Seat Arona Xperience to taki… krasnolud?
Długo myślałem nad tym, jak określić wygląd Seata Arona i zawsze kończyło się na krasnoludzie. Nieduży, zbity, ale masywny. Dokładnie taki jest Seat Arona. To bardzo dobre auto do miasta, którym bez większych problemów wciśniemy się w mniejsze przestrzenie.
Z racji ceny od razu na myśl przychodzi porównanie z testowanym przez nas niedawno Volkswagenem Taigo. Arona jest autem nieco krótszym (4154 vs 4266 mm), za to szerszym (1780 mm vs 1757 mm) i wyższym (1543mm vs 1518). Waży przy tym skromne 1135 kg.
Seat Arona może się podobać. Szczególnie z przodu sprawia wrażenie bardzo agresywnego. To zasługa sporego grilla, mocno kontrastującego w wersji z białym lakierem. Coś w sobie mają też mniejsze okrągłe światłą przeciwmgielne, wykorzystywane do doświetlania zakrętów.
Na bokach mamy efektowne przetłoczenia i bardzo ładne 18-calowe felgi. Warto też zwrócić uwagę na lusterka, ale do tego tematu za moment wrócimy.
Z tyłu mam jedno zastrzeżenie, co nie do końca leży mi we wszystkich SUV-ach Seata. Zderzak sięga nieco dalej niż dach, przez co mamy tutaj trochę taki kaczy kuper. Raczej jestem fanem nieco bardziej pionowego tyłu.
Czytaj też: Test Nissan Ariya. Tak wygląda przyszłość
Wzorowo wykonane wnętrze i bardzo duże pole widzenia
Wróćmy do lusterek Seata Arona. Są one delikatnie cofnięte, co w połączeniu z bardzo daleko sięgającą szybą boczną przekłada się na świetną widoczność na boki. Co można bardzo często docenić podczas jazdy w mieście. Niewiele aut tej klasy oferuje aż tak szerokie pole widzenia.
Arona nie jest drogim autem i nie próbuje takiego udawać błyszczącymi elementami wnętrza. I bardzo dobrze! Poza obramowaniem ekranu wszystko jest tutaj matowe. Wykonanie jest przyzwoite. Twardy, gruby plastik w połączeniu z gumowaną deską rozdzielczą robią bardzo pozytywne wrażenie. Nie do końca jestem fanem kontrastującej zieleni, która nie pasuje tu kompletnie do niczego, ale to wyłącznie kwestia gustu.
Nawiewy powietrza po bokach są automatycznie podświetlane i mam wrażenie, że powinny też być podświetlane wyloty na środku deski rozdzielczej, bo mamy tam identyczne wykończenie. Być może to jakaś usterka testowego egzemplarza. Miły, efektowny dodatek, ale w nocy podświetlenie odbija się w bocznych szybach, akurat na wysokośći lusterek i trzeba się do tego przyzwyczaić.
Poza przyciskami obok ekranu wszystko jest tutaj fizyczne. Arona jest w obecnej wersji jest jeszcze wolna od dotykowego wpływu Volkswagena. Dzięki temu sterowanie dostępnymi funkcjami jest bardzo intuicyjne.
Wnętrze jest komfortowe, a pomimo niewielkich wymiarów auta całkiem przestronne. Fotele są wygodne i bez problemu można tu podróżować komfortowo w cztery osoby. Nikt nie powinien narzekać na ilość dostępnego miejsca.
Bagażnik jest całkiem spory i ma pojemność aż 400 litrów. Dodatkowo pod podłogą znajduje się wydzielone miejsce na koło zapasowe.
Czytaj też: Test Kia Xceed GT-Line – kiedy kosmetyczne zmiany są rewolucją
Seat Arona ma funkcjonalne i przyjazne w obsłudze multimedia
SUV Seata może być wyposażony w ekran o przekątnej 9,2 cala oraz dodatkowy ekran kierowcy w ramach wirtualnego kokpitu. Oba prezentują się bardzo dobrze.
Interfejs ekranu głównego będzie znany posiadaczom nowszych Volkswagenów. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że w Aronie momentami działa on nawet lepiej niż w elektryczne serii ID. Elementy graficzne są tutaj przeplatane nieco bardziej klasycznymi listami funkcji i przełącznikami. Trochę jak w smartfonie i myślę, że każdy się tutaj łatwo odnajdzie.
Ekran kierowcy oferuje różne widoki z możliwością umieszczenia na nim wielu dodatkowych informacji. W sumie mamy tu trzy takie pola – obok prędkościomierza, obrotomierza i pomiędzy nimi. Możemy tam umieścić informacje o spalaniu, widok asystentów jazdy, czy podpowiedzi z mapy. Niestety centralnie może być umieszczona tylko domyślna mapa, a podpowiedzi z Android Auto lub Apple CarPlay są dostępne tylko w formie prostych, ale czytelnych strzałek.
Smartfon możemy połączyć całkowicie bezprzewodowo i w ten sposób korzystać ze wspomnianych systemów, co jest ogromną zaletą Arony.
Pierwszy raz spotykam się w aucie z nagłośnieniem Beats Audio i jestem rozczarowany. Pozytywnie i negatywnie. Pozytywnie, bo po systemie Beats spodziewałem się basowej papki, doprawionej jeszcze większą ilością basu. Nic z tych rzeczy. Dźwięk jest wyważony, dynamiczny o całkiem fajnym brzmieniu, ale spodziewałem się nieco więcej. Nagłośnienie, choć bardzo przyzwoite, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Zupełnie inaczej wygląda to w modelu Ateca, którego test opublikujemy w najbliższych dniach.
Na koniec sekcji technologicznej wspomnijmy jeszcze o czytelnej i dobrze działającej kamerze cofania.
Czytaj też: Test Volkswagen ID.3 – Pan elektryk do miasta
Seat Arona jest łaskawy dla portfela i przyjemny w prowadzeniu
Aronę, tak samo jak Volkswagena Taigo (a jakże), możecie kupić z 3-cylindrowym silnikiem o pojemności 1 litra i mocy 95 KM lub 110 KM, albo z 4-cylindrowym silnikiem o pojemności 1,5 litra i 150 KM mocy. Wersja 95-konna jest dostępna z manualną skrzynią biegów, 150-konna ze skrzynią automatyczną, a 110-konna występuje w obu wariantach. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Różnica w deklarowanym przez producentów przyspieszeniu 0-100 km/h nie powala na papierze (10,1 s dla Arony, 10,9 dla Taigo), ale w praktyce – uwierzcie, Arona bije Taigo na głowę. Przyspiesza znacznie chętniej, nie sprawia też wrażenia ociężałej, choć oba auta mają bardzo podobną masę. Rakieta to na pewno nie jest, ale da się nią jeździć sprawnie, nawet poniżej 55 roku życia. Zawieszenie potrafi wyłapać mniejsze nierówności, a wspomaganie jest lekkie i nie wymaga od kierowcy większego wysiłku.
Arona jest wyposażona w 4 tryby jazdy: Normal, Sport, Eco i Individual. Szczególnie ostatni zasługuję na pochwałę, bo pozwala ręcznie skonfigurować poszczególne parametry. Nie zauważycie między nimi wielkich różnic, ale tryb Sport realnie poprawia dynamikę auta – przełożenia biegów następują później, pozwalając mu na lepsze przyspieszanie i nieco usztywnia zawieszenie. Co ciekawe, mamy tu dedykowany tryb Sport, zmieniający ogólną charakterystykę jazdy oraz możliwość ustawienia samej skrzyni biegów w trybie sportowym. Wystarczy przesunąć lewarek z trybu D do siebie o jedną pozycję (o dwie włącza sekwencyjną, manualną zmianę biegów). Tryb sportowy jest przydatny, ale w mieście znacznie częściej używałam trybu Comfort ze względu na mniejsze spalanie.
Spalanie, które prezentuje się świetnie. Arona spalała w mieście 6,2 l/100 km, a kiedy ruch był minimalny i ograniczały mnie jedynie światła, było to zaledwie 5,7 l/100 km. Na drogach krajowych z ograniczeniem do 90 km/h spalanie zatrzymało się na 5,4 l/100 km, zaś na drodze ekspresowej, z tempomatem ustawionym na 120 km/h – na 6,6 l/100 km. Trzymanie się limitu 140 km/h na autostradzie to już znaczny skok, do 8,9 l/100 km.
Czy jest coś, co ten samochód wyróżnia? Nie, natomiast nie dam na niego powiedzieć złego słowa. Jest zwrotny, mieści się wszędzie, łatwo się prowadzi, przyspiesza przyzwoicie i pali mało. Gdybym szukała małego, miejskiego SUV-a, który nie wyczyściłby mi konta do 0 zł, Arona byłaby jednym z poważniejszych kandydatów.
Czytaj też: Mercedes AMG EQE 43 4Matic – plusy i minusy dużej rakiety na prąd
Niska cena startowa, ale dodatkowe pakiety potrafią ją sporo podnieść
Ceny Arony zaczynają się od 82 500 zł za wersję 95-konną w podstawowej linii wyposażenia do 120 100 zł za wersję 150-konną w najwyższej wersji wyposażenia. W tym miejscu przeszłabym do ciekawszych elementów wyposażenia wersji podstawowej oraz tego, co zyskujecie wraz z kolejnymi dopłatami, ale tym razem tego nie zrobię. Liczba dodatkowych pakietów i pojedynczych elementów wyposażenia mnie przerosła. Ogółem każdy może tu znaleźć coś dla siebie. Mam za to dwa wnioski.
Po pierwsze, Aronę da się kupić tanio. Testowany przez nas egzemplarz to wersja 110-konna z automatyczną skrzynią biegów w linii wyposażenia Xperience (lepiej wyposażona jest tylko wersja FR) kosztująca mniej więcej 125 000 zł. Zaopatrzono ją chyba we wszystkie dodatkowe pakiety, jakie Seat oferuje w tym modelu. Klimatyzacja automatyczna dwustrefowa, indukcyjna ładowarka do telefonu, podgrzewane fotele i kierownica, kontrola ciśnienia w oponach, asystent parkowania, kamera cofania, czujniki parkowania przód/tył, aktywny tempomat, światła LED, doświetlanie zakrętów, kontrola ciśnienia w oponach, czujnik deszczu i zmierzchu, system nawigacyjny… Brakuje tylko haka za nieco ponad 3000 zł. 125 000 zł za tak wyposażone auto to naprawdę niezła cena.
Drugi wniosek jest następujący – osoba, której dziełem jest miszmasz w konfiguratorze i cenniku, powinna z hukiem wylecieć z roboty. Pisałam o kwocie „mniej więcej” 125 000 zł, bo po prostu nie jestem pewna, czy zaznaczyłam wszystkie pakiety – niektóre się wykluczają, inne mają różne ceny, ale są opisane, jakby odpowiadały za dokładnie to samo, jednak największy problem jest taki, że JEST ICH ZA DUŻO. Część z Was pewnie myśli, że czepianie się bałaganu w konfiguratorze w teście samochodu jest bez sensu, ale prawda jest taka, że im bardziej sprzedawca komplikuje sprawę, tym mniejsze zaufanie wzbudza.
Czytaj też: Test Nissan Juke Hybrid – to nie jest samochód dla ludzi o ciężkiej nodze
Najtańsze auto w ofercie nie musi być słabe. Seat Arona jest tego najlepszym przykładem
Seat Arona, chociaż najtańszy w gamie producenta, jest udanym produktem. Patrzy się na niego bez przykrości, jeździ się przyjemnie, jest bezpieczny (5 gwiazdek Euro NCAP), da się go kupić poniżej 100 000 zł, pali mało, do tego jest objęty 5-letnią gwarancją. Same zalety.
Wybaczcie wcześniejsze porównania do Volkswagena Taigo, ale trudno było ich uniknąć. Jeden koncern, zbliżone wymiary, podobne wyposażenie i zakres cen, takie same silniki… Podobieństw jest więcej niż różnic, ale gdybym miała między nimi wybierać, bez wahania postawiłabym na Aronę. Oba modele są solidnymi autami dla rozsądnych ludzi, ale Arona potrafi dostarczyć więcej przyjemności z jazdy, niż jej niemieckie rodzeństwo.