Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wśród producentów sprzętu powoli zaczyna budzić się poczucie odpowiedzialności za bycie blisko realnych potrzeb konsumentów. Ale nie takich wyimaginowanych potrzeb, wymyślonych na poczekaniu, pod produkt do sprzedania. Chodzi o zaspokajanie realnych potrzeb, które są konsekwencją życia w coraz mniej przewidywalnym i prostym do zrozumienia świecie. W mojej skromnej opinii Philips Sound przywiózł do Amsterdamu przynajmniej dwa takie produkty. Zacznijmy jednak od gwiazd.
Philips Fidelio L4 i T2 – szlifowanie diamentów metodą małych kroków
Fidelio dla Philips Sound jest segmentem premium, propozycją dla najbardziej wymagających konsumentów. Do Amsterdamu zawitały odświeżone wersje bezprzewodowych słuchawek nausznych (L4) oraz dokanałowych (T2). Oba modele mają w swojej konstrukcji skórę szkockiej firmy Muirhead, a obecność tego materiału widać również w innych produktach Philipsa (soundbarach, głośnikach bezprzewodowych, a także w pilotach do topowych modeli telewizorów). Współpraca obu firm nie jest tu przypadkowa, bo Muirhead stawia sobie za cel produkcję skóry o najmniejszym śladzie węglowym.
Ciekawostką w modelu Fidelio L4 jest zastosowanie materiałów ceramicznych w konstrukcji pałąka, zamiast tradycyjnego metalu. Powód jest banalnie prosty: technologia Bluetooth i ryzyko potencjalnych zakłóceń sygnału. Producent wprowadził zmiany w konstrukcji nauszników, aby bardziej równomiernie rozłożyć siłę docisku do głowy użytkownika. Z kolei w słuchawkach dokanałowych T2 inżynierowie Philips Audio skupili się na przesunięciu środka ciężkości całej konstrukcji bliżej wnętrza ucha. Dodając punkty styku z kanałem słuchowym wyeliminowali ryzyko obluzowania słuchawki i komfort jej noszenia przez dłuższy czas.
Fidelio L4 zostały odchudzone z masy o 10% względem poprzednika (L3). W dokanałowym modelu T2 redukcja gabarytów samych słuchawek sięgnęła 20%, zaś etui z baterią udało się odchudzić względem pierwszej generacji o solidne 40%. Dużą nowość w stosunku do poprzedników L4 i T2 stanowi pokrycie membran przetworników słuchawek warstwą grafenu. W niskich częstotliwościach przetwornik porusza się niczym tłok silnika, ale to zjawisko zanika wraz ze wzrostem częstotliwości. Membrana zaczyna poruszać się w nieco bardziej skomplikowany sposób i to momentami odbija się na jakości dźwięku. Warstwa grafenu przesuwa granicę częstotliwości, przy której ruch membrany staje się mniej przewidywalny, a to z kolei poprawia odbiór dźwięku w średnich i wysokich rejestrach.
Czytaj też: Test Philips Fidelio L3. Piękne słuchawki nauszne z solidnym ANC
Podziwiam dbałość o najdrobniejsze szczegóły konstrukcji, które widać w podejściu do kwestii aktywnej redukcji szumów (ANC) słuchawek Philips Fidelio L4. Otwory wentylacyjne dla mikrofonów typu feedforward (mierzących poziom hałasu na zewnątrz słuchawek) zostały przeniesione na tył muszli, gdzie są lepiej osłonięte przed wiatrem. Dodatkowo można zmniejszyć poziom jego czułości w bardziej wietrznych momentach. L4 ma w sumie cztery mikrofony do ANC, w tym jeden przeznaczony stricte do komunikacji głosowej.
W kwestii ANC model T2 idzie o krok dalej. Wykorzystuje bowiem nie tylko sześć wbudowanych w słuchawki mikrofonów (po 3 w każdej), ale również zjawisko przewodnictwa kostnego, które odbiera wibracje wytwarzane przez głos samego użytkownika. W ten sposób w nawet głośnym otoczeniu mikrofon wyłapuje klarowny głos, separując go od dźwięków otoczenia. W końcu trudno wyobrazić sobie coś, co mocniej wibruje nam w czaszce.
L4 i T2 komunikują się bezprzewodowo ze źródłem dźwięku przez Bluetooth 5.3. L4 obsługują dodatkowo funkcję Auracast i technologię LE Audio. W ramach kodeków możemy liczyć na SBC, AAC, LC3 i LDAC, a także Hi-Res Audio (w L4 po dołączonym kablu minijack 3,5 mm lub złączu USB-C). Bez ANC dają do 50 godzin grania na baterii, z ANC mają dojść do 40 godzin. Kwadrans ładowania da im dodatkowe 5 godzin pracy. Dokanałowe T2 pracują do 9 godzin z włączonym ANC i dodatkowe 27 godzin z baterii w etui (bez ANC odpowiednio 10 i 30 godzin). L4 i T2 pojawią się na rynku pod koniec tego roku.
Philips N7808 – pomysł na problemy z zasypianiem i dobrym snem
Gdzieś to już widziałem – kołatało mi się po głowie, kiedy zobaczyłem słuchawki Philips N7808 pomagające w zasypianiu i utrzymaniu dobrego snu. Wszystko stało się jasne po zajrzeniu na stronę brytyjskiej firmy Kokoon. Okazuje się, że obaj producenci postanowili połączyć siły i doświadczenie, aby dostarczyć na rynek rozwiązanie, które może pomóc osobom borykającym się z problemami z zasypianiem. To was nie dotyczy? Wątpię, bo w skali globalnej możemy już chyba mówić o epidemii braku snu.
Oczywiście sam pomysł słuchawek pomagających w zasypianiu i utrzymaniu odpowiedniej dawki snu oraz zaawansowanego monitorowania parametrów nie jest bynajmniej nowy. Na palcach jednej ręki można jednak policzyć produkty, z którymi faktycznie dałoby się spać i to w różnych pozycjach. Co więc wyróżnia Philips N7808 spośród konkurencyjnych rozwiązań? Same słuchawki zostały maksymalnie odchudzone – ich profil ma zaledwie 6 mm grubości, a większość elektroniki została przeniesiona do płaskiego pojemnika, który spoczywa na karku.
W redukcji masy i gabarytów samych słuchawek pomogło zastosowanie przetworników z tzw. kotwicą zrównoważoną, mniejszych od tradycyjnych przetworników dynamicznych i spotykanych częściej w produktach klasy premium. Znalazło się obok nich miejsce na optyczny czujnik tętna, a konstrukcja zawiera też akcelerometr, do monitorowania ruchów ciała użytkownika. Na bazie odczytów oprogramowanie dopasowuje kojące dźwięki ułatwiające zasypianie i automatycznie je wyłącza, kiedy wejdziemy już w głębsze fazy snu. Wtedy też włącza się tzw. biały szum, maskujący dźwięki otoczenia, które mogłyby nas obudzić.
Wśród zgromadzonych dziennikarzy konstrukcja wzbudziła mieszane odczucia i chyba lekką konsternację (jakieś kable, a jeszcze do tego ten pojemnik na kark?) We mnie zaś pobudziła wyobraźnię i nieodpartą chęć do testów, bo w kwestii poprawy higieny własnego snu zaczynam być lekkim freakiem. Czytaj: spróbuję wszystkiego, co może zadziałać. Na ostateczny sprawdzian musimy jednak poczekać, bo premierę N7808 wyznaczono dopiero na koniec tego roku. Na stronie produktu znalazłem cenę w przedsprzedaży: 174 dolary (regularna 249 dolarów). Polską cenę obstawiam więc na okolice 1100-1200 zł.
Philips T6908 – straszny hałas, ale słyszę, co do mnie mówisz
Na samym koniec zostawiłem sobie produkt, który nieuchronnie będzie dotyczyć coraz większej grupy odbiorców. Niestety utrata słuchu jest procesem nieodwracalnym, postępującym z wiekiem, a ponieważ zmiana nie odbywa się z dnia na dzień, odsetek osób, które na czas trafiają do specjalistów jest znikomy. Swoje dokłada cywilizacja, która daje się we znaki szczególnie w dużych miastach. Z badań przeprowadzanych przez Philipsa wśród konsumentów w Europie, aż 50% z nich wskazuje na chęć posiadania słuchawek z funkcją wspomagania słuchu.
Na pierwszy rzut oka Philips T6908 wygląda na zwykłe dokanałowe słuchawki bezprzewodowe typu TWS z funkcją hybrydowego ANC i bateryjnym etui w komplecie. Działają na baterii do 7 godzin, a energia z etui zapewnia dodatkowe 21 godzin. Jednak różnica uwidacznia się po podłączeniu do telefonu i uruchomieniu aplikacji, która przeprowadza test słuchu, analizując częstotliwości stanowiące dla użytkownika największe wyzwanie.
W problematycznych częstotliwościach dostajemy lekkie wzmocnienie, które można dopasować z poziomu wspomnianej aplikacji. W typowej sytuacji, podczas rozmów w zatłoczonym pomieszczeniu możemy lepiej słyszeć naszego rozmówcę, o co dbają mikrofony kierunkowe separujące głos z frontu od odgłosów dochodzących z boków. Oczywiście takie produkty już na rynku istnieją, ale ze względu na szereg dodatkowych certyfikatów medycznych, ich ceny potrafią sięgać pułapu 800 euro.
Philips Audio zamierza wprowadzić swój wspomagający słuch produkt na rynek masowy, z ceną rozpoczynającą się na poziomie 179 euro. I właśnie takim projektom najbardziej kibicuję! Na półki sklepowe słuchawki T6908 trafią już w okolicach września tego roku. Będę się bacznie przyglądać i równie chętnie sprawdzę na sobie.
To będzie dobry rok dla produktów Philips
Oczywiście to nie wszystko co pokazał Philips na spotkaniu w Amsterdamie, ale opisane wyżej produkty z działki audio wydają mi się najbardziej znaczące z punktu widzenia typowego użytkownika. Wśród pozostałych nowości dźwiękowych zapowiedzianych na ten rok znalazły się bezprzewodowe (komunikujące się po Wi-Fi) głośniki do telewizorów z obsługą dźwięku przestrzennego, a także słuchawki przeznaczone dla bardziej aktywnych użytkowników (dokanałowe oraz modele bazujące na przewodnictwie kostnym, zaadaptowane m.in. do surowych warunków atmosferycznych). Jak sami rozumiecie: czego mam stosunkowo niewiele (aktywności fizycznej i miejsca obok TV), to mnie już jakby mniej interesuje. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.