zaprzęgniemy do pracy to maleństwo, które widzicie na zdjęciach.
Maszyna do kładzenia kabli pod ziemią to sprzęt genialny w swojej prostocie
Sprzęt, o którym Wam opowiem to unikatowa w skali Europy, a być może i świata, maszyna, która samodzielnie układa kable pod ziemią. Jak przekonuje prezes zarządu PGE:
Dzięki pracy tej maszyny przyśpieszymy tempo naszych inwestycji. Dzięki temu urządzeniu można kłaść w ziemi 5 km kabla dziennie. To przyśpieszy tempo modernizacji naszych linii elektroenergetycznych, a tym samym transformację energetyczną. A pamiętajmy, że nie ma transformacji polskiej energetyki bez dystrybucji, a dzięki temu urządzeniu będziemy mogli ten proces przyśpieszyć – mówi Wojciech Dąbrowski prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej.
Teraz trochę technikaliów. Maszyna umieszcza kable na głębokości maksymalnie 2,5 metra pod ziemią. Może to być sam kabel, albo rura o średnicy do 630mm, a wszystko odbywa się w tempie 20 razy szybszym niż w przypadku użycia tradycyjnej koparki. Jak już wspomniałem, mówimy o pracy na dystansie nawet 5 km dziennie w temperaturze do -20 stopni Celsjusza. Teoretycznie, bo w tym przypadku, o ile sama maszyna poradzi sobie z mrozem, tak przeszkodą będą same kable, których nie można układać w tak skrajnie niskich temperaturach.
Natomiast koszt zakupu maszyny idzie w miliony złotych, ale dzięki wysokiej wydajności skutecznie na siebie pracuje. Jej zakup zwraca się już po pół roku pracy. Co więcej, to nie jest jedyne takie urządzenie, które zasili flotę PGE Dystrybucja. W planach jest kolejne, które w przyszłości ma również wspomóc odbudowę sieci energetycznej w Ukrainie.
Jak to działa?
Maszyna składa się z dwóch pojazdów. Pierwszy to wyciągarka o udźwigu 90 ton i uciągu 180 ton na podwójnej linie. Porusza się na gąsienicach i na starcie pracy musi nieco oddalić się od drugiego pojazdu. Następnie zakotwicza się w ziemi i uruchamia wyciągarkę. Na jej drugim końcu mamy takiego… niemal transformersa na czterech niezależnie pracujących kołach, z dołączonym pługiem. Pług otwiera ziemię i umieszcza w niej kabel. Co ważne, szerokość powstałego otworu to dosłownie kilkanaście centymetrów, a kabel od razu jest umieszczany w specjalnej folii.
Ten sprzęt jest w stanie pracować w dosłownie każdych warunkach. W lesie, na bagnach, łąkach, przy drogach, za barierkami dróg, w korytach rzek, skrzyżowaniach rzek… Gdzie tylko jest potrzeba. Jest to możliwe dzięki temu, że każde z kół można dowolnie unosić i zmieniać jego rozstaw. Ba, to cudo potrafi pracować nawet wtedy, kiedy opiera się wyłącznie na jednym kole. Przyznaję, liczyłem na popisowy numer – stójka na pługu, ale troszkę z tym przeszarżowałem.
Tym, o czym nie wspomniałem jest fakt, że cała praca może się odbywać zdalnie. Za pracę całej maszyny odpowiada jeden człowiek, trzymający w rękach przenośne centrum sterowania.
Cały proces układania kabli dopełnia ewentualne zasypanie powstałych dziur w ziemi, co można zrobić już tradycyjnie za pomocą koparki.
Potwierdzam, że proces kładzenia kabli jest wręcz błyskawiczny. Praca na dystansie kilkuset metrów zajęła maszynie dosłownie kilka minut.
Otwarcie przyznaję, że mocno głowiłem się nad tym, po co my w ogóle jedziemy na jakiś koniec świata, a była to wycieczka z Warszawy pod Zamość, żeby oglądać, jak kładzie się kable na polu. A jednak było warto. Z jednej strony mogłem się przekonać, czym zajmuje się PGE Dystrybucja i jak jest to ważne dla naszego codziennego funkcjonowania. Z drugiej zobaczyć w akcji nowy sprzęt firmy, który choć ma bardzo prostą konstrukcję i zasadę działania, to jest prawdziwą rewolucją w budowie sieci energetycznych. Naprawdę miło zobaczyć, że nawet w tak z pozoru nudnej energetyce dzieje się coś ciekawego.