Wielokrotnie pisałam o tym, że każdy kierowca zainteresowany kupnem elektryka powinien pogodzić się z faktem, że z dedykowaną aplikacją mobilną komfort użytkowania auta będzie nieporównywalnie wyższy niż bez niej. Każdy producent ma swoją apkę i uwierzcie, nawet te najbardziej okrojone są przydatne. Dzisiaj jednak nie będziemy rozmawiać o tych najprostszych. Dzisiaj opowiem Wam o aplikacji dedykowanej elektrykom Nissana – Nissan Connect EV.
Podstawy Nissan Connect EV
Zacznijmy od podstaw. Aplikacja Nissan Connect EV jest dostępna dla telefonów z systemem Android i IOS. Wystarczy ją pobrać, zarejestrować konto i przypisać samochód. Rejestracja wygląda dokładnie tak samo jak w wielu innych programach, a dodanie pojazdu to kwestia kilku minut – musicie w nim fizycznie siedzieć i mieć jego numer VIN. Aplikacja i samochód przeprowadzą Was przez cały proces.
Kiedy już się zarejestrujecie i dodacie pojazd, możecie wprowadzić ulubione adresy (dom, praca, etc.), a także określić swoje preferencje co do powiadomień. W aplikacji znajdziecie także poradnik kierowcy, numer telefonu do obsługi klienta oraz możliwość zarezerwowania wizyty serwisowej. Słowem wszystko, czego możecie potrzebować jako klient. Nie to jest jednak najważniejsze, przejdźmy do funkcji zarezerwowanych dla elektryków.
Szukanie, prowadzenie, planowanie
Każda szanująca się aplikacja wspierająca auto elektryczne powinna być bogata w informacje o stanie akumulatora, informacje o trwających sesjach ładowania, a także porządny planer ładowania. Bez zbędnych suspensów – tak, Nissan Connect EV ma to wszystko, podane w przejrzystej formie.
Stan samochodu możecie sprawdzić w każdej chwili – aplikacja powie Wam w ilu % akumulator jest naładowany, na jaki zasięg ta wartość się przekłada, a do tego otrzymacie informację o tym, czy auto jest zablokowane. Jeżeli nie wiecie, gdzie dokładnie zostawiliście samochód, możecie również znaleźć jego lokalizację i uruchomić prowadzenie do niego. Wiem, brzmi śmiesznie, ale potrafi oszczędzić czas. Zostawiłam Ariyę na parkingu pewnej galerii handlowej i jedyne, co zapamiętałam, to poziom, na którym zaparkowałam. Po 2 godzinach zakupów… Cóż, może i to auto rzuca się w oczy, ale było daleko, a ja byłam zmęczona, uruchomiłam więc tę funkcję i pokornie szłam tak, jak aplikacja mi kazała. Trafiłam bez problemu. Przydatne? Przydatne.
Jeżeli ładujecie swoje auto przede wszystkim w domu, do swojej dyspozycji macie planer ładowania. Możecie ustawić sobie maksymalnie trzy harmonogramy ładowania. W każdym z nich wybieracie dni tygodnia i godziny, w których samochód ma się ładować. Jeżeli macie tańszą taryfę nocną, nie musicie biegać wieczorem do garażu i podłączać swojego elektryka do prądu. Wystarczy zrobić to po powrocie do domu – nie będzie się ładował przed wyznaczoną przez Was godziną. Nie musicie też martwić się odpinaniem kabla – proces ładowania zakończy się o wybranej przez Was porze. Summa summarum musicie pamiętać o dwóch rzeczach: podpięciu kabla po powrocie do domu i wypięciu go następnego dnia, przed wyruszeniem z domu.
Tutaj warto wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, przydatnej w szczególności zimą. Pamiętajcie o uruchomieniu zdalnego ogrzewania na 5-8 min przed wyruszeniem w trasę. Samochód ogrzeje się, wykorzystując głównie prąd z gniazdka, wiec wsiądziecie do ciepłego wnętrza bez uszczerbku dla zasięgu. Dodatkowo – w trakcie jazdy samochód zajmie się przede wszystkim ogrzaniem baterii do optymalnej temperatury, bo temperaturę wnętrza będzie musiał jedynie podtrzymywać. Wpłynie to pozytywnie na zużycie energii i nie mam tutaj na myśli różnicy rzędu 2 kWh/100 km. Odpowiednio przygotowany elektryk potrafi zimą zużyć nawet o 30% mniej energii niż taki, który stoi sobie całą noc na mrozie, Wy do niego wsiadacie i dopiero po ruszeniu uruchamiacie klimatyzację na ponad 20°C.
Wystarczy ustawić w aplikacji temperaturę, do jakiej ma się nagrzać wnętrze i uruchomić klimatyzację. Korzystałam z tego pomimo tego, że mieszkam w bloku i samochód nie był podłączony do prądu. Po pierwsze – było mi miło i przytulnie wsiadając do ciepłego auta. Po drugie – odśnieżanie polegało głównie na ściąganiu szczotką śniegu, który i tak ledwo trzymał się samochodu. Po trzecie – Ariya naprawdę zużywała znacznie mniej energii.
Wracając do zdalnego sterowania – poza sterowaniem klimatyzacją możecie też ręcznie uruchomić ładowanie (o ile auto jest podłączone do prądu), otworzyć je lub zamknąć, a także włączyć światła i użyć klaksonu.
Czytaj też: Test Nissan Ariya. Tak wygląda przyszłość
Nissan Connect EV bardzo dokładnie obrazuje proces ładowania
Jeżeli Wasz samochód już się ładuje, macie dostęp do szczegółów tego procesu. Aplikacja pokaże Wam w ilu % jest na dany moment naładowany akumulator, jak przekłada się to na zasięg auta, a także ile czasu pozostało do pełnego naładowania. Co ciekawe, aplikacja wyjątkowo mądrze oblicza ten czas. Aby Wam to wyjaśnić, pozwólcie, że opiszę pokrótce jak to wygląda u części konkurencji. Zazwyczaj aplikacja patrzy na to, z jaką mocą ładowane jest auto, ile kWh potrzeba samochodowi i na tej podstawie wylicza czas. Nie bierze jednak pod uwagę tego, że po osiągnięciu 80% pojemności akumulatora, moc ładowania znacznie się zmniejszy, a po 90% będzie w zasadzie pełzać, aby jak najbardziej chronić jego żywotność. W efekcie, jeśli chcemy akumulator naładować na 100%, musimy liczyć się z tym, że do tego co pokazuje nam aplikacja spokojnie należy doliczyć 20-40 min.
W przypadku Nissan Connect EV czas wskazany na początku pokrył się z faktycznym czasem ładowania. Znalazłam wolną ładowarkę, podłączyłam do niej auto o 7:52 i po ustabilizowaniu się mocy ładowania, aplikacja pokazała mi, że naładowanie Ariyi od 53 do 100% zajmie 1 godz 43 min. Ponieważ nie byłam szczególnie zadowolona z tego czasu, uruchomiłam ręczne podgrzewanie akumulatora, dzięki temu ładowanie przyspieszyło, a aplikacja skróciła szacowany czas całego procesu o 20 min. W efekcie – po niecałych 40 min samochód był naładowany w 80%, ładowanie zwolniło, a czas do pełnego naładowania pozostał taki sam – o 9:13 miało być po sprawie i faktycznie, Ariya naładowała się do pełna kilka minut po 9:00. Wielkie brawa, taka precyzja to rzadkość wśród aplikacji wspierających elektryki.
Jedyne czego mi brakowało to informacja o mocy ładowania. Fajnie, że jest czas, ale moc bywa przydatna, jeżeli np. chcemy sprawdzić, czy opłaca nam się ładowanie drogą, bardzo szybką ładowarką. Tutaj się nie opłacało – maksymalna moc ładowarki wynosiła 350 kW, a Ariya ani razu nie przekroczyła 70 kWh, chociaż katalogowo można ją ładować prądem stałym (DC) z maksymalną mocą 130 kW. Wiem, wiem, krzywa ładowania, temperatura akumulatora, fazy księżyca i tak dalej. Fakt jest jednak faktem – warto byłoby mieć informację mocy ładowania w aplikacji.
Czytaj też: Kierownica wymyślona na nowo. Jeździliśmy Lexusem RZ 450e
Planowanie tras na wysokim poziomie
Planer trasy. Tak, ta funkcja powinna być absolutną podstawą każdej aplikacji wspierającej elektryka. Niestety nie jest, ale nie będziemy skupiać się na hejcie konkurencji. Skupimy się na tym, że Nissan ją ma, w dodatku porządnie zrobioną.
Najpierw wybieramy punkt docelowy. Aplikacja pokaże Wam trasę, uwzględni również informację o odległości, ewentualnych opóźnieniach spowodowanych korkami, a także wskaże propozycje przystanków na ładowanie. Dostaniecie informację o tym, gdzie znajdują się proponowane przez nią ładowarki, jakie firmy je obsługują, ile czasu będzie trwało każde ładowanie i o ile % zostanie doładowany akumulator. Dobrze przeczytaliście – zamiast robić Wam jeden długi przystanek, aplikacja zaproponuje 2, 3 lub więcej (w zależności od dystansu) krótszych przystanków.
Możecie również dodawać punkty pośrednie trasy, a także zadecydować, czy chcecie jechać autostradą. Jeżeli nie, macie opcję ograniczenia autostrad – aplikacja zaplanuje trasę tak, aby używać ich tylko wtedy, kiedy jest to absolutnie konieczne. Warto pochylić się nad tą opcją – elektryki mają to do siebie, że poruszanie się z prędkością autostradową oznacza znacznie większe zużycie energii, a w efekcie, dłuższe wiszenie na ładowarkach, więc to, że będziecie jechać szybko nie znaczy, że do celu dojedziecie szybciej.
Jeżeli chcecie, żeby aplikacja była precyzyjna, macie możliwość ustawienia szeregu parametrów takich jak styl jazdy (jazda eco, normalna i szybka), temperatury na zewnątrz, a nawet tego, jakich ładowarek ma szukać aplikacja – możną ją „zmusić”, aby wyszukiwała tylko ładowarki DC. Jeżeli nie macie ochoty na długie sesje ładowania, możecie ręcznie ustawić maksymalny czas ich trwania – od 15 min do czasu nielimitowanego.
Chyba nie muszę Was uświadamiać – już po kilku minutach widać, że funkcja planowania tras z uwzględnieniem ładowania jest rozbudowana i przemyślana. Jeśli chcecie się wybrać na dłuższą wycieczkę, nie musicie bawić się w research i patrzeć na to jak jechać, gdzie się ładować i generalnie jak to wszystko przeżyć. Aplikacja zrobi to za Was i zapewniam, że zrobi to porządnie. Wielkie, wielkie brawa, bo to wbrew pozorom rzadkość na rynku.
Czytaj też: Jak działa aplikacja Mercedes me? Niektórych rzeczy nie potrafi nawet Tesla
Zasada ograniczonego zaufania? Z aplikacją to nie problem
Załóżmy, że macie dziecko. Dziecko dorasta, zdaje egzamin i jedzie odebrać swoje świeżutkie prawo jazdy. Doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że pierwszą rzeczą jaką usłyszycie po jego powrocie będzie: „Mamo/tato, daj się przejechać!” Wiecie też, że Wasz elektryk jest, delikatnie mówiąc, nieco szybszy i droższy, niż samochody używane podczas kursów i egzaminów na prawko. Możecie więc ustalić ze swoją latoroślą pewne zasady użytkowania Waszego samochodu, a aplikacja pomoże Wam w weryfikacji tego, czy Wasz świeży kierowca się ich trzyma.
Aplikacja Nissan Connect EV została wyposażona w funkcję Monitorowania. Macie opcję dodania trzech alertów. Po pierwsze, możecie ustawić alert prędkości. Ustawiacie maksymalną prędkość, z jaką może poruszać się auto. Jeśli ktoś ją przekroczy, natychmiast otrzymacie stosowne powiadomienie.
Kolejny alert to zakaz czasowy. Ustawiacie zakres godzin w których kierowca może korzystać z samochodu. Jeśli Będzie nim jeździł poza ustalonymi godzinami, aplikacja również Was o tym powiadomi.
Ostatni alert dotyczy obszaru i tutaj macie dwie możliwości. Możecie ustawić obszar w którym samochód może spokojnie jeździć, ale jeżeli wyjedzie poza jego granice, zostaniecie o tym powiadomieni. Wystarczy wybrać konkretny adres i ustawić zasięg strefy wokół niego – od 1 do 650 km, więc pole do działania jest spore.
Druga opcja to ustawienie takiej samej strefy, ale nie jako dozwolonej, a tej, do której Waszym zdaniem auto nie powinno wjeżdżać. Kierowca może więc jeździć gdzie mu się podoba, poza jedną strefą wyznaczoną przez Was. Jeżeli w nią wjedzie, dostaniecie powiadomienie.
Możemy sobie śmieszkować z tego hipotetycznego scenariusza który opisałam wcześniej, ale prawda jest taka, że Nissan Connect EV może Wam realnie pomóc w weryfikacji tego, jak inni kierowcy korzystają z Waszego samochodu. Elektryki to nie są tanie rzeczy, więc jeśli pozwalacie innym osobom je użytkować, macie też prawo wiedzieć, czy są one użytkowane tak jak Wy sobie tego życzycie.
Czytaj też: Test Ford Mustang Mach-E. Kiedy Twoim jedynym problemem jest koń na masce
Nissan Connect EV to jedna z lepszych aplikacji do obsługi auta
Jeździłam wieloma elektrykami i tylko trzy razy, z różnych powodów, nie korzystałam z dedykowanych im aplikacji mobilnych, więc na podstawie doświadczenia zapewniam Was – elektryk z aplikacją jest znacznie bardziej przyjazny, niż elektryk bez aplikacji. Jak na tle konkurencji plasuje się aplikacja Nissana? Wysoko. Nie ma na pewno tylu bajerów, co Mercedes me – nie otworzycie zdalnie okna i nie zmienicie w niej kolorów oświetlenia ambientnego, ale jeśli rozmawiamy o funkcjach dedykowanych samochodom elektrycznym, spełni oczekiwania nawet wyjątkowo wybrednych klientów.
Macie dostęp do informacji bieżących, informacji historycznych z ilością przejechanych kilometrów i kosztach włącznie, możecie zaplanować i monitorować ładowanie, ale przede wszystkim możecie planować trasy z uwzględnieniem ładowania. Ta ostatnia funkcja jest najrzadziej spotykana na rynku i to jej obecność sprawia, że Nissan Connect EV tak bardzo mi odpowiada, bo w zasadzie zdejmuje z kierowcy EV odpowiedzialność za planowanie tras – jeden z koronnych argumentów przeciwko samochodom elektrycznym.