Turtle Beach Atom to rodzaj sprzętu, bez którego nie wyobrażam sobie grania na smartfonie
Do gier mobilnych podchodzę od zawsze niechętnie, bo choć spędziłem wiele godzin w produkcjach pokroju Banner Saga i This War of Mine w wersji na telefon, to żadna inna produkcja nie była w stanie przekonać mnie do tego, żeby spędzić w niej więcej, niż kilka minut. Nie tylko dlatego, że gry na smartfonach wyglądają i działają “tak sobie”, ale też przez ich największą bolączkę, czyli robienie panelu sterowania z małego ekranu, co sprawia, że podczas gry zasłaniamy sobie znaczną część obrazu dłońmi.
Czytaj też: Test słuchawek OnePlus Nord Buds 2. Czy unikalny wygląd idzie w parze z możliwościami?
Rozwiązanie tego problemu jest obecne na rynku już od wielu lat w postaci bezprzewodowych kontrolerów, ale jestem prostym graczem pecetowym – kontrolera używam wyłącznie do gier z gatunku bijatyk. Do Turtle Beach Atom podchodziłem więc jak pies do jeża, ale mając z tyłu głowy to, że jest takim “zestawem konwertującym” smartfona do Steam Decka, dałem mu szansę. Tak oto pobrałem na telefon zarówno Diablo Immortal, jak i Steam Linka, którego przy braku wydajnego połączenia Internetowego, rozległej biblioteki gier czy mocnego komputera, możecie zastąpić usługą pokroju Gaming Now od Nvidii.
Zanim jednak zaczniecie grać na swoim “Steam Decku domowej roboty”, musicie zapoznać się z samym kontrolerem. W zestawie z nim znajdziecie przewód USB-A do USB-C oraz instrukcję obsługi, którą koniecznie przeczytajcie podczas pierwszego ładowania wbudowanego w Turtle Beach Atom akumulatora. Sam niestety pominąłem ten krok i tym samym nie wiedziałem, że konfiguracja i każde włączenie Atom wymaga aktywowania dwóch modułów. Podczas gdy ten lewy łączy się z telefonem przez Bluetooth, ten prawy łączy się z pierwszym za pośrednictwem 2,4-GHz radiowego połączenia.
Finalnie spędziłem zdecydowanie za wiele czasu przy dociekaniu do tego, dlaczego prawa część gamepada nie jest zupełnie odczytywana przez gry, a rozwiązanie tego było prozaiczne – wystarczyło aktywować oba moduły stosownym przyciskiem, który w grze nabiera dodatkowej funkcjonalności. Teoretycznie możecie też wykorzystać tylko jeden moduł (lewy) do chodzenia i resztę robić za pośrednictwem ekranu, ale raczej mija się to z celem.
Kiedy już sparujecie naładowany po maksymalnie 2,5 godzinach Atom ze smartfonem, powinniście zadbać o zaktualizowanie oprogramowania układowego, co jest prostą czynnością, wymagającą zainstalowania aplikacji Atom, która jest przeznaczona wyłącznie na Androida. W niej możecie też podejrzeć proponowane przez Turtle Beach gry, sprawdzić i ustawić czułość gałek oraz triggerów oraz dostosować profil reagowania na wychylenie obu gałek (precyzyjny, szybszy, standardowy, czyli liniowy).
Po tym wreszcie nadejdzie najważniejszy moment, czyli chwila prawdy, czy aby na pewno wasz smartfon zmieścił się do zaproponowanego mechanizmu. O ile długość smartfona jest teoretycznie nieograniczona, tak jego grubość i szerokość już tak, ale trudno wskazać smartfon dostępny aktualnie na rynku, który nie zmieściłby się do tego uchwytu na bazie mocnej sprężyny, wywierającej ciągły nacisk na dwa “chwytak” (po jeden na kontroler).
Czy to wystarcza? Zdecydowanie tak, bo w połączeniu z gumowymi wyłożeniami, smartfon po nałożeniu obu modułow trzyma się nich wzorowo… o ile macie na nim nałożone zewnętrzne etui, które stosownie zwiększa ogólną grubość smartfonu oraz dodatkowo stabilność. Bez niego mój model gibał się nieco na boki przy próbach “wykręcenia” modułów w przeciwne strony, co wprawdzie nie przeszkadzało w ogólnym użytkowaniu kontrolera Atom, ale psuło ogólne wrażenie, które jest wręcz niewiarygodne. Nie przesadzałem bowiem z tytułem – ten produkt Turtle Beach rzeczywiście może zrobić z waszego smartfonu namiastkę Steam Decka, bo tym zresztą Steam Deck jest – ekranem i dwoma zestawami przycisków.
Jeśli o nie idzie, firma Turtle Beach zaproponowała Xboxowy układ gałek i przycisków, dbając jednocześnie o odpowiednie wyżłobienia na tyle, aby Atom dobrze leżał w dłoniach. Czy to się udało? Jak na moje oko, a raczej mój brak zmęczenia dłoni po ponad godzinie ciągłego grania, ewidentnie tak. Podczas gdy kształt tyłu obu modułów idealnie wpisuje się w naturalny kształt dłoni, zastosowany matowy plastik jest przyjemny dla skóry, choć jego czarne elementy brudzą się stosunkowo szybko. W obniżeniu ogólnego zmęczenia pomaga też fakt, że nawet w połączeniu ze smartfonem Atom waży niewiele, bo jego wyjściowe 180 gramów jest niczym na tyle np. 282-gramowej wagi DualSense.
Czytaj też: Słuchawki jak żadne inne. Nothing Ear (2) – pierwsze wrażenia
Jako że z kontrolerami żyję w niezgodzie, pierwsze chwile z Turtle Beach Atom spędziłem w Diablo Immortal, a więc produkcji, w której granie bez takiego kontrolera jest wręcz skazywaniem się na mękę. Interfejs jest zbyt duży, przeciwników co nie miara, podczas gdy widoczki momentami są na tyle ładne, że aż szkoda ich nie podziwiać w pełnej krasie. Zwłaszcza że podczas walki dobrze jest widzieć możliwie najwięcej, aby stosownie reagować na zmieniającą się dynamicznie sytuację. W tej produkcji Atom spisał się fenomenalnie.
Zachęcony tym sprawdzianem, odpaliłem Steam Linka i zacząłem streamować na telefon z przytroczonym do niego kontrolerem Atom platformówkę Hollow Knight. Efekt przeszedł moje oczekiwania. Nie tylko dlatego, że kontroler spisywał się świetnie, ale też przez stabilność sygnału i ogólny poziom jakości obrazu podczas strumieniowania, ale dziś przecież nie o tym. Przy Wiedźminie 3 było już gorzej z jakością, choć Atom wypadł w tak rozbudowanym RPG wzorowo…, ale już w Borderlands 3 przypomniałem sobie, że osoby grające w strzelanki na kontrolerach to dla mnie szaleńcy.
Na tych produkcjach testów nie skończyłem. W następnych grach doceniłem tego typu formę kontrolera w formie nakładki na smartfon zarówno przez możliwość wykorzystywania żyroskopu, jak i ogólną stabilność połączenia, bo Atom zgubił połączenie (brak reakcji prawego modułu trwał maksymalnie 3 sekundy) jedynie kilka razy podczas kilkunastu godzin grania. Muzyka z głośników telefonu rozbrzmiewała z kolei w pełni, a to dzięki przewidzianym podłużnym “dziurkom” w prawym module. W ogólnym jednak rozrachunku opóźnienie sygnału jest niezauważalne, jeśli mowa o graniu lokalnym, a nie strumieniowaniu.
Koniec procesu testowania zaskoczył mnie całkowitym brakiem potrzeby ładowania kontrolera mimo intensywnego wykorzystywania przez ponad tydzień. Producent nie przesadzał więc swoimi zapewnieniami co do ponad 20-godzinnej wytrzymałości, ale przesadził w samych zapowiedziach, bo po zapewnieniach marketingowych miałem wrażenie, że Turtle Beach Atom jakością będzie przypominał przynajmniej DualShocka 4. W praktyce jednak oceniłbym jego ogólną jakość wykonania i ogólnego feelingu na poziomie tradycyjnego kontrolera za jakieś 250-350 zł lub lepiej wykonanego DualShocka 3.
Test Turtle Beach Atom – podsumowanie
Granie na telefonie bez tego typu kontrolera uważam za wręcz umyślne niszczenie sobie zabawy z grania, a że mowa tutaj o rynku mobilnym, to jest to niszczenie wręcz do kwadratu. Jako że Turtle Beach Atom jest aktualnie do kupienia za 469 złotych, czyli stosunkowo dużo, jak na kontroler, to jest to jeden z tych sprzętów, którym powinni zainteresować się albo zapaleni mobilni gracze, albo osoby takie, jak ja, które chciałyby sprawdzić, czy gamingowy handheld rzeczywiście ma dla nich sens. Zwłaszcza że w dobie cloud-gamingu można sprawdzić potencjał takiego sprzętu za ledwie kilkadziesiąt złotych miesięcznie.
Czytaj też: Sprawdziłem słuchawki Jabra Elite 4. Mam déjà vu i nie wiem, o co tu chodzi
Chociaż Turtle Beach Atom jest pozbawiony wad, które go deklasują, to dołączone do zestawu miękkie etui jest niemałą wpadką. Producent postarał się bowiem o fenomenalny “tryb transportowy” dla tego kontrolera, w którym łączymy obie części ze sobą, dzięki czemu możemy go zmieścić nawet do małej kieszeni, ale z racji gałek na obu modułach, nie możemy wsadzić Atom do plecaka tak, aby te były nienarażone na uszkodzenia. Szkoda, ale nawet pomimo tego, kontrolera nie sposób nie polecić.