Markę Jackery oczywiście znam nie od dziś i nie od wczoraj. Nie ma chyba fana nowych technologii, który nie słyszałby o tej marce, gdyż w ciągu ostatnich lat po wielokroć pojawiała się ona na kanałach amerykańskich youtuberów, lecz niestety o zakupie tych produktów w Polsce mogliśmy tylko pomarzyć, bo nie były one u nas oficjalnie dostępne, ani nie występowały w wersjach kompatybilnych z naszymi gniazdkami.
Teraz się to zmieniło. W 2023 r. Jackery w końcu udostępniło swoje przenośne magazyny energii w wersjach z europejską wtyczką i dziś każdy zainteresowany może wejść na Amazon.pl i kupić taki gadżet dla siebie.
Gdy otrzymałem propozycję testów tego sprzętu pomyślałem „no dobra, sprawdzę, pobawię się, potem oddam i zapomnę”. W polskich warunkach raczej nie jeździmy na wczasy w głuszę, nie mam też łodzi czy przyczepy kempingowej, gdzie Jackery Explorer 1500 Pro mógłby pełnić rolę agregatu i powerbanku, toteż jego użyteczność na własne potrzeby oceniałem jako znikomą. Jak bardzo się myliłem!
Jackery Explorer 1500 Pro to kawał sprzętu
Pomówmy chwilę o tym, czym w zasadzie jest Jackery Explorer 1500 Pro, bo przecież nie każdy musi kojarzyć takie sprzęty. Najprościej nazwać go turystycznym powerbankiem czy też magazynem energii o pojemności 1512 Wh i mocy 1800 W (szczytowa 3600 W).
Od strony konstrukcyjnej sprawia on wrażenie dość kompaktowego; mierzy bowiem 38,4 x 26,9 x 30,75 cm, więc bez problemu zmieścimy go do bagażnika każdego samochodu, do schowka w przyczepie czy przechowamy na półce w garażu. Trzeba tylko mieć na względzie, że to pomarańczowo-czarne pudełko waży 17 kg. Do przenoszenia możemy wykorzystać bardzo wygodny uchwyt, który jest do tego tak solidny, że można całość wykorzystać jako kettlebell i robić przysiady z obciążeniem.
Od strony konstrukcyjnej urządzenie Jackery to prawdziwy czołg. Obudowa jest plastikowa, ale wzmacniana i miejscami gumowana, odporna na upadki. Urządzenie jest też ognioodporne, ale niestety nie wodo- czy pyłoszczelne. Gniazdka są co prawda zabezpieczone gumowymi uszczelkami o znacznej grubości, ale całości lepiej nie wystawiać na deszcz (choć oczywiście nic wielkiego się nie stanie, jeśli postawimy ją na wilgotnym podłożu, np. trawie mokrej od porannej rosy). Producent zapewnia również, że wyposażył urządzenie w inteligentny system BMS z 12 rodzajami zabezpieczeń, więc nie musimy się bać, że dojdzie do jakiegoś przepięcia lub eksplozji.
Jeśli chodzi o wejścia i wyjścia, Jackery Explorer 1500 Pro ma jeden wyraźny kompromis w wersji europejskiej względem wersji amerykańskiej – zamiast trzech pełnowymiarowych gniazdek mamy tylko dwa, bo nasza „wtyczka” zajmuje po prostu więcej miejsca. Do tego pozostają gniazda 12V, dwa porty USB-A z obsługą standardu Qualcomm Quick Charge 3.0 o maksymalnej mocy 18 W oraz dwa porty USB-C z obsługą standardu Power Delivery i ładowania do 100 W.
Całość kontrolujemy kilkoma przyciskami na obudowie, a podgląd parametrów urządzenia znajdziemy na frontowym, czytelnym wyświetlaczu. Chwali się, że przyciski są duże i mają wyraźny klik, więc bez trudu można je obsługiwać nawet w roboczych rękawiczkach. Po lewej stronie pod gumową uszczelką znajduje się też latarka o dużej mocy, zaskakująco przydatna podczas korzystania z urządzenia. Ma ona dwa ustawienia natężenia oraz zintegrowany tryb SOS.
Z tyłu znajdziemy z kolei wejście do ładowania z gniazdka AC oraz szybkiego ładowania DC do 1400 W. W zestawie znajdziemy też niezbędne okablowanie, w pasującej, pomarańczowej kolorystyce i dedykowanym etui.
Podczas testów ładowałem Jackery Explorer 1500 Pro ze zwykłego gniazdka. Naładowanie od kompletnego rozładowania do 100% potrwało 1:33h, co jest bardzo dobrym wynikiem, jak na tego typu urządzenie. Producent zapewnia również, iż sprzęt może znieść nawet 2000 cykli ładowania (do 70%).
Nie trzeba się też martwić tym, że gdy urządzenie będzie stało nieużywane, to energii nam kompletnie zabraknie. Producent deklaruje grubo ponad rok czasu czuwania do poziomu 80% (czego oczywiście nie byłem w stanie zweryfikować), a gdy sam nie używałem stacji ładowania przez pięć dni, nie ubył ani jeden procent naładowania.
Skoro o ładowaniu mowa, to warto wspomnieć, że Jackery Explorer 1500 Pro można ładować nie tylko z gniazdka, ale także przy użyciu opcjonalnych, mobilnych paneli słonecznych Jackery SolarSaga. Występują one w trzech odmianach:
- SolarSaga 80
- SolarSaga 100
- SolarSaga 200
Co więcej, możemy połączyć ze sobą panele do osiągnięcia maksymalnej mocy 1400 W, czyli np. połączyć siedem paneli SolarSaga 200. Wówczas – według danych producenta – naładowanie do pełna potrwa około 2 godzin. Otrzymałem do testów jedną sztukę panelu SolarSaga 200, ale niestety w zimowych warunkach nie sposób było przetestować jego wydolności. Muszę więc zaufać producentowi, według którego jeden taki panel w słoneczny dzień powinien naładować magazyn energii do pełna w 9,5 godziny.
Tak naprawdę jedyny zarzut, jaki mogę postawić temu urządzeniu po kilku tygodniach testów, to generowany przezeń hałas, zwłaszcza podczas ładowania stacji oraz przy podłączeniu urządzeń o wysokim zapotrzebowaniu energetycznym. Producent deklaruje głośność na poziomie 46 dB, co nie brzmi jakoś przesadnie głośno, ale w praktyce odgłos chłodzenia magazynu energii jest bardzo wyraźny i nieprzyjemny. W domu czy w garażu na pewno nie będzie przeszkadzał, ale podczas biwaku w głuszy może już zakłócać ciszę w dość odczuwalny sposób.
Słowo należy się też panelowi SolarSaga 200. Trafia on do użytkownika gustownie zapakowany w pokrowiec z miejscem na kable zasilające, a jego rozkładana konstrukcja sprawia, że naprawdę łatwo go przetransportować i przechowywać (mierzy tylko 54 x 61,5 x 4 cm i waży ok. 8 kg). Mam jednak problem z tym, jak zachowuje się panel po rozłożeniu.
Przede wszystkim konstrukcja nie ma żadnych usztywnień, nawet przy podstawkach, więc dość trudno ją rozłożyć w pojedynkę tak, by stabilnie stała (ma ponad 2 metry rozpiętości po rozłożeniu). Jest też na tyle niestabilna, że gdy rozłożyłem ją na moment na tarasie w celu robienia zdjęć, to po chwili pod wpływem podmuchu wiatru po prostu się złożyła.
To z pewnością bardzo użyteczny dodatek, ale nie sprawdzi się w każdych warunkach i na każdym terenie, aczkolwiek miło, że panele są wodoodporne z normą IP67, więc nie musimy się martwić, jeśli np. zostawimy ja na zewnątrz, by podładowały stację schowaną we wnętrzu kempingu czy namiotu, a nagle zacznie padać deszcz.
Co można naładować dzięki Jackery Explorer 1500 Pro?
Słowem: wszystko. No, może nie licząc samochodu elektrycznego – próbowałem podłączyć do stacji BMW i4, ale ładowarka samochodowa nie chciała rozpocząć pracy, zapewne ze względu na zbyt niską moc wyjściową. Nie polecam też podłączać urządzeń o wyższej mocy niż 1800 W, które przewiduje producent – podłączenie czajnika 2200 W poskutkowało rozładowaniem całej stacji szybciej, niż zagotowała się woda.
Dopóki jednak wykorzystujemy ten produkt zgodnie z jego przeznaczeniem i specyfikacją, Jackery 1500 Pro jest bardzo użytecznym i uniwersalnym powerbankiem.
Przykładowo, naładowanie iPhone’a 14 Pro Max od 10 do 100% potrwało 1:50h. W tym czasie z magazynu energii „uciekł” raptem 1% zapasu, co pozwala mi mniemać, że producent dość mocno niedoszacowuje możliwości swojego urządzenia, bo według oficjalnej specyfikacji iPhone’a 13 (o mniejszym akumulatorze) można naładować maksymalnie 63 razy.
Sprawdziłem też, ile mocy pobierze laptop gamingowy z zasilaczem o mocy 240 W, podłączony do stacji ładowania przez godzinę. Godzina pracy laptopa z pełną mocą zużyła 7% zapasu energii z magazynu.
Do Jackery Explorer 1500 Pro możemy podłączyć również szereg akcesoriów mniej lub bardziej turystycznych. Zapasu energii bez problemu wystarczy na przeszło 10 godzin podtrzymania małej lodówki turystycznej, kilkanaście godzin pracy telewizora czy do 3 godzin pracy wiertarki o mocy do 800 W.
Z oczywistych względów nie byłem w stanie przetestować każdej estymacji producenta, jednak miałem okazję sprawdzić, jak Jackery sprawdza się praktyce, a nie tylko wymuszonych, sterylnych testach.
Jackery Explorer 1500 Pro dwukrotnie uratował mnie podczas przerwy w dostawie prądu
Ostatnie tygodnie na Pomorzu upłynęły pod znakiem silnych wiatrów, które pociągnęły za sobą problemy w dostawie prądu, dotkliwe zwłaszcza na wsiach. Pierwsza tego typu przerwa przyszła z nienacka, po wichurze, gdy okazało się, że w nocy zerwane zostały pobliskie linie wysokiego napięcia i cała okolica pozostała bez prądu na blisko dobę.
Dzięki Jackery mogłem chociaż podłączyć młynek elektryczny oraz ekspres Moccamaster i zaparzyć kawę, ratując się od bólu głowy. Jeśli chodzi o to, ile energii zużyła taka operacja:
- Mielenie ziaren w młynku Wilfa Svart: 0% – młynek o mocy ok. 200 W dopiero przy piątym mieleniu zużył 1% energii
- Parzenie 600 ml kawy w ekspresie Moccamaster Select: 5% z mocą około 1060 W (1700 W podczas wstępnego gotowania wody)
Pozostały zapas energii zużyłem, podtrzymując przez dwie godziny pełnowymiarową lodówkę z zamrażarką, by uratować przechowywane w niej kilogramy mrożonej borówki amerykańskiej.
Dosłownie kilka dni później Jackery kolejny raz uratował mnie przed brakiem prądu; tym razem było to wyłączenie planowe, które jednak trwało przeszło 7 godzin i skutecznie utrudniło mi życie, bo z jednej strony znów nie miałem jak zaparzyć kawy, a z drugiej: cały dom ogrzewany jest piecem gazowym, który bez prądu nie działa. Gdy za oknem jest -5 stopni Celsjusza, nawet kilka godzin przerwy w ogrzewaniu oznacza, że w całym domu zaczyna się robić bardzo zimno.
Na szczęście Jackery bez żadnego problemu poradził sobie z podtrzymaniem pieca gazowego kondensacyjnego, który pobiera niespełna 200 W, dzięki czemu mimo awarii prądu nie zabrakło mi ani ogrzewania, ani ciepłej wody.
Spodziewam się, że to nie ostatni raz, gdy tego typu gadżet mi się przyda, bo według informacji od sąsiadów, którzy mieszkają tu znacznie dłużej, przerwy w dostawie prądu występują regularnie. Nie muszę wierzyć na słowo; podczas spaceru z psem mogłem zaobserwować, że co najmniej połowa domów wyposażona jest w agregaty prądotwórcze i pewnie sam będę musiał sobie taki sprawić. W sytuacji awaryjnej jednak rozwiązanie takie jak magazyn energii również może być na wagę złota i wcale nie musimy jeździć na wczasy w głuszę, by to docenić.
Czy warto kupić Jackery Explorer 1500 Pro?
Pytanie nie brzmi „czy warto” tylko „czy Cię na to stać”. Bo to, że tego typu sprzęt warto mieć pod ręką, zwłaszcza gdy mieszkamy w domu lub często wyjeżdżamy „w teren”, jest dla mnie oczywiste. Przez ostatnie tygodnie miałem więcej niż jedną okazję, by docenić obecność tego gadżetu.
Niestety na tle klasycznego, przenośnego agregatu zasilanego benzyną, Jackery Explorer 1500 Pro jest gadżetem dość drogim. Koszt zakupu przedstawia się następująco:
- Jackery Explorer 1500 Pro – 7999 zł
- Zestaw Jackery Explorer 1500 Pro i jeden panel SolarSaga 200 – 10999 zł
Jeśli zaś zechcemy dokupić do magazynu energii kompatybilne panele słoneczne, czeka nas wydatek rzędu co najmniej 1599 zł za SolarSaga 100. Polska cena SolarSaga 200 bez zestawu nie jest jeszcze znana, ale na pewno nie będzie niska, gdyż w USA kosztuje on 699 dol. Dla chętnych w ofercie dostępne są też nieco słabsze i nieco tańsze modele Explorer 1000 oraz 1000 Pro lub znacznie droższy, ale bardziej pojemny Explorer 2000 Pro.
Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy warto wydać tyle pieniędzy na przenośny magazyn energii. Patrząc na to, jak bardzo Jackery Explorer 1500 Pro potrafi ułatwić życie i jak bardzo przydaje się w sytuacjach kryzysowych, decyzja o zakupie powinna być wyłącznie kwestią ceny.
Z początku myślałem, że to sprzęt tylko dla hamerykanów, mieszkających w Boulder, w stanie Kolorado, jeżdżących co weekend na overlanding swoimi podniesionymi Toyotami 4Runner, jednak w czasie testów przekonałem się, że nawet w domu na przedmieściach dostęp do takiego gadżetu może się okazać na wagę złota.