Samochody elektryczne? Tak, ale…
Od 2035 roku ma zacząć obowiązywać zakaz sprzedaży aut spalinowych na terenie Unii Europejskiej. Przeciwko tym rozwiązaniom są Niemcy, ale warto doprecyzować, w jakiej formie.
Na początku marca nasi zachodni sąsiedzi złożyli sprzeciw przeciwko nowym przepisom, czym zdziwili brukselskich decydentów. Niemcy chcą wprowadzenia nowej kategorii pojazdów, które byłyby wyjęte z planowanego zakazu. Chodzi o samochody spalinowe, ale napędzane e-paliwami, czyli syntetycznymi mieszankami, które są neutralne pod względem emisji dwutlenku węgla.
Motoryzacja to bardzo ważna dziedzina niemieckiego przemysłu, w której pracuje ok 800 tys. osób, generujących dochody na poziomie 411 mld euro. Nic więc dziwnego, że Niemcy bronią bardzo ważnej części swojej gospodarki.
Czytaj też: Auto elektryczne zimą – jak jeździć i nie zwariować?
Polska w sojuszu z Niemcami. Są też inne kraje
Choć technologia zmienia się dynamicznie, a niektóre transformacje są w stanie dziać się niemal dosłownie na naszych oczach, to zakaz sprzedaży aut spalinowych w 2035 roku wydaje się zbyt krótkim okresem. Zdaniem Unii Europejskiej jest to kluczowa data, ze względu na żywotność nowych samochodów na poziomie 15 lat. Co swoją drogą jest ciekawym paradoksem pokazującym statystyki na tle realiów, choćby polskich dróg. Wracając do 2035 roku, jeśli ten termin zostanie przekroczony, Unia Europejska nie będzie w stanie osiągnąć zerowej emisji netto CO2 w 2050 roku. To z tego powodu urzędnicy w Brukseli forsują wdrożenie przepisów, bo transport odpowiada za 1/4 emisji Unii Europejskiej.
Niemcy bardzo szybko znaleźli sojuszników. Wśród nich nie mogło zabraknąć Polski, ale są tam także Włochy, Rumunia, Węgry i Słowacja. Ministrowie transportu tych państw spotkali się w miniony poniedziałek, aby omówić zmiany w planach Unii Europejskiej.
Czytaj też: Kierownica wymyślona na nowo. Jeździliśmy Lexusem RZ 450e
Wątpliwości w sprawie e-paliw
Zdaniem krytyków tego rozwiązania e-paliwa nie powinny być wykorzystywane w transporcie i należy je oszczędzać do trudniejszych zastosowań. Używanie ich w transporcie byłoby marnotrawieniem energii odnawialnej.
E-paliwa są w stanie zastąpić użytkowane dzisiaj surowce. Mamy do dyspozycji czystą, niemal 100-oktanową e-benzynę, która jest pozbawiona siarki i benzenu, a wysokooktanowość to większa wydajność silników. Blue Crude po uszlachetnieniu to e-diesel powstający z wody, prądu i dwutlenku węgla. Jest też e-gaz, którego struktura jest zbliżona do gazu ziemnego CNG.
Aby wykorzystanie e-paliw było możliwe, potrzeba dużo prądu. No i tutaj pojawia się problem, bo prąd też trzeba jakoś wyprodukować. Odnawialne źródła energii nie są w stanie zaspokoić 100% naszych potrzeb, przynajmniej dzisiaj, a produkowanie prądu w wyniku spalania węgla to błędne koło. Elektrownie atomowe? Jasne, tylko spytajcie Niemców, dlaczego wolą zastępować je węglowymi.
Rezygnacja z aut spalinowych to trudny temat. Szczególnie w takim kraju jak Polska, gdzie elektromobilność cały czas leży i jest dzisiaj rozwiązaniem dla osób, które na nią stać. Co chętnie wykorzystują politycy, którym daje to pretekst do atakowania złej Unii Europejskiej. Jeśli są inne rozwiązania, warto je rozważyć. W przypadku Niemiec chyba nikt nie ma wątpliwości, że chodzi o dbanie o własne interesy, ale skoro mogą na tym zyskać wszyscy, to dlaczego nie spróbować. Póki co jednak pojawiają się wątpliwości co do tego, czy zmiany w przepisach nie stworzą niepewności regulacyjnej. Jak na razie pewne jest, że protest może skutecznie opóźnić wdrożenie przepisów, bo jak dobrze wiemy, debaty nam takimi sprawami zajmują unijnym instytucjom długie miesiące.