Ten ostatni zapis przegłosowanych właśnie przepisów to poprawka zaproponowana w ostatnich dniach przez niemieckiego ministra transportu Volkera Wissinga. W sprzedaży będą mogły pozostać auta spalinowe, ale tylko te zasilane paliwem neutralnym pod względem emisji dwutlenku węgla, tzw. e-paliwem lub paliwem syntetycznym. Z pewnością to właśnie tego zapisu uchwycą się wszyscy miłośnicy aut spalinowych, którzy wprowadzenie zakazu sprzedaży aut spalinowych uważają za ograniczanie ich wolności do zatruwania wszystkim życia.
Co to jest e-paliwo?
Mówiąc najprościej chodzi o paliwa, które w ogólnym bilansie będą neutralne dla środowiska pod względem emisji CO2. To z kolei oznacza, że skoro paliwo będzie emitowało dwutlenek węgla, to w procesie produkcji musi go pobierać ze środowiska, innej możliwości nie ma. Wbrew pozorom, przynajmniej na poziomie koncepcyjnym nie jest to niemożliwe. Weźmy za przykład rośliny energetyczne. W procesie spalania oddają one do atmosfery dwutlenek węgla, które w ciągu swojego życia pochłaniały z powietrza. Zgodnie z przepisami unijnymi takie rośliny można uważać za neutralne dla klimatu mimo tego, że w procesie spalania, jak każde inne emitują dwutlenek węgla. To samo należy zrobić z paliwami. Jeżeli w procesie produkcji paliw będziemy zużywali dwutlenek węgla pobrany z atmosfery, to stworzone w tym procesie paliwa będą neutralne klimatycznie.
Czytaj też: Samochody elektryczne nieprędko zdominują drogi. Powstał przedziwny sojusz
Kiedy powstały pierwsze e-paliwa?
Jakby tego było mało, paliwa tego typu produkowane były już ponad sto lat temu, bo już w 1910 roku w Niemczech. Wtedy to do produkcji paliw syntetycznych podgrzewano węgiel w oleju, a następnie wysycano go wodorem, lub też łączono tlenek węgla z wodorem w odpowiednich katalizatorów. Więcej, w drugiej połowie XX wieku podobne paliwa i to na masową skalę produkował jeden z koncernów paliwowych z RPA. W tym przypadku głównym motywatorem była ochrona własnego rynku, na który wiele krajów świata nałożyły surowe embargo.
Czytaj też: E-metanol, czyli ekologia pełną gębą. Europejski kraj buduje rekordowo dużą fabrykę
W dzisiejszych czasach proces produkcji e-paliw jest jeszcze prostszy. Wystarczy wszak dwutlenek węgla pozyskany z atmosfery nasycić wodorem i mamy e-paliwo.
Jak pozyskuje się CO2 z atmosfery?
W ostatnich latach bezustannie słyszy się o nowych osiągnięciach na rynku odnawialnych źródeł energii. Z jednej strony co roku wydaje się miliardy na to, aby ograniczyć emisję gazów cieplarnianych, a z drugiej strony wydaje się kolejne miliardy na to, aby nie tylko nie emitować, ale także odsysać dwutlenek węgla z atmosfery. We wrześniu 2021 roku w Islandii uruchomiona została Orca, czyli instalacja, która na pierwszy rzut oka wygląda jak jakaś instalacja przemysłowa, którą najłatwiej byłoby obwinić o emisję olbrzymich ilości dwutlenku węgla. Rzeczywistość jest jednak zgoła odmienna. Orca jest ogromnym pochłaniaczem dwutlenku węgla z atmosfery. Choć jest to instalacja testowa, to według konstruktorów ze szwajcarskiej firmy Climeworks, będzie ona w stanie usuwać z atmosfery około 4000 ton dwutlenku węgla z atmosfery rocznie. Średnio tyle CO2 emituje w ciągu roku około 900 samochodów. Nie jest to fantastyczna wydajność, ale nie ma w tym nic dziwnego. Dwutlenek węgla stanowi 0,04 proc. objętości powietrza, a więc aby wychwytywać go na masową skalę, konieczne jest przepompowywanie olbrzymich ilości powietrza.
W tym konkretnym przypadku powietrze wpadające w wentylatory urządzenia kierowane jest do kontenerów wyposażonych w odpowiedni filtr. Kiedy na filtrze zbierze się dwutlenek węgla, temperatura w zbiorniku jest podnoszona, a uwolniony w ten sposób dwutlenek węgla mieszany jest z wodą i wtłaczany w skały bazaltowe znajdujące się 1000 metrów pod powierzchnią. Taki dwutlenek węgla można teoretycznie nasycić wodorem i produkować z niego paliwo. Jak?
Czytaj też: Unii nie obchodzi, że Polacy nie chcą elektryków. Zakaz sprzedaży aut spalinowych przegłosowany
Jak powstaje e-paliwo?
Przepis zasadniczo jest prosty: wystarczy dwutlenek węgla z atmosfery, woda i energia elektryczna z odnawialnych źródeł energii. Wodę w procesie elektrolizy trzeba podgrzać do temperatury około 800 stopni Celsjusza. W tym momencie dochodzi do jej rozkładu na wodór i tlen. Do wodoru dodaje się w kolejnych procesach dwutlenek węgla w temperaturze około 220 stopni Celsjusza i przy wysokim ciśnieniu. W całym cyklu powstaje swego rodzaju ciecz energetyczna oparta o węglowodory. Po uzdatnieniu można ją wykorzystać w samochodach spalinowych jako swoisty e-diesel. Jeżeli chcemy natomiast stworzyć odpowiednik benzyny, w dużym uproszczeniu do powyższej mieszanki dodaje się izooktan w stanie płynnym. Powstałe w ten sposób paliwo nie zawiera siarki ani benzenu, dzięki czemu jego spalanie jest procesem bardzo czystym.
Owszem, produkcja e-paliw zawsze była jednak droższa od produkcji paliw na bazie ropy naftowej, stąd i nigdy e-paliwa nie przebiły się na otwartym rynku. Jeżeli jednak w sprzedaży nie będzie aut spalinowych zasilanych zwykłym paliwem ropopochodnym, to auta zasilane jego ekologicznym odpowiednikiem będą musiały konkurować jedynie z autami elektrycznymi, które także do tanich (ani w produkcji, ani w serwisowaniu, ani w zasilaniu) nie należą, a jednocześnie mają wiele innych wad, takich jak przerażająco długi czas ładowania, ograniczona infrastruktura ładowarek, wysoki koszt wymiany zużytych ogniw i zero przyjemności z jazdy.
Ile kosztuje e-paliwo?
O ile sam proces produkcji e-paliw wydaje się prosty, to problemem jest jego koszt. Jakby nie patrzeć, w procesie produkcji trzeba będzie zużyć olbrzymie ilości odnawialnej energii do tego, aby wychwycić z atmosfery dwutlenek węgla, przewieźć go na miejsce produkcji e-paliw, zużyć energię do procesu elektrolizy i łączenia powstałego w nim wodoru z przywiezionym dwutlenkiem węgla, aby następnie kierowcy… ponownie wyemitowali dwutlenek węgla do atmosfery. Jeżeli na dodatek uwzględnimy fakt, że przy każdej zmianie stanu skupienia czy przy każdym kolejnym procesie chemicznym traci się energię, zauważymy, że paliwo syntetyczne nie będzie należało do rzeczy tanich. Obecne szacunki wskazują, że litr takiego neutralnego ekologicznie e-paliwa będzie kosztował 46 złotych. Wróć, koszt jego wyprodukowania będzie tyle wynosił. A trzeba pamiętać, że ktoś jeszcze musi zapłacić za budowę wszystkich fabryk i instalacji i ktoś musi wygenerować zysk dla koncernu e-paliwowego. Możemy być pewni jak niczego innego, że tym kimś na końcu będzie kierowca.
W takiej sytuacji może się okazać, że auta elektryczne to jednak tańsze i mniej problematyczne wyjście. Przyjdzie się przyzwyczaić do stania godzinami w kolejce do stacji ładowania, ale przecież inteligentni ludzie wiedzą doskonale co zrobić z czasem w tejże kolejce, prawda?
Czytaj też: Auto elektryczne na prowincji – czy to ma sens? Po dwóch tygodniach testów znalazłem odpowiedź