Do niedawna Polska uchodziła za kraj, w którym energia wiatrowa była traktowana po macoszemu, a restrykcyjne regulacje na czele z zasadą 10H sprawiały, że 99,7 proc. obszaru naszego kraju nie nadaje się do zbudowania elektrowni wiatrowej – podaje OKO.press za think-tankiem Instrat.
Zasada 10H, która została wprowadzona w ustawie z 2016 roku, polega na tym, że wiatraki mogą być postawione z dala od zabudowań w odległości co najmniej 10-krotności wysokości turbiny razem z łopatą postawioną w pionie. W niektórych przypadkach chodziło aż o dwa kilometry pustej przestrzeni, a jak wiadomo, o taką w stosunkowo zabudowanej Polsce jest już trudno.
Co zakłada nowa ustawa?
Nowa „ustawa wiatrakowa”, która od kilku miesięcy znajdowała się w sejmowej zamrażarce, została wreszcie wyjęta na zewnątrz i była przedmiotem obrad Sejmu pod koniec stycznia. Jakie były początkowe założenia nowego prawa?
W zapisach „ustawy wiatrakowej” nie ma mowy o zasadzie 10H. Zamieniono ją początkowo w stałą odległość 500 metrów, w jakiej muszą znajdować się turbiny od zabudowań. W toku prac nad ustawą na przełomie stycznia i lutego dokonano korekty, zwiększając wymaganą odległość do 700 metrów. Okazuje się, że ta z pozoru niewielka zmiana, którą politycy nazywają kompromisem pomiędzy potrzebami społecznymi i branży OZE, powoduje, że 84 proc. planów rozbudowy turbin wiatrowych ląduje na śmietniku – dowiadujemy się z analizy Urban Consulting. Ponadto przy odległości 700 metrów zupełnie wykluczone zostaną województwa małopolskie, mazowieckie, śląskie i kujawsko-pomorskie, w których nie będzie żadnych terenów spełniających to wymaganie.
Czytaj też: Nowe chińskie turbiny wiatrowe będą większe od Pałacu Kultury. Kolejny rekord pobity
W rzeczywistości to, w jakiej minimalnej odległości od zabudowań będą mogły być stawiane turbiny wiatrowe będzie zależeć od zapisów Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP). Podstawą do instalacji będą wyniki strategicznej oceny oddziaływania na środowisko (SOOŚ) wykonane w ramach MPZP. Od przeprowadzenia oceny nie będą mogły odstąpić władze gminy.
Zasada 10H nadal pozostaje w przypadku odległości od parków narodowych. Jeśli mowa o rezerwatach przyrody, to minimalna odległość wynosi 500 metrów. Ponadto ustanowiono zakaz stawiana turbin na obszarach chronionych przyrodniczo (parki narodowe, rezerwaty przyrody, parki krajobrazowe i obszary Natura 2000). Budzi to pewne obawy, że niektóre obszary chronione, zwłaszcza parki krajobrazowe, nie będą tworzone lub rozszerzane, ponieważ w planach lokalnych władz ważniejsze może być utworzenie farm wiatrowych.
Jak zauważamy, ustawa wiatrakowa zawiera wiele obostrzeń, ograniczeń, które nazywane są przez polityków “kompromisem”. W porównaniu z pierwotną propozycją ustawy obecnie przegłosowane prawo w niewielkim stopniu liberalizuje poprzednie zasady z 2016 roku.
Przegłosowana 8 lutego ustawa trafiła pod obrady Senatu, który zaproponował kilka poprawek, m.in. obniżenie limitu odległości do 500 metrów, który był największą linią sporu. Posłowie w Sejmie podczas głosowania nad poprawkami Senatu 9 marca opowiedzieli się za ich odrzuceniem. Zatem nowe prawo, które zacznie obowiązywać, jest dokładnie takie, jakie przegłosowano na początku lutego.
Ustawa wiatrakowa przegłosowana. Poprawki Senatu poszły do kosza
Problematyczna wymagana odległość od turbiny była główną osią dyskusji, ale warto dodać, że nowa ustawa przypisze wiele praw samorządom. Między innymi na budowę farmy wiatrowej musi wyrazić zgodę rada gminy, na terenie której będzie postawiona. Ustawa daje szerokie udogodnienia także lokalnym społecznościom. Nie tylko samorządowcy mogą decydować, czy chcą lub nie chcą wiatraków na swoim terenie, ale również w przypadku zgody na budowę elektrowni mieszkańcom danej gminy producent energii powinien udostępniać 10 proc. mocy z zainstalowanego wiatraka.
Czytaj też: Co łączy panele słoneczne, turbiny wiatrowe, owce i pszczoły? Brytyjczycy wpadli na nietypowy pomysł
W takiej sytuacji można przyznać, że zapisy zachęcą gminy do budowania turbin wiatrowych. Do tej pory opłacało się to tylko największym gigantom energetycznym w Polsce, ale dzięki „ustawie wiatrakowej” będzie to korzystne również dla mieszkańców regionów, kreując tzw. energetykę społeczną.
Ustawa wiatrakowa zmieni krajobraz Polski nie do poznania. Kto jest przeciw?
Spośród ugrupowań politycznych, które najbardziej sceptycznie podchodziło w minionych miesiącach do proponowanej ustawy była Solidarna Polska. To właśnie brak porozumienia z ta partią był główną kością niezgody i spowodowało, że na kilka miesięcy projekt ustawy zniknął ze stołów.
Jednym z argumentów Solidarnej Polski oraz wielu innych osób, które są przeciwne budowie wiatraków na masową skalą, jest hałas. Cytując za OKO.Press wypowiedź prof. Piotra Kacejko, dowiadujemy się, że pierwotnie proponowany dystans 500 metrów nie jest odległością na tyle bliską, by życiu i zdrowiu człowieka mogło coś zagrażać:
Turbiny wiatrowe wydają charakterystyczny dźwięk. Z naszych badań wynika jednak, że w odległości 500 metrów nie oddziałuje on na zdrowie człowieka. Na duże odległości migrują tylko infradźwięki, ale nie ma jednoznacznych dowodów na ich negatywny wpływ na zdrowie ludzi.
Poza hałasem wymienia się również zaburzenie krajobrazu wiejskiego oraz negatywny wpływ na latające ptaki w pobliżu turbiny. Pierwsza kwestia zdaje się sprowadzać jedynie do poczucia estetyki każdego z nas – niektóre kraje wręcz kojarzą się nam z wiatrakami i turyści chętnie przyjeżdżają oglądać ogromne farmy na terenach wiejskich (Niderlandy czy Dania). W przypadku ptaków od kilku lat wprowadzane są różne rozwiązania zmniejszające liczbę wypadków – nie tylko stosuje się odpowiednie malowania łopat, które poprawiają widoczność turbin dla ptaków, ale również unika się stawiania turbin na trasach migracyjnych. Drugie rozwiązanie zastosowane w USA w stanie Kalifornia spowodowało spadek śmiertelności ptaków aż o 50 proc.
Czytaj też: W Chinach powstała największa na świecie morska turbina wiatrowa
Mnóstwo energii z wiatru, ale nadal jest jeden szkopuł
Chociaż pomysł nowej „ustawy wiatrakowej” brzmi znakomicie dla idei „zazieleniania” polskiej energetyki, ale czy ustawodawca zwraca uwagę na to, jak niestabilnym źródłem energii jest wiatr? Podobnie jak w przypadku innych OZE, tutaj również jest potrzeba budowy magazynów energii gromadzących nadwyżkę wyprodukowana podczas wietrznych dni, do której można sięgnąć w czasie gdy łopaty się nie kręcą.
Czytaj też: Rekord produkcji energii w Polsce. Turbiny wiatrowe wykręciły niemal maksimum, ale co się stało z nadwyżką?
W okresie Bożego Narodzenia w 2022 roku doszło nie po raz pierwszy do sytuacji, gdy odgórną decyzją trzeba było zredukować produkcję energii z wiatru, ponieważ była przewaga podaży nad popytem, a zdolności magazynujące elektrowni szczytowo-pompowych zostały już wykorzystane. Gdyby w Polsce znajdowało się więcej wielkoskalowych magazynów energii, wówczas ta sytuacje by się nie powtarzały, a każdy kW energii byłby wykorzystany do maksimum.
Na koniec musimy przyznać, że nawet bez „ustawy wiatrakowej” polska energetyka wiatrowa się rozwija. Obecne elektrownie mają łącznie maksymalną moc 9 GW, a 4 stycznia br. pracowały one z rekordową mocą aż 7,6 GW, produkując w ciągu godziny 7576 MWh. Jest to już znaczna wartość w mikście energetycznym naszego kraju i miejmy nadzieję, że będzie ona tylko rosła.
“Ustawa wiatrakowa” była przedmiotem głosowania w Sejmie 9 marca. Poprawki Senatu sugerujące wprowadzenie limitu 500 metrów zostały odrzucone. Ustawa w takiej formie trafi teraz do podpisania przez Prezydenta RP.