Orlen, największy gigant paliwowo(-prasowy) w naszym kraju stara się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom Unii Europejskiej i potrzebie zapobiegania zmianom klimatu. W minionych dniach została ogłoszona zaktualizowana zielona polityka transformacyjna koncernu, o której szczegółach możemy dowiedzieć się z kilkudziesięciostronicowego dokumentu, w którym wypowiedzieli się eksperci zewnętrzni oraz dyrektorzy z grupy Orlen.
Jak więc Orlen planuje swoją transformację energetyczną? „Ani tchórzliwie, ani zuchwale” – jak podpowiada nam podtytuł raportu. W języku łacińskim sentencja brzmi nec temere, nec timide i kojarzy nam się przede wszystkim z mottem Gdańska jako miasta hanzeatyckiego. Koncern w ten sposób streszcza swoje podejście do polityki klimatycznej, które na podstawie raportu możemy wywnioskować jako stonowane, niezbyt konkretne, ale w dużej mierze proekologiczne.
Transformacja energetyczna Orlenu. Czy będzie aż tak zielono?
Teraz do meritum: dokument Orlenu jest zbiorem dłuższych artykułów i opinii kilku osób. Każdy z autorów kładzie nacisk na inny aspekt transformacji koncernu w perspektywie najbliższych siedmiu lat. Nie brakuje w tych artykułach powtórzeń, niekonsekwencji i unikania pewnych tematów, które byłyby niewygodne dla grupy. Nie wieszajmy jednak na tej publikacji psów, ponieważ Orlen dąży do neutralności klimatycznej w 2050 roku i nie zaprzecza w żaden sposób temu, że trzeba walczyć ze zmianami klimatu poprzez redukcję emisji CO2.
Z raportu wyczytamy nieco więcej, niż tylko czcze frazesy o tym, jak to Orlen jest dobrej drodze do bycia ekologicznym koncernem. W pierwszym tekście autorstwa dr Adama Czyżewskiego i Macieja Tomeckiego zostanie nam bardzo obrazowo (wręcz mitologicznie) zarysowana obecna sytuacja geopolityczna i makroekonomiczna Europy i Polski, która znajduje się „między Scyllą szantażu energetycznego a Charybdą spowolnienia tego procesu (przyp. red. transformacji) zarówno na poziomie UE, jak i na poziomie naszego regionu.”
Nie sposób nie zgodzić się z autorami raportu, że skoordynowana polityka UE w zakresie dostaw gazu, zacieśnienie współpracy energetycznej i odejście od narodowych interesów w tym obszarze przyczyni się do wzmocnienia stabilności rynku, zapewni niższe ceny energii i przyczyni się do efektywniejszej zielonej transformacji.
Bardzo dużo miejsca poświęcono bieżącym wydarzeniom na arenie międzynarodowej. Inwazja Rosji na Ukrainie, kryzys energetyczny, spowolnienie gospodarcze i liczne sankcje, które odcięły UE od gazu i ropy naftowej z Rosji – to wszystko ma istotny wpływ na to, jak będzie przebiegać transformacja na zielone źródła energii. A w jakim stopniu w ogóle Orlen chce się „transformować”?
Chociaż nie pada konkretna odpowiedź na to pytanie, to możemy ją luźno interpretować z podziału nakładów finansowych na inwestycje. Do 2030 roku Orlen przeznaczy 320 mld złotych na rozbudowę technologii, z czego 120 mld poświęcone będzie na „zielone inwestycje”. Jest to około 40 proc. Reszta pieniędzy zostania wydana na rozbudowę „tradycyjnych i przejściowych obszarów biznesowych”, jak to jest określone w raporcie. Mowa dokładnie o inwestycjach w wydobycie gazu, rafinerie, petrochemię czy energetyce konwencjonalnej. Reasumując, większość pieniędzy na inwestycje i tak będzie poświęcona na „brudne źródła energii”.
Czytaj też: Największy akumulator na świecie w miejsce kopalni węgla. Ma pomóc w obniżce cen prądu
Można zrozumieć takie podejście koncernu, którego jednym z głównym źródeł zarobku jest sprzedaż paliw. Po lekturze raportu jednak możemy odnieść wrażenie, że zielona transformacja energetyczna za 120 mld złotych będzie nieco wybiórcza.
To OZE lepsze, tamto OZE gorsze. Czy Orlen każdemu źródłu energii poświęci tyle samo uwagi?
Graficzna wizualizacja strategii (str. 14-15 raportu) przedstawia szeroką gamę źródeł energii, z których chce korzystać Orlen. Oczywiście inwestycje w fotowoltaikę i turbiny wiatrowe są jednymi z pierwszych wymienionych, ale dużo wspomina się też o biomasie i wodorze. Dowiadujemy się również o planach wychwytywania dwutlenku węgla i składowania go. Samo obejrzenie grafiki nie powie nam jednak za wiele, a najwyżej wprowadzi w błąd sugerując, że każdemu z obszarów koncern poświęca tyle samo uwagi. A tak zupełnie nie jest.
Zacznijmy od wodoru. Jako paliwo, źródło energii i surowiec w przemyśle jest już on wykorzystywany, ale obecnie niemal w całości produkujemy wodór z paliw kopalnych, co generuje emisje gazów, duże koszty i… wykorzystuje surowce nieodnawialne. Kluczowym aspektem w przypadku wodoru jest to, aby jak najszybciej zacząć go produkować z wody w specjalnych elektrolizerach. Wielokrotnie pisaliśmy o licznych technologiach, które opracowali naukowcy z całego świata i wiemy, że inwestycje w budowę elektrolizerów na dużą skalę ruszyły także w Polsce. Jednak w raporcie Orlenu nie ma o tym niemal ani słowa. Elektrolizery są podane jako jeden z priorytetów przy strategii wodorowej, ale temat ten nie jest zupełnie rozwinięty. Czy do 2030 roku koncern przejdzie z „brudnego wodoru” na zielony? Po lekturze dokumentu pozostaniemy bez konkretnej odpowiedzi na to pytanie.
Kolejnym tematem ledwie poruszonym, a bardzo ciekawym są plany Orlenu dotyczące rozpoczęcia wychwytywania i składowania CO2. Dwutlenek węgla wyłapany podczas spalania biomasy miałby być magazynowany w pokładach geologicznych pod ziemią. Metoda ta zwana BECCS jest stosunkowo nowa, mało znana i niesie ze sobą wiele ryzyk. Orlen o niej tylko wspomina i wskazuje jako jeden z obszarów rozwoju, nie podając szczegółów. Warto podać tutaj przykład Danii, która przeszła od słów do czynów. W tym kraju zostały udzielone pierwsze licencje dla firm, które będą zajmować składowaniem CO2 w niszach złożowych pod dnem Morza Północnego, gdzie wydobywano gaz ziemny. W Polsce taki projekt nie ma racji bytu, ale być może Orlen sięgnie kiedyś po puste przestrzenie po naszym rodzimym gazie, który nadal wydobywamy chociaż w Wielkopolsce.
Czytaj też: Żaden kraj na świecie nie podjął tak drastycznej decyzji. Dania ujawniła, co zrobi z emisjami CO2
Bardzo podchwytliwe podejście do fotowoltaiki i energetyki wiatrowej jest prezentowane w raporcie Orlenu. Kilka razy jest podkreślane, że są to źródła niestabilne i należy je uzupełniać innymi formami produkcji energii. Dokument w sposób stonowany podchodzi do inwestycji w te OZE, wymieniając gros przeszkód, które stoją na drodze, w tym potrzebę przebudowy sieci energetycznej, aby udźwignęła energię płynącą z fotowoltaiki w ciągu dnia oraz energię z elektrowni wiatrowych na Morzu Bałtyckim.
Natomiast dowiadujemy się, że najlepszym „stabilizatorem” dla słonecznego i wiatrowego OZE są małe reaktory atomowe (SMR), które w liczbie jeden lub dwa staną w naszym kraju do 2030 roku. Atom jest skutecznym i „płodnym” źródłem energii, ale w obecnej sytuacji geopolitycznej i wojennej dość niestabilnym. Czy koncern bierze pod uwagę, że najlepszą obroną przed ewentualnym atakiem wroga na infrastrukturę energetyczną jest posiadanie jej zdecentralizowanej? Najbardziej zdecentralizowane zaś są farmy wiatrowe i fotowoltaiczne. Oczywiście, produkują one energię w sposób niestały i zależny od warunków atmosferycznych, ale jest to energia tania i może jej być dużo. Nadwyżki natomiast lepiej magazynować w systemach bateryjnych niż uzupełniać w szczytach z jednej czy dwóch mniejszych elektrowni atomowych. O systemach magazynowania energii jest również mowa w raporcie, ale zdecydowanie mniej im poświęcono uwagi niż reaktorom atomowym.
Michał Grabka i Maciej Tomecki w ostatnim artykule raportu obawiają się o dostępność materiałów do budowy magazynów energii. Wymieniają całą listę pierwiastków wykorzystywanych do konstrukcji „baterii” (w tym krzem, który jest przecież najpowszechniej występujący na Ziemi…), a tylko podaż niektórych z nich może nie sprostać presji kupujących. Ponadto sytuacja w przypadku niklu, kobaltu, miedzi czy litu jest zmienna. Co więcej, nauka poszła do przodu, oferując wiele innych form magazynowania energii niż w bateriach litowo-jonowych. Może Orlen sięgnie po któreś z nich?
Czytaj też: Tak wygląda pierwszy na świecie magazyn energii na sprężone powietrze. Pomoże zaoszczędzić 42 tys. ton węgla
Poza małymi reaktorami energii funkcję stabilizatora systemu energetycznego mogłyby pełnić elektrownie gazowe – twierdzą Grabka i Tomecki. Biorąc pod uwagę, że sami w Polsce wydobywamy gaz oraz zjednoczona polityka UE w sprawie importu i zakupu tego surowca obniżyłaby jego rynkowe ceny, to naprawdę uzyskalibyśmy dobre, stabilne źródło energii, które nie jest węglem ani ropą naftową.
Sam koniec raportu obejmuje jeszcze krótkie spojrzenie na temat zielonego transportu. Orlen podaje, że do 2030 roku zamontuje 10 tys. ładowarek do samochodów elektrycznych w Polsce, Czechach i Niemczech. Chwali się zwrócenie uwagi na to, jak rozwinął się rynek akumulatorów do elektryków oraz na to, że niektóre branże transportowe (morska i lotnicza) są trudniejsze do dekarbonizacji, ale nie niemożliwe. Nie można zaprzeczyć, że raport nie wymienia wielu niedoskonałości i trudności związanych z zieloną transformacją.
Czytaj też: Orlen podaje konkrety. Do 2030 r. ładowanie samochodów elektrycznych przestanie być problemem
Wśród polityki Orlenu jeden aspekt budzi spore nadzieje. Koncern planuje skumulować swoje siły w zwiększeniu mocy przy produkcji biogazu i biometanu. Obecnie w polskim miksie energetycznym OZE jest to zaledwie kilka procent i złamanie dominacji fotowoltaiki i turbin wiatrowych jest nawet wskazane. Nie tylko przyroda lubi różnorodność, ale system energetyczno-paliwowy również. Orlen planuje stać się liderem w produkcji tych paliw w Europie Środkowej. W biogazowniach i biometanowniach widzi się perspektywę do rozwoju obszarów wiejskich, gdzie mogłyby być one zlokalizowane. Zresztą warto wspomnieć, że rafineria do produkcji bioetanolu powstaje już w Jedliczu na Podkarpaciu. To będzie druga taka instalacja na naszym kontynencie. Dostrzeżenie potencjału przez koncern w tych źródłach energii oraz bazowanie na dostępnej już infrastrukturze po dawniej działających rafineriach ropy naftowej wydaje się strzałem w dziesiątkę.
Powiew populizmu w słowach ekspertów
Specjalnie na koniec pozostawiłem kilka słów dotyczących artykułu ekspertów zewnętrznych, który także włączono do raportu Orlenu. Dr Anna Mikulska i Mark Finley napisali w sierpniu 2022 roku dla Rice University’s Baker Institute for Public Policy artykuł, który ociera się bardziej o stronniczą opinię niż neutralne przedstawienie obecnej sytuacji energetycznej Globalnej Północy. Autorzy piszą wprost, że „Unii Europejskiej nie udało się pogodzić polityki klimatycznej z zapewnieniem bezpieczeństwa energetycznego/taniej energii”. Generalnie kwestia taniej energii zdaje się dla ekspertów wątkiem nadrzędnym – nieważne, czy będziemy ja produkować ją z czystych, czy z konwencjonalnych źródeł.
Idąc dalej przez kolejne akapity, poczujemy zupełnie inny ton przekazu niż w pozostałych artykułach, których autorami są pracownicy Orlenu. Tutaj Mikulska i Finley mówią bez ogródek o kruchości bezpieczeństwa energetycznego Europy, które uwydatniła inwazja Rosji na Ukrainę. Krytykuję niemiecką politykę Energiewende oraz kwestię kontrowersyjnego Nord Stream 1 i 2. Ponadto ich zdaniem nie da się odejść od węgla ot tak, ale można pogodzić to ze stopniową transformacją energetyczną. Choć nie jest podane, czy finalnie mamy przejść tylko na zieloną energię, czy pozostać przy jakimś określonym mikście energetycznym.
Nie da się nie odczuć nieco populistycznego przekazu ekspertów, w którym niska cena za paliwo jest gwarantem utrzymania poparcia politycznego społeczeństwa. W artykule zamieszczono nawet wykres, który ukazuje jak spadały nastroje społeczne i poparcie dla Joe Bidena, prezydenta USA, wraz z rosnącymi cenami benzyny na galon. Taki sposób przedstawiania danych pokazuje, jak bardzo można spłaszczyć potrzeby społeczeństwa i zarządzać jego zadowoleniem. Wiadomo, niskie ceny benzyny (czy w ogóle wszystkich produktów) są istotne dla komfortu finansowego mieszkańców, zwłaszcza tych mniej zamożnych. Jednakże bez edukowania społeczeństwa w zakresie tego, skąd tak się dzieje, dlaczego, jakie mechanizmy rządzą rynkiem i co może zrobić przeciętny obywatel w tej sytuacji, nie budujemy żadnych podwalin pod nowoczesne społeczeństwo obywatelskie, a dajemy pożywkę dla stworzenia bezosobowej masy, której nastrojem politycznym da się sterować tak samo jak cenami.
Chociaż powyższa interpretacja może być nieco przerysowana, to pokazuje, jak zwykły obywatel jest mały w tej wielkiej grze, która się obecnie odgrywa. Niemniej raport Orlenu jest cennym dokumentem, także mając na uwadze artykuł Mikulskiej i Finleya. Zalecałbym jego ostrożną lekturę każdemu, aby lepiej zrozumieć na czym polega transformacja energetyczna i w jakim stopniu możemy już ją wprowadzać w naszym kraju.
W stopce redakcyjnej raportu przeczytamy także, że dokument wydrukowano na „papierze ekologicznym”. Co to znaczy? Nie wiemy do końca, ale brzmi dobrze i… ekologicznie. Trochę jak cały raport. Pełen ogólników, nie wszystko zostało w nim pogłębione, ale wielokontekstowość tego dokumentu jest jego sporym atutem. Miejmy nadzieję, że wkraczając w 2030 roku będziemy mogli odczarować stereotyp „brudnego Orlenu”. Rękawica została rzucona. Orlenie, teraz twoja kolej.