Od sierpnia 2020 roku Twitter oferował odświeżoną bezpłatną wersję API dla developerów, którzy na bazie dostępu do interfejsu programistycznego mogli tworzyć różne ciekawe projekty na platformie, a także po prostu uczyć się fachu przez praktykę. Przejęcie Twittera przez Elona Muska w 2022 roku wprowadziło dotychczas stabilne środowisko pracy w fazę turbulencji. Pierwsze oznaki problemów pojawiły się w styczniu, kiedy przestały działać aplikacje zewnętrzne do Twittera.
Na mocy nowego regulaminu API zostało ostatecznie zablokowane, uniemożliwiając korzystanie z Twittera za pośrednictwem jakichkolwiek zewnętrznych aplikacji, takich jak Tweetbot czy Twitterrific. Apogeum sytuacji okazało się ubiegłotygodniowe obwieszczenie o wyłączeniu darmowego dostępu do API, rzekomo motywowane walką z botami. Poprzeczka dla zainteresowanych jest dość wysoka – za dostęp do API Twittera trzeba będzie zapłacić nawet 100 dolarów miesięcznie.
Darmowe API dla Twittera to broń obosieczna
Ostateczną liczbę botów na Twitterze trudno jest policzyć – oficjalne statystyki Twittera wspominają o zaledwie kilku procentach i to po stronie złych. Bo przy tej okazji dobrze jest wprowadzić rozróżnienie na tzw. dobre i złe boty. Stojące po dobrej stronie wykorzystują API do dostarczania masy ciekawych informacji. Złe odpowiadają m.in. za rozsyłanie spamu, szkodliwych treści, a także dezinformację.
Widać zatem wyraźnie, że całkowita eliminacja botów z Twittera (niezależnie od motywu ich działania) nie jest najlepszym rozwiązaniem dla platformy.
Sedno problemu polega na tym, że po ostatnich czystkach w stanie zatrudnienia liczba pracowników etatowych Twittera została zredukowana i to mocno – pod rządami Elona Muska zostało raptem 1300 osób (w sumie to jakieś 20% pierwotnego składu firmy), z czego ok. 550 stanowią pełnoetatowi inżynierowie oprogramowania. Trudno zatem wyobrazić sobie mozolny proces zatwierdzania botów korzystających z API przez tak mocno przetrzebioną ekipę odpowiedzialną za moderację.
Czytaj też: Twitter Blue w Polsce. Tu nie chodzi o pieniądze, tu chodzi o zasady
Bankructwo Twittera? Taka opcja zdaniem Muska była na stole
Masowa ucieczka reklamodawców, pozwy zbiorowe od byłych pracowników, widmo kontroli ze strony regulatorów UE, a do tego pęd Elona Muska ku rentowności sprawiają, że chmur nad Twitterem nie brakuje. Mało tego, na pewnym etapie w rozmowach z pracownikami na stole pojawiło się nawet widmo bankructwa. Oczywiście w takiej skali oznaczałoby to w zasadzie generalny remont na platformie, która w grudniu ubiegłego roku zanotowała globalnie 368 mln aktywnych użytkowników.