Lenovo Legion Phone nie zagrzał miejsca na rynku
Lenovo Legion Phone, a w zasadzie Legion Duel, zadebiutował w 2020 roku. Miał 144 Hz ekran AMOLED, najmocniejszego wówczas Snapdragona 865 5G+, wysuwany aparat do selfie i szereg gamingowych bajerów, wśród których nie mogło zabraknąć podświetlenia RGB. Choć najbardziej innowacyjną funkcją było szybkie ładowanie, które w wariancie 16/512 GB obsługiwało maksymalną moc 90 W. Wtedy to była bardzo wysoka wartość.
Rok później firma pokazała Legion Duel 2 z nietypowym aparatem wysuwanym z dłuższego boku, a do ładowania z mocą 90 W wykorzystywane były dwa porty USB-C. Nie pojawiły się żadne nowe przecieki na temat trzeciej generacji smartfonu, więc portal Android Authority zwrócił się do Lenovo z pytaniem, co dalej.
Lenovo wycofuje swoje smartfony do gier Legion z systemem Android w ramach szerszej transformacji biznesowej i konsolidacji portfolio gamingowego. Jako lider w dziedzinie urządzeń i rozwiązań gamingowych, Lenovo jest zaangażowane w rozwijanie kategorii w różnych formach, a także skupianie się na obszarach, w których może przynieść największą wartość globalnej społeczności graczy. – czytamy w oświadczeniu Lenovo przesłanym portalowi.
Czy dotychczasowe urządzenia będą jeszcze wspierane pod kątem aktualizacji? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, choć pewnie nie wszyscy podzielą moje zdanie, że to bardzo dobry ruch ze strony Lenovo.
Czytaj też: iPhone doczekał się funkcji, którą Androidy mają od lat. iOS 16.4 zrobi porządek z Twoimi zdjęciami
Gamingowe smartfony były złym pomysłem i wiemy to już od lat. Ale nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej przebija mi się w głowie myśl, że może jednak nie wszędzie gamingowe smartfony nie mają sensu. W Azji to może mieć swoją niszę, ale w przypadku reszty świata nie ma kompletnie żadnego sensu.
Na początku ta kategoria urządzeń to było faktycznie coś nowego i interesującego. Wszystko zaczęło się od Razer Phone’a oraz Asusa ROG Phone. Razer w zasadzie nie wyróżniał się niczym szczególny. Poza dedykowanym trybem gamingowym i podświetlanym logo (wiadomo, RGB) to był bardzo zwyczajny, aczkolwiek urzekająco piękny smartfon.
Asus poszedł krok dalej. W 2019 roku smartfon przyjechał do mnie zapakowany w walizkę podróżną, bo oprócz niego zestaw zawierał szereg dodatkowych urządzeń. O ile dedykowany pad do umieszczenia w nim smartfonu był użytecznym gadżetem, tak naprawdę nie wiem, kto chciałby płacić za stację dokującą z dodatkowymi portami, stację dokującą numer 2 pozwalającą przekształcić smartfon w komputer w wariancie przewodowym lub bezprzewodowym (stacja dokująca numer 3). Oprócz tego, że wszystko było absurdalnie drogie, to wraz z kolejnymi generacjami smartfonu Asus wypuszczał kolejne generacje akcesoriów, a wszystko w równie wysokich cenach. Minęły cztery lata, a firma szykuje się do premiery już siódmej generacji ROG Phone’a i choć z roku na rok te urządzenia otrzymują stosowne usprawnienia, tak koncepcja pozostała z grubsza bez zmian.
Swoje gamingowe linie ma też Xiaomi (Black Shark) oraz cały czas kolejne modele wypuszcza Nubia z serii Red Magic. Swoją drogą, Black Sharka 3 bardzo lubiłem, bo możliwość przypisania skrótów do dowolnych przycisków do mocniejszego wciśnięcia lewej lub prawej połowy ekranu pozwalała mi wymiatać w mobilne Call of Duty, ale smartfon umarł śmiercią tragiczną. Spuchł mu akumulator po trzech latach użytkowania. Ale w żadnym stopniu nie mam za to pretensji do producenta. Tyle tylko, że smartfonu używałem wyłącznie do… grania w Call of Duty, więc o wiele bardziej ekonomiczny byłby zakup pada z miejscem na dowolny inne model.
Czytaj też: OnePlus 11 5G jest jak wierny kompan. Trudno o lepszy komplement dla smartfonu
Zamysł towarzyszący tworzeniu smartfonów dla graczy zakładał, że będą z nich korzystać profesjonalni gamerzy, którzy będą streamować rozgrywkę za pomocą smartfonów oraz kiedy skończą granie na komputerze, przesiądą się na urządzenia mobilne i będą grać dalej. Noo… nie. To się kompletnie nie udało. Po części za sprawą konkurencji, po części za sprawą Androida. Nintendo Switch zdominował rynek mobilnego grania, a przecież mamy jeszcze Steam Decka i masę różnych i bardzo udanych emulatorów starszych konsol. Wszystkie one oferują nie tylko większe możliwości, ale mają też więcej dobrych, dużych i dopracowanych tytułów. Rynek gier na Androida jest może i jest duży, ale zdominowany przez proste tytuły. Nikt nie potrzebuje najwydajniejszego na rynku smartfonu za tysiące złotych do grania w Candy Crush.
Gamingowe smartfony kosztują krocie, ale nie oferują wcale więcej od klasycznych flagowców. Kręcą lepsze wyniki w benchmarkach, co jest zazwyczaj zasługą wydajniejszego chłodzenia, mają wyróżniające się głośniki i do czasu miały wyższą częstotliwość odświeżania ekranu oraz maksymalną moc ładowania akumulatorów, no i są niedoścignione pod względem odpustowego wyglądu. Za to mają bardzo słabe aparaty, są duże i ciężkie.
Wszystko to powoduje, że smartfony gamingowe są produktem niszowym, który nie zdobył rynku tuż po starcie, więc tym bardziej nie zrobi tego dzisiaj. Przynajmniej nie w obecnej formie. Póki rynek gier na Androida nie przejdzie jakiejś rewolucji, na co się nie zapowiada i póki smartfony dla graczy nie zaczną realnie konkurować z kosztującymi tyle samo flagowcami (na co też się nie zapowiada), nie wróżę im najmniejszego sukcesu. W Lenovo ktoś to w końcu zrozumiał i trzymam kciuki za pozostałych producentów, żeby też doszli do podobnych wniosków.