Na całe szczęście żyjemy w XXI wieku, czyli wtedy gdy w niebo, zarówno nocne, jak i dzienne niemal bezustannie wpatrują się amatorzy astronomii, astronomowie zawodowi i teleskopy naziemne oraz kosmiczne. Istnieje zatem spora szansa, że jeżeli na naszej gwieździe dziennej dzieje się coś wyjątkowego, to ktoś to zauważy i podzieli się swoimi obserwacjami z resztą ludzkości. Tak też było i tym razem, w sobotę 18 marca.
Kosmiczny teleskop Solar Dynamics Observatory (SDO) wpatrujący się bezustannie w Słońce zarejestrował na jego krawędzi najprawdopodobniej najwyższe tornado w Układzie Słonecznym.
Pamiętajmy jednak, że mówimy o Słońcu, czyli o potężnej kuli plazmy o średnicy 1 392 000 km. Dla porównania Ziemia ma 12 742 km. Szybkie obliczenia wskazują, że tarcza Słońca ma średnicę sto razy większą od średnicy Ziemi.
Nie zmienia to jednak faktu, że owo tornado gorącej plazmy uchwycone na zdjęciu przez SDO wyrastało powoli przez trzy dni, sięgając coraz wyżej. Ostatecznie szczyt tornada znajdował się 120 000 km nad powierzchnią Ziemi. Jeszcze raz: Ziemia ma średnicę 12 700 km, tornado plazmy na zdjęciu 120 000 km.
Jak wszystko na Słońcu, tak też i tornado było tylko chwilowe. Po wyrośnięciu tornada tworząca je plazma zamieniła się w obłok gazu. Owszem, przy okazji w przestrzeń międzyplanetarną Słońce wyrzuciło całkiem sporo plazmy, ale z uwagi na fakt, że tornado miało podstawę w okolicach północnego bieguna, ten akurat wyrzut nie wpłynie w żaden sposób na naszą planetę.
Amatorzy astronomii wykonują wspaniałą robotę. Andrew McCarthy, który od lat fotografuje przestrzeń kosmiczną ze swojego ogrodu także miał okazję sfotografować plazmowe tornado. Jego zdjęcie jest absolutnie fenomenalne.
W najbliższym czasie o Słońcu możemy usłyszeć jeszcze sporo
Aktywność słoneczna bezpośrednio zależy od fazy regularnego 11-letniego cyklu, w którym Słońce przechodzi naprzemiennie przez minimum oraz maksimum swojej aktywności. Szacuje się, że ostatnie minimum miało miejsce w 2019 roku. Od tego czasu na powierzchni Słońca pojawia się coraz więcej plam słonecznych, a aktywność rośnie. Mało tego, aktywność rośnie szybciej niż to przewidywały modele. W efekcie heliofizycy podejrzewają, że w tym cyklu maksimum może przyjść jeszcze w 2024 roku zamiast wcześniej prognozowanego 2025 roku.
Aktualnie na powierzchni Słońca znajduje się sześć plam słonecznych, z których największa może być w najbliższym czasie źródłem rozbłysków słonecznych, a nawet koronalnych wyrzutów masy.
Czytaj także: Tajemniczy wir na Słońcu. Nie wiadomo, skąd się wziął
Tutaj jeszcze drobna uwaga. Z uwagi na to, że blask Słońca nie pozwala nam na nie bezpośrednio spojrzeć, można odnieść wrażenie, że Słońce zawsze jest takie samo i jest stacjonarne. Wbrew pozorom Słońce także obraca się wokół własnej osi. Z uwagi jednak na to, że Słońce jest kulą plazmy różne jego części obracają się z różnymi prędkościami. Efekt? Okolice równika wykonują pełne okrążenie w ciągu nieco ponad 25 dni, podczas gdy obszary okołobiegunowe potrzebują niecałych 34 dni. Ziemia potrzebuje na okrążenie Słońca 365,25 dni, a więc znacznie wolniej. Dzięki temu obserwując plamy słoneczne amatorzy heliofizyki obserwują dryf plam słonecznych od zachodniej do wschodniej tarczy Słońca. Plamy, które obecnie znajdują się na tarczy słonecznej, za kilka, kilkanaście dni znikną za wschodnią krawędzią Słońca. Można jednak być pewnym, że jeżeli jedne znikają, to będą się pojawiać kolejne.