Istnieje pewien wyjątkowy rodzaj pocisków, które działają niczym pogromcy radarów, będąc w stanie oślepić wrogie systemy lotnicze
Kiedyś przykładem systemów antydostępowych (A2/AD) były wypełnione zaostrzonymi palami zamaskowane rowy, które powstrzymywały kawalerię przed szarżą, a później pola minowe, spełzające sen z powiek piechocie. Czasy jednak się zmieniły. W ubiegłym wieku narodziło się lotnictwo, czyli całkowicie nowa gałąź wojska, która zdołała odmienić niejedną bitwę czy to bezpośrednio (walcząc na froncie), czy pośrednio (zapewniając szybszy transport sprzętu i oddziałów). Samoloty i helikoptery należało więc jakoś zwalczać i tak oto powstały przeciwlotnicze systemy, które od swoich dosyć prostych wersji wyewoluowały z czasem w “panów przestrzeni powietrznej”, łącząc radary z wyrzutniami zaawansowanych pocisków przechwytujących.
Czytaj też: Korea Północna zorganizowała pokaz siły. Odgraża się światu nowymi pociskami balistycznymi
Większość radarów działa w trybie aktywnym, co oznacza, że nieustannie wysyłają “w świat” sygnały, a następnie odbierają je i na podstawie wszelkich odchyleń oraz różnic wykrywają obiekty w przestrzeni powietrznej. Tyle tylko, że wysyłając te sygnały, zdradzają swoją pozycję i choć zwykle nie jest to problemem, bo stacjonują w głębi przyjaznego terytorium, to kilka “specjalnych pocisków” jest w stanie przedrzeć się przez obronę przeciwlotniczą i uderzyć prosto w te radary. Jeśli z powodzeniem je zneutralizują, znacząco obniżają ryzyko kolejnych misji lotniczych, potencjalnie ratując życie pilotów oraz maszyny kosztujące nawet grube setki milionów dolarów.
Jeśli więc jakikolwiek pilot zostanie wysłany na misję z pociskami przeciwradiolokacyjnymi, to może śmiało stwierdzić, że należy do elity. Nie bez powodu, a dlatego, że misje z nimi są tak ryzykowne i wymagające, że tylko nieliczni mogą się ich podjąć. Operowanie tymi pociskami jest bowiem niczym pchanie się w gniazdo szerszeni – niebezpieczne, ale stanowi jedyny sposób, aby zniszczyć największe zagrożenie dla sił lotniczych, czyli radary systemów przeciwlotniczych. Nie jest to wcale takie łatwe, bo w praktyce jedne systemy przeciwlotnicze są najczęściej chronione przez drugie, a nawet trzecie i tak naprawdę trudno się temu dziwić, bo ich uszkodzenie praktycznie od razu otwiera wrogiemu lotnictwu furtkę do ataku.
Rozwój pocisków AGM-88 trwa. Marynarka chce wystrzeliwać ich najnowszą wersję z lądu i samolotów patrolowych
Opracowane w zeszłym wieku i wykorzystywane przez amerykańską armię od lat 80. ubiegłego wieku pociski AGM-88 HARM zawdzięczają swój drugi człon nazwy słowom “High Speed Anty-Radiation Missile”. W tłumaczeniu oznacza to “pocisk przeciwradiolokacyjny rozwijający wysokie prędkości”, który jest wyposażony w głowicę z systemem naprowadzania na źródło sygnałów radarowych. W praktyce oznacza to, że po wystrzeleniu pocisk zaczyna wyszukiwać swoją anteną odbiorczą źródła promieniowania radarowego i kierować się na niego. Jako że systemy obrony przeciwlotniczej są “ślepe” bez radarów, z których muszą ciągle korzystać, to wymagają od nich ciągłej emisji sygnału, który służy pociskom przeciwradiolokacyjnym za jeden wielki drogowskaz. Łatwo jednak jest skontrować, okazjonalnie wyłączając radary i ciągle zmieniając ich lokalizację.
Obecnie najnowsze wersje tych pocisków (AGM-88G AARGM) wykorzystują aktywny radar milimetrowy, dzięki któremu mogą uderzać nie tylko w nieustannie aktywne radary wrogich systemów przeciwlotniczych, ale też w ostatnią znaną im lokację, a nawet bezpośrednio w nie, kiedy są nieaktywne. AGM-88G wywodzi się bezpośrednio z poprzedniego wariantu (AGM-88E AARGM), ale jest diametralnie różny zewnętrznie i wewnętrznie, dzierżąc m.in. nowy silnik rakietowy i głowicę bojową oraz smuklejszy wygląd, dzięki nowym powierzchniom sterującym. Chociaż pocisk powstał wyłącznie w wersji do wystrzeliwania z powietrza, niedawno dowiedzieliśmy się, że rozwijająca go firma Northrop Grumman dostała nowy kontrakt od amerykańskiej marynarki na zweryfikowanie, czy jest choć cień szansy na uczynienie z AGM-88E wersji wystrzeliwanej z lądu oraz samolotów patrolowych P-8A Poseidon.
Czytaj też: Wystrzeli 6 pocisków w minutę i trafi cel z 40 kilometrów. Tak wygląda turecki bóg wojny
Jak firma tego dokona? Tego nie wiemy, ale pewne jest, że nie będą to wprawdzie aż tak użyteczne wersje, bo misje niszczenia systemów antydostępowych mają najwięcej sensu wyłącznie przy połączeniu tych pocisków z rozwijającymi wysokie prędkości myśliwcami, które mogą znaleźć się możliwie najbliżej celów i następnie uciec przed pociskami przechwytującymi, ale z pewnością się przydadzą. Jeśli nie w ataku, to przynajmniej w obronie, bo kiedy już wróg wedrze się na terytorium jakiegoś państwa, pierwsze, co robi, to zaczyna rozstawiać m.in. swoje systemy przeciwlotnicze przy tymczasowych bazach na okupowanych ziemiach.