Jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, iż jeden z największych gigantów motoryzacyjnych ma zamiar pozbyć się ze swoich samochodów obsługi Apple CarPlay i Android Auto, i to nie „kiedyś”, a całkiem niedługo, bo już od przyszłego roku. Niektórzy pewnie się zmartwią, ale osobiście się cieszę.
Koniec Apple CarPlay i Android Auto? Tu nie chodzi o wygodę, tu chodzi o pieniądze
Tym gigantem jest firma General Motors (GM), czyli właściciel takich marek jak Buick, Cadillac, Chevrolet czy GMC w Stanach Zjednoczonych. Jak czytamy w raporcie Reutersa, już od przyszłego roku obsługi smartfonowych systemów zabraknie w Chevrolecie Blazer, a potem nie będzie jej w żadnym z produkowanych przez koncern aut elektrycznych. Obsługę systemów z telefonu zastąpi implementacja Android Automotive (lub jego kolejnych iteracji), czyli system inforozrywki opracowany przez Google’a, który znajdziemy dziś m.in. w samochodach marki Volvo.
Czytaj też: Test Volvo XC40 Recharge – nie znajdziesz drugiego tak prostego auta
Zmiana dotyczy nowych aut elektrycznych; istniejące samochody nie stracą obsługi CarPlaya i Android Auto, i nie zniknie ona też z nowych aut spalinowych, które do 2035 r. będą stopniowo wygaszane. Jeśli myślicie, że w tej zmianie chodzi o dobro czy wygodę klienta, jesteście w błędzie. Chodzi oczywiście o pieniądze; system Google’a pozwoli na instalowanie aplikacji, w tym usług subskrypcyjnych pokroju Spotify czy Audible, zaś GM ma chrapkę na prowizję. Jak powiedział Routersowi przedstawiciel General Motors, szefostwo oczekuje wpływów z subskrypcji na poziomie 20-25 mld dol. już w 2030 roku.
Apple z pewnością nie pozostawi tego ruchu bez odpowiedzi
Już podczas WWDC 2022 mogliśmy zobaczyć „CarPlay przyszłości”, który będzie zastępował nie tylko system inforozrywki, ale cały komputer pokładowy, wliczając w to cyfrowe zegary oraz dostęp do ustawień i czujników samochodu. Nie ulega wątpliwości, że z biegiem czasu Apple może zacząć licencjonować to oprogramowanie, by producenci implementowali je natywnie w swoich samochodach. No chyba, że ziszczą się pogłoski o samochodzie Apple’a, który rzekomo powstaje od lat, ale coś powstać nie może.
Nie ma co się łudzić, że Apple nie pozwoli Google’owi na dominację sfery motoryzacyjnej, a takowa nie jest wykluczona. Producenci wiedzą, że ich systemy infotainment, wybaczcie słownictwo, ssą okrutnie. Są też po prostu głupie na tle wyposażonych w nowoczesne aplikacje smartfonów, nie mówiąc już o tym, że pochłaniają miliony w działach badań i rozwoju, które na koniec dnia i tak przekładają się na marne rezultaty. Klienci zaś będą od samochodów przyszłości oczekiwać nowoczesnych systemów, a nie tego, co mamy teraz (patrzę na was, Toyoto i Volkswagenie!). Łatwiej (i zapewne taniej) będzie więc kupować licencję od takiego Google’a, niż opracowywać od zera własny system infotainment, z własnym sklepem z aplikacjami, etc., choć wieść niesie, że grupa Volkswagena taki właśnie ma plan.
Czytaj też: To była kwestia czasu. Do samochodów trafią aplikacje rodem ze smartfona – tak, TikTok też
CarPlay i Android Auto muszą stać się zbędne
Spędzam w samochodzie (za) dużo czasu i choć mam auto względnie nowe, to jego system infotainment jest, delikatnie rzecz ujmując, archaiczny. Podobnie rzecz się ma nawet w najnowszych samochodach; testuję aktualnie Toyotę Highlander i zastanawiam się, kto uznał za dobry pomysł wsadzenie komputera pokładowego sprzed 15 lat do nowego auta, a nawet takie technologiczne cudeńko jak BMW i4 nie ma przesadnie intuicyjnego i naszpikowanego możliwościami systemu pokładowego. CarPlay i Android Auto to dziś konieczność, jeśli chcemy się cieszyć z wygodnego dostępu do nowoczesnych usług w samochodzie, a nie powinno tak być. Przede wszystkim dlatego, że – takie mam wrażenie – producenci przez to sami siebie zwalniają z odpowiedzialności za porządne projektowanie oprogramowania. Co może nawet ważniejsze, ostatnim, co powinniśmy robić w samochodzie, jest korzystanie z telefonu. Nawet w tym celu, by podłączyć CarPlay czy Android Auto, których działanie przecież też nie jest idealne.
W moim prywatnym samochodzie korzystam z obydwu systemów w wersji przewodowej i niejednokrotnie już zdarzyło się, że system zacinał się w czasie jazdy i wymagał ponownego podłączenia kabla. Co mogę zrobić w takiej sytuacji? Albo gmerać przy telefonie jadąc, albo szukać pilnie miejsca do zatrzymania się, by gmerać przy telefonie.
Rozwiązaniem tego problemu są oczywiście bezprzewodowe systemy, jakie znajdziemy w nowych autach, ale one rodzą z kolei inny problem – katują smartfony. Bezprzewodowe połączenie czy to z CarPlay, czy to z Android Auto generuje ogromne ilości ciepła w telefonie (co też na dłuższych trasach potrafi się przełożyć na spowolnienie działania zarówno telefonu, jak i systemu), a to negatywnie wpływa na jego żywotność. Co więcej, korzystanie z tych systemów drenuje akumulator w ekspresowym tempie, zaś ładowarki bezprzewodowe w większości aut są na tyle słabe, że dochodzi do sytuacji, w której telefon rozładowuje się szybciej, niż ładowarka jest w stanie uzupełnić energię.
Dlatego też smartfony nie powinny być lekiem na całe zło; Android Auto i Apple CarPlay są, i powinny nadal pozostać znakomitym, tanim sposobem na „unowocześnienie” starego auta, które nie ma nowoczesnego systemu inforozrywki. Jednak w najnowszych samochodach nie powinno być miejsca dla tych rozwiązań; zamiast tego powinniśmy otrzymywać nowoczesne, wyposażone w aplikacje systemy, zwłaszcza teraz, gdy wiele nowych samochodów jest fabrycznie wyposażona w łączność bezprzewodową. Telefon powinien służyć co najwyżej jako hotspot Wi-Fi, uruchamiany automatycznie w tych autach, które nie mają własnego modemu. Jednak sercem samochodu powinien być jego komputer pokładowy, a nie nakładka z telefonu. Jeśli argumenty praktyczne was nie przekonują, to może przekona ten: samochody ustawicznie drożeją. A jako konsumenci mamy pełne prawo oczekiwać, że w zamian za coraz więcej pieniędzy wydanych na zakup auta otrzymamy też coraz lepszy produkt, w tym taki, do którego nie będziemy musieli de facto dokładać, wykorzystując telefon w roli, którą samochód powinien mieć niejako „w standardzie”.