340 europosłów było za, 279 przeciw, 21 wstrzymało się od głosu, a więc pozamiatane. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami już w 2035 roku na terenie Unii Europejskiej nie kupisz nowego auta spalinowego. Patrząc na to, w jakim kierunku postępuje oferta producentów, ta przyszłość nadejdzie jeszcze szybciej. Pytanie, czy my będziemy na nią gotowi.
Zakaz sprzedaży aut spalinowych przegłosowany. Pogódź się z myślą o zakupie elektryka
Dziś kwestia kupna auta elektrycznego lub spalinowego to kwestia wyboru, preferencji i możliwości – zarówno finansowych, jak i, nazwijmy to, infrastrukturalnych. Jeśli możesz żyć z kompromisami i masz mnóstwo pieniędzy: możesz kupić auto elektryczne. Jeśli nie masz zamiaru godzić się na kompromisy, a budżet nie pozwala ci nadpłacić sporej sumy do zakupu BEV: kupujesz auto spalinowe.
W 2035 roku nie będzie to już kwestia preferencji, a wyboru zwyczajnie nie będzie. Komisja Europejska właśnie zatwierdziła regulacje, w ramach których auta z silnikami spalinowymi znikną ze sprzedaży, a zastąpią je auta, które nie generują emisji z rur wydechowych. Oczywiście zakaz z początku obejmie wyłącznie nowe auta; rynek spalinowych aut używanych z pewnością będzie jeszcze kwitł przez długie lata.
Z drugiej jednak strony już w 2030 roku na terenie UE ma zostać osiągnięty cel pośredni, czyli redukcja emisji CO2 o 50 proc. dla samochodów dostawczych i 55 proc. dla samochodów osobowych. Możemy więc śmiało zakładać, że do tego czasu oferta sprzedaży nowych aut zostanie zdominowana przez auta elektryczne.
Wydawać by się mogło, że to szmat czasu, ale tak naprawdę jest to rzeczywistość o wiele bliższa, niż można przypuszczać. Według danych statystycznych Polacy wymieniają auta średnio co 7 lat (oczywiście mowa także o kupnie aut używanych, niekoniecznie o wymianie na nowe z salonu), więc mówimy o jednym, góra dwóch cyklach wymiany auta. Teraz spójrzmy na inną statystykę – średni wiek auta używanego w Polsce to 14 lat. Jeśli założymy, że w ciągu najbliższych lat oferta aut spalinowych będzie się kurczyć, to w chwili, gdy regulacje unijne wejdą w życie, także na rynku aut używanych będzie coraz mniej ofert na ICE, a coraz więcej na BEV. Mówiąc wprost: nieważne, czy kupujesz auto nowe, czy używane, lepiej przyzwyczaj się do myśli, że twoje obecne lub następne auto może być ostatnim samochodem z napędem spalinowym w twoim życiu. Znając życie w ramach „dokręcania śruby” z czasem pojawią się takie regulacje (i choćby podatki), które sprawią, że posiadanie jakiegokolwiek auta z silnikiem spalinowym będzie miało sens tylko dla najbardziej zagorzałych petrolheadów, którzy ani myślą zmieniać się w evheadów. Pozostaje jednak kluczowe pytanie – czy to źle?
Cóż, raczej nie. Walczyć z globalnymi zmianami klimatu musimy na wszelkie możliwe sposoby. I nawet jeśli dzisiaj produkcja aut elektrycznych generuje więcej emisji niż produkcja aut spalinowych, to w miarę efektu skali i osiągania “neutralności klimatycznej” na łańcuchu produkcyjnym auta elektryczne będą stawać się coraz bardziej “zielone”. Pozostaje natomiast jeszcze jedna, kluczowa kwestia:
Twoje następne auto będzie elektryczne. Czy jesteśmy na to gotowi?
Gdybyśmy oceniali przygotowanie Polski do nowych regulacji unijnych dziś, to zasługujemy na dwóję z plusem. Szczególnie zasługuje na nią największy koncern energetyczno-paliwowy, który zdaje się przykładać najmniejszą wagę do tej transformacji, podczas gdy ma do niej największy potencjał, ale to temat na inną dyskusję. Dziś na elektromobilność gotowe są wyłącznie największe ośrodki miejskie. Przy czym są one „gotowe” na dzisiejsze zagęszczenie aut elektrycznych. Nie na to, ile będzie ich jeździć po drogach za 7-10 lat.
Prowincja z kolei jest w głębokiej… zadumie, co z tym problemem zrobić. Osobiście jestem nastawiony bardzo pesymistycznie, gdy patrzę na to, jak rozwija się sytuacja w mojej okolicy. Umówmy się, o nadejściu regulacji unijnych wiedzieliśmy od kilku lat, a tymczasem na Pomorzu w mojej okolicy przybyło raptem kilka ładowarek i to takich nie za szybkich. Jakby tego było mało, w moim mieście w ciągu ostatnich dwóch lat powstały cztery nowe stacje benzynowe (różnych sieci) i ŻADNA nie jest wyposażona w stację szybkiego ładowania.
Czytaj też: Auto elektryczne na prowincji – czy to ma sens? Po dwóch tygodniach testów znalazłem odpowiedź
Mam jednak nadzieję, że dzisiejsze przypieczętowanie losu motoryzacji rozpocznie lawinę zdarzeń, której pokłosiem będzie rychła poprawa infrastruktury ładowania w Polsce i nie tylko. Mamy 12 lat. Na horyzoncie majaczą ogromne inwestycje w „czystą energię”, jak chociażby plany wielkich farm wiatrowych na Bałtyku czy mgliste plany budowy elektrowni atomowej, więc jest szansa, że za dekadę auta elektryczne nie będą “tankowane” prądem pochodzących ze spalania paliw kopalnych, a co za tym idzie, będą faktycznie ekologiczne. Aby jednak elektryfikacja Polski się udała, czym prędzej musi do tych inicjatyw dołączyć kompleksowy plan budowy infrastruktury do ładowania aut elektrycznych, tak, aby w perspektywie dekady każdy miał gdzie naładować auto elektryczne, niezależnie od tego, czy mieszka w podmiejskim domu z fotowoltaiką na dachu, w kamienicy w centrum miasta czy na głębokiej prowincji.
Do rozwiązania pozostają też powiązane z tym problemy, na przykład to, czy nasza infrastruktura energetyczna w ogóle będzie w stanie „udźwignąć” tyle aut elektrycznych ładowanych na raz, czy może czeka nas scenariusz szwajcarski, w którym władze nakazały ograniczenie ładowania EV, aby uniknąć blackoutu. Musimy być gotowi nie tylko na to, że kilka osób we wsi zacznie naraz ładować swój samochód, ale także na to, że zacznie robić to na raz 50 osób pod blokiem.
To wszystko złożone kwestie wymagające ogromnych nakładów sił i środków, a na ich realizację pozostało naprawdę niewiele czasu. Jeśli naprawdę w 2035 roku (a prawdopodobnie wcześniej) nie będzie się dało kupić innego nowego auta niż elektryka, to infrastruktura MUSI być na to gotowa. Zegar tyka.