Co robiliście w 2014 roku? Ja pracowałem dla Komputer Świata i wiele wskazuje na to, że miałem nieco więcej energii życiowej, niż teraz. Mniej więcej w tym samym czasie, czyli już dziewięć lat temu, Apple rozpoczął mieszanie pierwszych składników nowej receptury, która wkrótce ma wreszcie wydać pierwszy długo oczekiwany owoc w postaci gogli VR/AR pod nazwą Reality Pro lub Reality One. Produkt przypuszczalnie zobaczymy na własne oczy w trakcie konferencji dla developerów – WWDC (Worldwide Developers Conference) zaplanowanej na początek czerwca tego roku.
Biorąc pod uwagę przewidywaną zaporową cenę tej zabawki oscylującą w okolicach 3 tys. dolarów (po uwzględnieniu VAT-u będzie to jakieś 15500 zł), Apple ma zamiar szczodrze obdarować potencjalnych nabywców urządzenia, które trafi do sprzedaży pod koniec 2023 roku. Skąd taka strategia? Trudno na razie znaleźć jedną kluczową aplikację, która sprawi, że klienci rzucą się na tak drogi sprzęt bez chwili zastanowienia. Tu już nie będzie tak łatwo i przewidywalnie jak z zegarkiem Apple Watch, który na wstępie dostał długą listę potencjalnych zastosowań, nawet jeśli część z nich oczywiście po czasie okazała się kompletnym niewypałem.
Apple Reality Pro – co będzie można zrobić z goglami VR/AR?
Dlaczego mielibyśmy wydać tak chore pieniądze na tego typu sprzęt? Po pierwsze Apple obiecuje, że większość natywnych aplikacji dostępnych obecnie na iPada będzie można uruchomić na goglach w trybie rzeczywistości mieszanej (kombinacji AR i VR). Chodzi tu między innymi o Książki, Aparat, Kontakty, FaceTime, Pliki, Pocztę, Mapy, Wiadomości, Muzykę, Notatki, Zdjęcia, Przypomnienia, przeglądarkę Safari, a także Pogodę. Do tego mamy dostać również nową aplikację do medytacji z immersyjną grafiką, dźwiękiem i warstwą narracyjną. Apple Reality Pro ma również współpracować z aplikacjami ze sklepu App Store.
Czytaj też: “To będzie game-changer!”. Gogle od Apple’a zmieniły się z niewypału w rewolucję
Obiecująco prezentuje się funkcja umożliwiająca potraktowanie gogli VR/AR jako zewnętrznego monitora pod podpięciu do komputera Mac. Oczywiście taka zabawka sprawdzi się idealnie przy oglądaniu treści wideo (szczególnie wydarzeń sportowych). Pod tym kątem Apple planuje uruchomić nowy serwis do transmisji na żywo. Potencjał widać również w zastosowaniach firmowych, szczególnie telekonferencjach i pracy zespołowej. Możliwość tworzenia wirtualnych pokoi z avatarami uczestników przywoła stare dobre czasy pracy w biurze (dla tych, którzy za tym tęsknią). Będzie też coś dla miłośników aktywności fizycznej za sprawą Fitness+ w wersji VR.
Gogle VR/AR to będzie zabawa z kompromisami
Użytkownicy będą mogli sterować goglami na kilka sposobów: ręcznie, ruchami gałek ocznych lub przez asystenta głosowego Siri. Na szczęście do sprzętu da się również podpiąć zewnętrzną klawiaturę oraz inne urządzenia sterujące. Spodziewamy się, że przy okazji premiery sprzętu Apple udostępni również SDK (pakiet oprogramowania dla developerów aplikacji), bo bez niego trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek przyszłość dla okularów Reality Pro. Przestrzeń do potencjalnej porażki jest bardzo duża – wystarczy spojrzeć na losy eksperymentu Meta pt. Oculus Quest.
Żeby nie było tak pięknie: przewidywany czas pracy na baterii gogli od Apple ma sięgać mniej więcej dwóch godzin. W dodatku bateria (mniej więcej rozmiarów iPhone’a), którą użytkownik ma sobie schować do kieszeni spodni (dość zaskakujące, ale poniekąd wytłumaczalne rozwiązanie) będzie połączona kablem z goglami. Z drugiej strony tak krótki czas pracy na baterii jest do wytłumaczenia – sprzęt ma mieć na pokładzie potężny procesor M2 oraz dwa wyświetlacze 4K. Skoro ma być moc, trzeba iść na pewne kompromisy. Co ciekawe, gogle mają być ładowane złączem typu Mag Safe, choć oczywiście zgodnie z wymogami unijnymi będzie wyposażone również w port USB-C.
Cała ta misterna układanka wydaje mi się mocno ryzykowna, ale z drugiej strony podziwiam Apple za odwagę eksperymentowania. Kto wie jak w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy zmieni się krajobraz w tym segmencie rynku? To również ostatnia szansa na pozostawienie po sobie satysfakcjonującej spuścizny przez Tima Cooka. Stawka w grze jest więc wysoka.