Dożyliśmy czasów, w których na każdym kroku trzeba weryfikować wiarygodność treści publikowanych w Sieci. Twitter nie jest w tym względzie wyjątkiem, ale do pewnego czasu miał na swoim pokładzie mechanizmy zapobiegające rozprzestrzenianiu dezinformacji. Jeden z nich stanowiły słynne niebieskie znaczki, potwierdzające wiarygodność danego profilu. Nie każdemu było dane taki znaczek otrzymać, więc Twitter Blue był pewnego rodzaju bezpieczną barierą oddzielającą świat prawdziwy od fikcyjnego. Ten czas się niestety skończył.
Elon Musk burzy dotychczasową wiarygodność Twittera
Co więcej, monopol na “bycie prawdziwym” na Twitterze zyskają teraz wyłącznie tacy użytkownicy, którzy zdecydują się za wspomniany symbol wiarygodności zapłacić drobną miesięczną daninę. Nie wszyscy się do tego palą, a wielu otwarcie podkreśla, że płacić nie zamierza. Można powiedzieć, że niektórzy nawet nie powinni. Bo dlaczego za weryfikację konta na Twitterze miałby płacić np. papież Franciszek albo kanclerz Niemiec, Olaf Scholz? Tymczasem topór opadł i nawet takie persony potraciły właśnie znaczek potwierdzający wiarygodność ich dotychczasowych profili. Mało? Dorzućmy sekretarza generalnego NATO, Jensa Stoltenberga.
Od lewej do prawej strony sceny politycznej, świata wielkiego sportu, sztuki czy rozrywki swoją dotychczasową wiarygodność tracą profile należące do naprawdę dużych nazwisk, marek oraz instytucji. Twitter domaga się opłacania abonamentu za Twitter Blue od Roberta Lewandowskiego, Billa Gatesa, Donalda Trumpa czy Leonardo DiCaprio. Na znaczek widocznie nie zasłużyli sobie członkowie słynnego irlandzkiego zespołu U2. Niektórzy z wielkich tego świata od dawna manifestowali swoje niezadowolenie ze wprowadzanych na Twitterze zmian. I tu pojawia się pewna niespodzianka.
Kto panem, a kto sługą? Apokalipsa według Elona Muska
Słynny amerykański powieściopisarz, Stephen King, otwarcie demonstrujący swoje poglądy w odniesieniu do Twitter Blue (w skrócie: “nie ma bata, że będę za to płacić”), może spać spokojnie. Abonament dostał bowiem w prezencie od samego Elona Muska, podobnie jak koszykarz ligi NBA, Lebron James, notabene jeden z najbardziej zatwardziałych przeciwników płatnego Twitter Blue. Do elitarnego grona dołączył również popularny aktor, William Shatner. Od każdego z nich Elon Musk dostał wcześniej solidny wygawor, związany z tematem. Czy to jest teraz jedyna ścieżka na otrzymanie abonamentu w prezencie?
Warto w tym momencie przypomnieć, że to sam Elon Musk wprowadzając powszechny abonament na Twitter Blue chciał obalić dotychczasowy system “panów i wieśniaków, który premiował elity, na rzecz zwykłych użytkowników”. Po ostatnich kilku miesiącach wydaje się ewidentne, że karty w grze rozdaje nowy właściciel Twittera i to on (niejako bawiąc się w boga) ustala kto będzie na jego platformie panem, a kto pozostanie wieśniakiem. Trudno mi zrozumieć, że nie nie dostrzega dramatycznych implikacji, jakie niesie ze sobą ta strategia.
Czytaj też: Sprawdziłem, czy warto płacić za Twitter Blue. Jest gorzej, niż myślałem
Najpoważniejszy konflikt wojenny w Europie od II wojny światowej, skomplikowana sytuacja makroekonomiczna, dramatycznie przebodźcowane i spolaryzowane społeczności, zanieczyszczenie środowiska i zmiany klimatyczne, a do tego wszystkiego jeszcze takie turbulencje na jednej z najważniejszych platform społecznościowych, która stanowi często najszybsze źródło przekazywania informacji od najważniejszych ludzi oraz instytucji tego świata. Trudno mi uwierzyć, że Elon Musk nie dostrzega odpowiedzialności jaka na nim spoczywa w związku z objęciem pieczy na Twitterem.
Każdego kolejnego dnia wydaje mi się, że cywilizacyjnie jesteśmy coraz bliżej twardej ściany i zderzenia, którego efekty są łatwe do przewidzenia i jednocześnie trudne do zaakceptowania. Na naszym lokalnym podwórku jakichkolwiek znaczków potwierdzających wiarygodność profilu nie ma m.in. MSZ, MON, Kancelaria Prezydenta, Sejm RP. Szary znaczek potwierdzający zweryfikowane konto należące do organizacji rządowej ma jednak profil premiera Mateusza Morawieckiego, prezydenta Andrzeja Dudy i prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Żeleńskiego.
Dlaczego podobnych znaczków nie mają wspomniane wyżej profile? Nie wiadomo. Podsumowując jednym zdaniem: niezły tam macie bałagan, Panie Musk.