Niedawno na łamach Chipa pisałem o “chińskim Game Boyu“, czyli retrokonsolce Miyoo Mini. To arcyciekawy sprzęt do grania, który wprowadza duży powiew świeżości w dzisiejszym świecie nastawionym na FPS-y, piksele i inne lootboksy.
Dziś chcę Wam opowiedzieć o innej niszowej konsolce, a mianowicie o Ayn Odin. To ubiegłoroczny hit IndieGoGo, który był nagradzany we wszystkich liczących się podsumowaniach retrokonsol na koniec 2022 roku. Musicie wiedzieć, że w ciągu całego roku pojawiają się dziesiątki nowych urządzeń tego typu, a tylko nieliczne wybijają się ponad ogół i zwracają uwagę szerszej publiki. Tak właśnie było z Odinem. Kampania crowdfundingowa przerosła oczekiwania twórców, a w efekcie na wysyłkę konsoli musiałem czekać przeszło pół roku. Na IndieGoGo sprzęt kosztował dokładnie 199 dol. Obecnie tyle samo kosztuje na stronie producenta, choć trzeba spodziewać się dodania do tego VAT-u i najpewniej również cła.
Ayn Odin – czym jest chińska konsola, która zrobiła wokół siebie tak dużo szumu?
Ayn Odin – u mnie w wersji Lite – to konsolka przenośna wyposażona w system Android, gotowa do emulacji dziesiątek konsol stacjonarnych i przenośnych. Radzi sobie bardzo dobrze z emulowaniem gier z PlayStation 1 i PS2, a także z PlayStation Portable. Odin poradzi sobie również z wieloma konsolami Nintendo, wliczając w to nawet GameCube’a (tutaj w najbardziej wymagających grach czuć już zadyszkę). Jako że na pokładzie mamy Androida, nic nie stoi na przeszkodzie, by z Ayn Odin zrobić naprawdę ciekawą maszynkę co streamingu gier wprost z chmury, np. za pośrednictwem Xbox Game Pass czy GeForce Now.
Pod kątem sprzętowym mamy do czynienia z odpowiednikiem smartfonu (lub tabletu) ze średniej półki cenowej. Najważniejszy jest ekran, który ma 6″ i rozdzielczość Full HD. Panel IPS nie rozpieszcza może tak, jak ekran w Nintendo Switch OLED, ale jednocześnie stoi o kilka klas wyżej niż bardzo przeciętny panel Steam Decka. Świetnie wypada ostrość obrazu, bo jest ona zauważalnie wyższa niż we wspomnianych urządzeniach, dzięki czemu gry w streamingu wyglądają znacznie lepiej.
Pod kątem specyfikacji jest nieźle. Mamy tu procesor Mediatek Dimensity D900 wspierany przez 6 GB RAM i 128 GB pamięci, którą można rozszerzyć kartami microSD. Mamy też wyjście HDMI, port ładowania USB-C, łączność Bluetooth 5.2, a także Wi-Fi 6, co bardzo przydaje się podczas strumieniowania gier z chmury. Poza typowym interfejsem Androida producent przygotował też opcjonalną nakładkę upodabniającą sprzęt do konsoli, ale ja polecam postawić na darmową nakładkę Daijisho dostępną w Google Play.
Ayn Odin jest świetnie wykonaną konsolką
Do jakości materiałów i ich spasowania nie można mieć żadnych uwag, bo sprzęt jest wykonany lepiej niż Nintendo Switch, choć może wynika to z faktu, że kontrolery są tu zintegrowane na stałe z obudową. Do dyspozycji mamy typowy zestaw przycisków wraz z analogami, bumperami, triggerami (w pełni analogowymi!) i ponadprogramowym dodatkiem w postaci dwóch konfigurowalnych przycisków na pleckach.
Całość jest bardzo dobrze wyprofilowana i wygodnie leży w dłoniach, a ergonomię poprawiają pogrubienia w tylnej części, tuż pod palcami. Tego elementu bardzo brakuje mi w Nintendo Switchu. Najsłabszym elementem sprzętowym Odina są analogi, które są dość małe i do tego są bardzo głęboko osadzone. Da się na nich grać nawet w najnowsze tytuły AAA (oczywiście w streamingu), ale byłoby wygodniej, gdyby grzybki były większe.
Producent Ayn Odin dodał też niebieskie LED-y wokół analogów i na bocznych krawędziach konsoli. Oba typy oświetlenia można włączać i wyłączać niezależnie. Akumulator urządzenia ma pojemność 5000 mAh i w przypadku korzystania ze streamingu zapewnia realnie minimum 10 godzin gry, co u mnie przekłada się na konieczność ładowania Odina co 2-3 tygodnie.
No dobrze, ale po co w ogóle kupować tak niszowy sprzęt?
W ostatnim czasie na rynek trafia coraz więcej niszowych handheldów, które chcą wykroić sobie kawałek gamingowego tortu, oczywiście na kanwie gigantycznego sukcesu Nintendo Switcha. Pojawiają się nowe urządzenia bazujące na Androidzie, Windowsie i Linuksie, a wybór robi się ogromny. Na tym tle Ayn Odin przykuł uwagę społeczności naprawdę świetnym stosunkiem jakości i mocy do ceny.
Potencjał takich konsolek dostrzegli też zachodni producenci, co widać na przykładzie takich urządzeń jak Logitech G Cloud i Razer Edge. Jest to dokładnie ta sama kategoria urządzeń co Ayn Odin, ale ma całkowicie odmienny marketing. Chińczycy ze swoim luźnym podejściem do tematu własności intelektualnej sprzedają swoje handheldy jako “retrokonsolki do emulacji”, podczas gdy Zachód mówi o swoich urządzeniach per “sprzęt do grania w chmurze”.
Ktoś powie, że taniej i lepiej byłoby kupić kontroler do smartfona i mieć takie same lub nawet większe możliwości emulacji. W praktyce jest to jednak uciążliwe rozwiązanie, które na dodatek drenuje już i tak wyżyłowany akumulator telefonu. W graniu nie pomagają też niekończące się powiadomienia, które co prawda można wyciszyć lub zastosować “tryb gry” w niektórych modelach, ale to wciąż nie tak proste, jak osobne urządzenie, na którym powiadomień po prostu nie ma.
I tutaj dochodzimy do sedna: Ayn Odin to świetne urządzonko dla osób, które nie mają czasu na granie
W dorosłym życiu, a zwłaszcza w życiu rodzica małych dzieci, trudno wygospodarować czas wolny. Nie wspominam nawet o czasie na granie, bo to bywa nierealne. Kiedy sam zostałem rodzicem, na jakiś czas po prostu przestałem grać. Konsolę stojącą w salonie mogłem włączyć dopiero późnym wieczorem, gdy dzieci zasnęły, ale po całym dniu nawet nie miałem ochoty na granie, szczególnie widząc dom wyglądający tak, jakby przed chwilą przeszedł przez niego huragan.
Po jakimś czasie, za namową wielu znajomych, skusiłem się na Nintendo Switcha, który był strzałem w dziesiątkę. Nagle okazało się, że jednak mam czas na granie i że da się przechodzić – gdzieś w międzyczasie – nawet ogromne tytuły trwające po 100 godzin. W ciągu dnia jest przynajmniej kilka momentów, kiedy można chwycić przenośny sprzęt i pograć choćby 15 minut. W takich krótkich sesjach przeszedłem całego Wiedźmina 3 (tak, zrobiłem to dopiero na Switchu), czy np. Zeldę BOTW. Przejście obu gier trwało całymi miesiącami, ale było możliwe i satysfakcjonujące. Odzyskałem – częściowo, ale jednak – dostęp do formy rozrywki, którą zawsze lubiłem.
Po kilku latach takiego grania okazało się, że przeszedłem na Switchu wszystko, co chciałem. Nie jestem fanem Pokemonów czy Mario, więc wiele hitowych tytułów Nintendo po prostu omijałem. Siłą rzeczy omijały mnie też najnowsze gry, ponieważ Switch był na nie za słaby. Byłoby ideałem, gdyby na Switchu dało się odpalić Game Passa lub GeForce Now, ale to niestety niemożliwe (istnieje wytrych w postaci zachipowania konsoli, ale jest to inwazyjny zabieg, po którym tracimy gwarancję, a konsola niemal na pewno zostanie zbanowana przez Nintendo).
I właśnie w tym momencie pojawił się Ayn Odin, który zaoferował mi mobilność Switcha (jest ona dla mnie ważna, nawet pomimo faktu, że gram tylko w domu) oraz możliwość grania w najnowsze tytuły, oczywiście w streamingu. Okazało się, że mogę nadrobić najnowsze Assassin’s Creed czy Cyberpunka 2077, do tego w jakości ultra, z pełnym Ray Tracingiem i w 60 kl./s, bo przecież GeForce Now na to pozwala.
Ayn Odin – czy warto?
Konsolka Ayn Odin zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie jakością wykonania, możliwościami i naprawdę świetnym ekranem, ale zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo niszowy sprzęt. Odin sprawdzi się do emulacji starszych konsol i do grania w chmurze, co nadal jest traktowane po macoszemu. Ja jednak korzystam ze streamingu i jestem z niego niezwykle zadowolony, być może z uwagi na fakt, że mam w domu bardzo stabilne łącze światłowodowe FTTH i do tego łączność Wi-Fi 6.
Ayn Odin dał mi to, czego nie dał mi Switch, czyli dostęp do najnowszych tytułów, do tego w topowej jakości. Jednocześnie zapewnił wszystkie zalety Switcha, w tym przenośny format i idącą za nim możliwość odpalenia konsolki choćby na 15 minut, poza wzrokiem dzieci. Uważam, że wygospodarowanie w ciągu dnia nawet tych 15-30 minut tylko dla siebie jest bardzo ważne. Bez tego trudno zachować balans i porządek w głowie. Ja postanowiłem, że zamiast scrollować w tym czasie Instagram, wolę przechodzić gry. Na szczęście mamy taką różnorodność sprzętu, że dziś jest to możliwe.