Analitycy nie mają dobrych wieści dla producentów smartfonów. W tym roku nie ma co oczekiwać wielkich wzrostów sprzedaży
Zamiast typowego, dość ogólnego „kiedyś to było”, giganci na rynku smartfonów, patrząc na wyniki sprzedaży, mogą sobie powtarzać „przed pandemią to było”. I faktycznie, pandemia na rynku smartfonów zmieniła bardzo wiele. O ile 2020 rok był naprawdę świetnym okresem dla producentów laptopów czy nawet tabletów, które przeżywały swoją drugą młodość, tak dla smartfonów już nieszczególnie. Niby niecały rok był taki zły, bo po rekordowych spadkach w pierwszych kwartałach, przyszedł dość gwałtowny wzrost i… kolejna zapaść. Sytuacja nie jest oczywiście tak prosta, bo bywały momenty chwilowego oddechu, takie jak ostatnie kwartały roku, kiedy to święta napędzały sprzedaż, ale ogólny stan rynku smartfonów od wielu miesięcy jest po prostu zły.
Do tej pory analitycy przewidywali, że 2023 rok przyniesie w końcu znaczącą poprawę, rynek się „przebudzi”, a sprzedaż zacznie wracać do normy. Tymczasem, jak możemy przeczytać w raporcie firmy analitycznej IDC, także specjaliści musieli trochę zrewidować swoje prognozy. Ożywienie rynku nie nastąpi jednak tak szybko, jak im się wcześniej wydawało. Dotychczas spodziewali się, że w tym roku dostawy smartfonów wzrosną o 2,8%, a teraz wieszczą kolejny spadek – dokładnie o 1,1%.
Czytaj też: Rynek smartfonów zalicza rekordowe spadki. Tak źle nie było od dekady
Spadki mają najbardziej dotknąć modele z Androidem, podczas gdy iPhone’y będą w trochę lepszej sytuacji. To akurat nie dziwi, segment premium niezmiennie radzi sobie całkiem dobrze, a sprzęty Apple’a wciąż wiodą prym wśród drogich smartfonów.
Dlaczego nie chcemy kupować nowych smartfonów?
Jak już wcześniej wspomniałam, inflacja i kryzys gospodarczy to jedne z powodów, na które najczęściej zwala się winę za spadki na rynku smartfonów. To oczywiście prawda, nie wydajemy już tak chętnie pieniędzy na nowe telefony, bo nie są to produkty pierwszej potrzeby. Gdy produkty na sklepowych półkach drożeją, wymiana smartfona na nowszy model schodzi na dalszy plan. Kryzys gospodarczy to z kolei niepewna przyszłość; oba czynniki mocno się ze sobą wiążą i skutecznie powstrzymują klientów przed nadprogramowymi wydatkami.
Warto jednak zerknąć nieco głębiej. Z jednej bowiem strony mamy chęć oszczędności, a z drugiej sytuację w segmencie urządzeń premium. Apple jako główny producent modeli z tej wysokiej półki cenowej radzi sobie całkiem dobrze i tak zapewne będzie w przyszłości. W 2022 roku gigant zanotował 1-procentowy wzrost sprzedaży. Na pierwszy rzut oka taki wynik nie imponuje, jednak wśród innych firm, takich jak Samsung, Xiaomi, Oppo czy Vivo, tylko Apple udało się zakończyć ubiegły rok na plusie. Wszyscy inni zanotowali spadki o 6% (Samsung) do nawet 22% (Oppo i Vivo). Trochę trudno zrzucić tutaj winę na niechęć konsumentów do wydawania pieniędzy, prawda?
Co więc (prócz ceny) odróżnia iPhone’y od modeli konkurencji? Apple wypuszcza co roku cztery (w porywach pięć, jeśli weźmiemy pod uwagę SE) modele nowych smartfonów i to wszystko, podczas gdy pozostali zasypują nas nowościami, które często są po prostu odgrzewanymi kotletami ze zmienioną nazwą i kilkoma ulepszeniami. Takie urządzenia nie wnoszą niczego nowego, są wtórne i trudno powiedzieć, by komukolwiek szybko zabiło serce na widok kolejnego takiego modelu. Inaczej wygląda to w segmencie premium, bo flagowce i składaki mają do zaoferowania bardzo dużo, przynoszą wiele nowinek technicznych i dlatego te nie mają problemu ze znalezieniem nabywców.
Dodatkowo żywotność telefonów stale rośnie. Jeszcze kilka lat temu standardem było, że producenci zapewniali 2 duże aktualizacje Androida i maksymalnie 3 lata wsparcia zabezpieczeń. Samsung już od jakiegoś czasu znacznie wydłużył ten czas (aktualnie wynosi od odpowiednio 4 i 5 lat), a w jego ślady powoli idą inne firmy poganiane przez Unię Europejską. Nadal daleko im do Apple’a, który zapewnia nawet 7-letnie wsparcie dla swoich urządzeń, ale to i tak spory krok naprzód. Klienci nie czują się już zmuszani do częstych wymian swoich modeli, przez co bez przeszkód mogą korzystać z nich nadal.
Swój udział, choć na razie niewielki, ma również dążenie do ułatwienia samodzielnej naprawy. Ten pomysł jest jeszcze w powijakach, ale powoli kolejni producenci zaczynają kierować się w tę stronę, czego przykładem może być najnowsza budżetowa Nokia. Może w przyszłości, znów pod naciskiem Unii Europejskiej, doczekamy się, że każdy smartfona użytkować latami i naprawiać samodzielnie tak jak modele od holenderskiej firmy Fairphone.
Rynek może nieco się ożywi, ale nie wróci do stanu sprzed lat
Analitycy nie doradzają już „przeczekania kryzysu”, a zaczynają namawiać gigantów do zmiany strategii. Specjaliści z IDC przewidują, że ożywienie rynku może nastąpić dopiero w 2024 roku, ale tak samo myśleli kilka miesięcy temu w kontekście roku 2023. Trzeba więc w końcu spojrzeć prawdzie w oczy – rynek się nasycił, klienci mają dość odgrzewanych kotletów i niewiele wnoszących nowości prezentowanych co kilka miesięcy. W tym przypadku pora wziąć sobie do serca, że „mniej znaczy więcej” i skupić się na ograniczeniu oferty i zmniejszeniu liczby premier. Wówczas taki nowy smartfon faktycznie zacznie kogoś interesować i klienci szybciej sięgną po portfele, bo będą wiedzieli, że urządzenie może być tego warte.
Tylko czy tak się stanie? Zobaczymy, choć pesymistyczna część mnie mocno w to wątpi, zwłaszcza w przypadku chińskich producentów, którzy smartfonami sypią jak z rękawa, zupełnie nie przejmując się, że te premiery mało kogo obchodzą.