Wszystkie zdjęcia w materiale, poza zdjęciami telefonu (Canon EOS R6) zostały wykonane Xiaomi 13 Pro.
Czy to smartfony uratowały firmę Leica?
Leica to legenda fotografii. Marka, która swoimi produktami wielokrotnie rewolucjonizowała branżę i, jak przekonują jej przedstawiciele, była prekursorem mobilnej fotografii. Po części można się z tym zgodzić, bo zanim w 1914 roku powstała Die Ur-Leica von 1914, fotografia była bardzo stacjonarną sztuką. Aparaty były duże i umieszczane na statywach, a samo fotografowanie było bardzo czasochłonnym zajęciem. Zrobienie jednego ujęcia trwało nawet kilka minut. Zaprezentowany wówczas aparat nawet dzisiaj może uchodzić za bardzo kompaktowy.
Leice zawdzięczamy wiele ze współczesnej fotografii, ale też jej wcześniejszych etapów. Jak choćby kliszę do aparatów, która do dzisiaj niezmiennie mieści tyle samo klatek, co ponad sto lat temu.
Geneza marki Leica to temat na osobny materiał, ale spójrzmy na jej najnowszą historię. Na początku XXI wieku Leica miała bardzo duże problemy finansowe. Postępująca cyfryzacja skutecznie zmiatała z rynku klasyczne aparaty. Co prawda przedstawiciele firmy nie powiedzieli tego wprost, skupiając się bardziej na nowych inwestorach i ich zbawiennej pomocy, ale między wierszami dało się wyczuć, że wejście we współpracę z producentami smartfonów też dało pewien zastrzyk finansowy. Dzisiaj Leica radzi sobie bardzo dobrze, co też jest po części zasługą powrotu entuzjastów do nieco prostszych aparatów, o ile w ogóle możemy o takich mówić w przypadku legendarnej marki.
Czytaj też: Test Samsung SSD Shield T7 2 TB – jak prosta zmiana dysku zmieniła moją pracę
Leica w smartfonach
Po raz pierwszy Leica zawitała do smartfonów w 2016 roku wraz z modelem Huawei P9. Co ciekawe, w głównej siedzibie firmy oraz jej muzeum znajdują się tylko dwa smartfony. Pierwszym jest właśnie Huawei P9.
Współpraca Leiki z Huaweiem trwała do 2022 roku i modelu P50 Pro. Złośliwie można powiedzieć, że zakończyła się wraz z usługami Google’a…
Drugim wspomnianym smartfonem jest Leica Leitz Phone. To urządzenie stworzone we współpracy z marką Sharp, które jest dostępne wyłącznie na rynku japońskim i wiążą się z nim dwie ciekawostki. Pierwszą jest to, że po premierze był to przez dłuższy czas drugi najlepiej sprzedający się smartfon w Japonii. Druga to z kolei próby wprowadzenia go na rynek europejski i amerykański przez operatorów. Były w tej sprawie prowadzone rozmowy, ale póki co nie przyniosły skutku. A szkoda, bo w Japonii jest już dostępna druga generacja Leitz Phone’a.
Muzeum i siedziba firmy Leica to świetne miejsce, nie tylko dla fana fotografii. Można tu zobaczyć praktycznie wszystkie urządzenia marki, aparaty, obiektywy i lornetki albo w oryginale, albo przynajmniej w formie replik, jak choćby wspomniany Die Ur-Leica von 1914, którego oryginał jest przechowywany w sejfie lokalnego banku. Od ogromu dostępnego tu sprzętu można dostać zawrotu głowy, a jeśli do tego dodamy sobie, ile ten sprzęt kosztuje, to aż dziwne, że nie chronią go zastępy uzbrojonych ochroniarzy. Weźmy chociaż poniższe gabloty, w których przechowywane są limitowane edycje aparatów i obiektywów Leica. Wartość zawartości tej ściany jest liczona w grubych milionach euro.
Jeśli będziecie kiedyś w okolicach Frankfurtu nad Menem, warto odwiedzić miejscowość Wetzlar i zobaczyć siedzibę firmy Leica. A teraz przyjrzyjmy się smartfonowi, który bardzo wysoko zawiesza poprzeczkę mobilnej fotografii.
Czytaj też: Test Huawei Watch Buds – pomysłowy hit czy przekombinowany kit?
Xiaomi 13 Pro paskudnie się błyszczy, ale broni się wykonaniem obudowy. W końcu jest IP68!
Kiedy otworzyłem pudełko z Xiaomi 13 Pro, nogi się pode mną ugięły. Czarny, lustrzany, błyszczący… Co w tym złego? Spróbujcie zrobić temu zdjęcie, to więcej nie zapytacie. Na niektórych zdjęciach specjalnie zostawiłem widoczny kurz nie z lenistwa, a z premedytacją. To najgorszy możliwy materiał do fotografowania, który zbiera kurz i odciski palców jak szalony. Ale… w tym przypadku nie jest aż tak strasznie.
To zasługa tylnego panelu, który nie jest szklany, a ceramiczny. To bardzo rzadki materiał w świecie smartfonów i przede wszystkim jest odporniejszy niż szkło, więc nie pokrywa się tak szybko małymi zarysowaniami i nieco mniej zbiera odciski palców. Choć mimo wszystko przy zakupie bez wahania postawiłbym na biały wariant kolorystyczny.
Obudowa nie wyróżnia się niczym spektakularnym. Jest świetnie wykonana, wzorowo spasowana i w końcu może pochwalić się normą IP68, której do tej pory w Xiaomi brakowało. Smartfony były wodoodporne, ale bez certyfikatów.
Ekran jest lekko zakrzywiony i zachodzi na boki. Zakrzywienie jest praktycznie takie same jak w Xiaomi 12 Pro i chyba mi się już trochę opatrzyło, bo zdecydowanie przychylniej patrzę w stronę naprawdę pięknego Xiaomi 13.
Pan Teleobiektyw wyznacza nową jakość
Pewnie większość laurów będzie zbierać aparat główny Xiaomi 13 Pro z 1-calową matrycą (Typu-1), a to teleobiektyw jest tutaj największą gwiazdą, bo zmienia zdecydowanie najwięcej. Xiaomi mówi o nim floating telephoto lens, za sprawą funkcji Focus Shift. Obrazując, mamy tu w wnętrzu obiektywu ruchomą soczewkę, która przesuwa się wraz z odległością od fotografowanego obiektu. Dzięki czemu aparat ostrzy już z odległości 10 cm, a to wprowadza zupełnie nową jakość do mobilnego fotografowania z bliskiej odległości. Zobaczcie sami:
Na tym dobre informacje się nie kończą, bo aparat ma optyczną stabilizację obrazu, matryca rozdzielczość 50 Mpix, a obiektyw jasną przysłonę f/2.0 oraz ekwiwalent ogniskowej 75 mm. Rzadko spotykany w mobilnej fotografii, o czym niedawno pisałem w tym materiale, a dający zupełnie nową perspektywę. Na co dzień wolę używać długich ogniskowych w klasycznych aparatach, nie jestem fanem szerokiego kąta i jeszcze nigdy tak dobrze nie korzystało mi się ze smartfonowego teleobiektywu. Co więcej, Xiaomi 13 Pro oferuje prawdopodobnie najlepszy teleobiektyw na rynku smartfonów.
Dłuższa ogniskowa bardzo dobrze sprawdza się w fotografii portretowej. Twarz jest dzięki temu jeszcze mocniej odcięta od tła i dosłownie wyskakuje ze zdjęcia. Ujęcia są bardzo szczegółowe i mają bardzo dobre kolory. Dodatkowo do wyboru mamy kilka trybów, imitujących różne ogniskowe – czarno-biały 35 mm, wirujący bokeh 50 mm, portret 75 mm i nieostrość 90 mm. Jest z tym sporo zabawy, a efekty potrafią cieszyć oko. Poniżej możecie zobaczyć efekty z wykorzystaniem każdego z powyższych trybów (w tej samej kolejności) w dzień i w nocy.
Czytaj też: Test OnePlus 11 5G. Nie musisz być Pro, żeby zabijać flagowce
Aparat główny Xiaomi 13 Pro z 1-calową matrycą i dużym wsparciem firmy Leica
1-calowa matryca, czyli mówiąc poprawnie matryca Typu-1 (ale sami rozumiecie, SEO, pozycjonowanie tekstu, hasła muszą się zgadzać) to ciągle rzadkość na rynku smartfonów. W przypadku Xiaomi mieliśmy ją do tej pory tylko w niedostępnym w Polsce Xiaomi 12S Ultra, a obecnie będzie on konkurować z Vivo X90 Pro, który zostanie zaprezentowany już za kilka dni.
Firma Leica, wbrew temu, czego się spodziewałem, brała udział w tworzeniu optyki aparatu Xiaomi 13 Pro. Byłem przekonany, że współpraca ograniczała się tylko do kalibracji kolorów i przyklepania logo na obudowie. Obok przygotowania sprzętowego mamy tutaj również dwa główne profile kolorów. Leica Vibrant, który możemy nazwać współcześnie efektownym do social mediów, oferuje nieco bardziej nasycone, podbite i efektowne kolory. Leica Authentic to profil kolorystyczny zbliżony do aparatów Leica. Nieco bardziej surowy, klimatyczny, delikatnie wyprany i z lekka winietą. Wszystkie zdjęcia w tym materiale były wykonane w trybie Leica VIbrant, poza poniższymi (i widocznym wyżej zdjęciem Audi):
Dodatkowo w obu profilach kolorystycznych możemy wybrać filtry, które imitują wygląd zdjęć z konkretnych modeli aparatów Leica. W połączeniu z dostępnymi trybami fotografowania jest tego tyle, że o samej tylko aplikacji aparatu można by napisać kilka osobnych tekstów.
Zdjęcia wykonane aparatem głównym są świetnej jakości. Pełne szczegółów, bardzo ładne kolorystycznie, ostre, z rzadko spotykaną rozpiętością tonalną. Algorytmy sztucznej inteligencji dobrze rozpoznają scenerię i dobierają pod nią parametry obrazu, ale mimo wszystko nadal zdarzają się sytuacje, kiedy robiąc dwa zdjęcia jedno po drugim potrafią one mieć nieco inny wygląd. Za to trzeba pochwalić niemal bezstratny 2-krotny zoom, który jest 12 Mpix wycinkiem z pełnego rozmiaru 50 Mpix matrycy.
Zdjęcia nocne
Fotografia nocna to mocna strona Xiaomi 13 Pro. Przede wszystkim nie dąży on do przesadnego rozjaśniania kadru. Jak ma w zwyczaju zdecydowana większość kolorów. Mamy tu bardzo ciekawie wyglądający balans między cieniami, a jasnymi elementami, podobnie jak między szczegółowością, a prasowaniem kadru algorytmami odszumiającymi. Może z wyjątkiem aparatu ultraszerokokąnego, gdzie odszumianie jest mocno widoczne, a szczegóły giną. Na zdjęciach nocnych faktycznie widać, że są zrobione w nocy i tam, gdzie kadr powinien być czarny, bo w końcu jest ciemno, jest czarny. Może brzmi to trochę głupio, ale w smartfonowej fotografii nocnej to wcale nie jest takie oczywiste.
Ultraszeroki kąt Xiaomi 13 Pro nie wzbudza żadnych emocji
Nie jestem pewny, czy wynika to z tego, że za mocno nakręciłem się na teleobiektyw i dużą matrycę aparatu głównego, czy aparat ultraszerokokątny Xiaomi 13 Pro faktycznie jest… no jest i działa. Zachowuje charakterystykę typową dla smartfonowych aparatów tego typu. Czyli jest ostry w centrum kadru, z mocno widocznym rozmyciem na bokach. Trzeba za to pochwalić jedną z lepszych kolorystyk zdjęć, ale mimo wszystko wypada ona wyraźnie słabiej niż w dwóch pozostałych aparatach. Być może to jest już ten czas, kiedy producenci smartfonów powinni zacząć poprawiać aparaty ultraszerokokątne?
Czytaj też: Wideorecenzja Xiaomi 12 Pro – czy w parze z ceną idą wysokie możliwości?
Od zdjęć RAW wymagałem zbyt dużo
Kiedy producent smartfonów zaczyna chwalić się zdjęciami RAW, od razu mówię sprawdzam! W Xiaomi 13 Pro mamy 10-bitowe zdjęcia RAW, a dodatkowo Adobe Lightroom i Photoshop oferują gotowe profile stworzone właśnie dla tego modelu smartfonu. Mój entuzjazm mocno opadł, kiedy zobaczyłem, że pliki RAW z Xiaomi 13 Pro mają niemal ten sam rozmiar, co JPEG. Kiedy zobaczyłem je w Lightroomie byłem już pewny, że trochę przesadziłem z moimi wymaganiami.
Zdjęcia RAW ze smartfonów są piekielnie trudne, rzekłbym wręcz oporne, w edycji. Bardzo daleko im do tego, co można zrobić ze zdjęciami z klasycznych aparatów. Xiaomi 13 Pro stoi pod tym względem nieco wyżej niż większość smartfonów, ale niżej od niedoścignionej Xperii Pro-I. Szczególnie widać to przy próbie lekkiej zmiany tonu braw, próbie ich mocniejszego nasycenia oraz rozjaśnienia cieni. Mimo wszystko efekty uznaję zdecydowanie za zadowalające.
Obrobione zdjęcia RAW:
Xiaomi 13 Pro to świetny flagowiec
Xiaomi 13 Pro nie ma żadnych kompromisów, jeśli chodzi o specyfikację. To bardzo dobra informacja, bo rok temu troszkę tej uber-specyfikacji brakowało. Choć niezmienni Xiaomi 12 Pro to jeden z moich ulubionych smartfonów 2022 roku, to brak choćby topowego zestawu aparatów pozostawiał pewien niesmak. Trzeba było zapłacić za niego duże pieniądze, z tyłu głowy zostawała świadomość, że nie jest to najmocniejszy model w ofercie producenta. W tym roku już tego nie ma. Xiaomi 13 Pro ma dosłownie wszystko i jeszcze trochę.
Ekran AMOLED ma przekątną 6,73 cala i wyświetla obraz o maksymalnej rozdzielczości 1440 x 3200 pikseli przy 120 Hz odświeżaniu. Odświeżanie jest adaptacyjne, a lista możliwości ekranu bardzo długa. Mamy tu choćby 240 Hz próbkowanie dotyku, czy pokrycie palety kolorów P3 oraz deklarowaną jasność w piku aż 1900 nitów. Na papierze to topowy ekran i taki też jest w praktyce. Jakość obrazu jest wzorowa w praktycznie każdych warunkach.
Topowy jest również procesor, czyli Qualcomm Snapdragon 8 Gen 2 i w Polsce dostępny będzie wariant z 12 GB pamięci RAM i 256 GB pamięci wbudowanej UFS 4.0. Smartfon działa perfekcyjnie i trzeba faktycznie chcieć zamęczyć go nienaturalnie wzmożoną pracą wielozadaniową, żeby zmusić go do pracy z pełną mocą. Xiaomi chwali się wydajniejszym chłodzeniem, dzięki czemu maksymalna temperatura pracy ma wynosić ok 40 stopni Celsjusza. W codziennym użytkowania nie udało mi się go zmusić do nadmiernego nagrzania obudowy.
W kwestii łączności mamy dosłownie wszystko. Gotowość na Wi-Fi 7, NFC, Bluetooth 5.3 i 5G. Sieć piątej generacji odbierałem na naszych krajowych protezach, ale również w roamingu zagranicznym. Zasięg jest bardzo dobry, a jakość rozmów wysoka.
Xiaomi od dawna słynie z wyróżniających się wibracji i tak jest też w tym przypadku. Przekłada się to choćby na wygodniejsze wprowadzanie tekstu, bo odpowiedź haptyczna ekranu jest bardzo dobrze wyczuwalna i dzięki temu nawet tak prosta i codzienna czynność jest zwyczajnie wygodniejsza. Choć na co dzień nie przykładam do tego dużej wagi, to nie mogłem nie zauważyć wyróżniających się pod względem jakości brzmienia głośników stereo. Naprawdę dają radę.
Czytaj też: Xiaomi 12S Ultra – jakie zdjęcia robi najlepszy smartfon, którego nie kupisz w Polsce?
Xiaomi 13 Pro dostał jeszcze większy akumulator i 120 W ładowanie
Xiaomi 12 Pro bardzo dobrze radził sobie z czasem pracy na pojedynczym ładowaniu i oferował 120 W ładowanie. W praktyce oznaczało to ładowanie akumulatora do pełna w niecałe 20 minut. O ile w Ustawieniach była włączona funkcja przyśpieszonego ładowania.
Obecność tej funkcji, jak i moc ładowania pozostały bez zmian, za to akumulator Xiaomi 13 Pro urósł z 4600 do 4820 mAh i tak, dzięki temu działa jeszcze dłużej od poprzednika. W zasadzie ani razu nie zaskoczył mnie nagłym lub zbyt szybkim rozładowaniem, a użytkowałem go bardzo intensywnie. Wieczorami stan naładowania akumulatora rzadko spadał mi poniżej 30%. Ogółem to jeden z najlepszych pod tym względem flagowców.
Większy akumulator przy tej samej mocy ładowania oznacza delikatnie wydłużenie czasu karmienia smartfonu, ale według deklaracji Xiaomi to wzrost z 18 do 19 minut. W praktyce ładowania nadal trwa ok 20 minut, co niezmiennie jest świetnym wynikiem. Bez zmian pozostała moc ładowania bezprzewodowego, która wynosi 50 W i tu ciekawostka, Xiaomi deklaruje, że czas ładowania spadł z 42 do 36 minut. W praktyce, o ile mamy kompatybilną ładowarkę, mówimy o ładowaniu do pełna w ciągu ok 40 minut.
Xiaomi 13 Pro jest bardzo drogi, ale w tym roku ciężko powiedzieć, że jest za drogi
Xiaomi 12 Pro kosztował w momencie premiery 5199 zł i był uważany za zbyt drogi. To wspomniany wcześniej efekt spowodowany tym, że mieliśmy świadomość, że firma nie oferuje nam najlepszego smartfonu ze swojej oferty, a rząda za niego bardzo dużych pieniędzy.
Lepiej usiądźcie wygodnie, bo Xiaomi 13 Pro jest o wiele droższy. Został wyceniony w Polsce na aż 6299 zł, a jego sprzedaż wystartuje 8 marca. Zapewne dołączy do tego jakaś promocja przedsprzedażowa. Czy to dużo? Łooopanie kto to widział tyje za Ksajomi płacić! Niby tak, ale przyznaję, że dawno już tak bardzo nie zachwycił mnie aparat w smartfonie. I to nie jeden, a w tym przypadku dwa aparaty. Nie dostajemy jednego super-aparatu obudowanego czymkolwiek na dokładkę, a bardzo mocną paczkę. Do tego naprawdę flagową specyfikację i najmocniejsze dostępne podzespoły oraz wysoką moc ładowanie (Panie Samsung…).
Pod względem specyfikacji i możliwości, Xiaomi 13 Pro broni swojej ceny. A czy broni się przed konkurencją? OnePlus 11 jest wyraźnie tańszy i kosztuje 4199 zł (8/128 GB) lub 4599 zł (16/256 GB), ale jego aparat to nie jest ta sama liga. Samsung Galaxy S23 Ultra to wydatek od 6799 zł (8/256 GB), przez 7499 zł (12/512 GB), po bolesne 8699 zł (12/1024 GB). Do tego dołączy jeszcze Vivo X90 Pro, którego ceny nie mogę Wam jeszcze zdradzić, ale będzie ona na pewno ciekawym tematem w dyskusji. No i wspomnijmy jeszcze o kosztującym, bez promocji, 5999 zł (8/256 GB) lub 6499 zł (8/512 GB) Huawei Mate 50 Pro.
Zapewne będzie wiele narzekań na cenę Xiaomi 13 Pro, ale osobiście uważam, że możliwościami i tym, co pokazuje w stosunku do konkurencji, zdecydowanie się broni.