Okręt podwodny typu Ohio w Korei Południowej. Tym ruchem USA wyłożyły kawę na ławę
Korea Południowa, Tajwan i Japonia to dla Stanów Zjednoczonych idealny wręcz bufor, oddzielający państwo od Chin, Korei Północnej oraz Rosji. Kraj słusznie więc wspiera od dawna swoich trzech sojuszników, dbając jednocześnie o to, aby rozwijali się w najlepsze i wzmacniali swoje wojsko. Tak oto gwarantuje sobie bezpieczną przystań oraz ewentualne bazy wypadowe w tym regionie. Innymi więc słowy, USA z samego strategicznego punktu widzenia opłaca się wspierać wspomniane trio, które ciągle stoi w obliczu zagrożenia ze strony przede wszystkim Chin oraz Korei Północnej przez Chiny zresztą wspieranej.
Czytaj też: Ostatni moment przed nuklearną zagładą. USA pokazały, jak mogą zapoczątkować koniec świata
Jeśli jakimś cudem ominęły was szaleństwa Korei Północnej, które tylko nabierają tempa, to śpieszę z wyjaśnieniem. Rządzone przez Kim Dzong Juna państwo nadal funkcjonuje w przeświadczeniu, że stoi po tej dobrej stronie, jako istny bastion, chroniący swoich obywateli oraz resztę “niezepsutego” świata przed amerykańską propagandą. Jednak zamiast wykazywać się rozsądkiem i pokazywać innym, że rzeczywiście jest państwem pełnym dobra i wyjątkowej kultury, w którym każdy z nas chciałby żyć, tamtejsze władze od lat rozwijają w swoim zaślepieniu różnorakie systemy uzbrojenia. Skupiają się zwłaszcza na pociskach, które to mogą rozpętać nuklearną apokalipsę ze swoimi głowicami jądrowymi, a choć ogólnie wojsko państwa jest raczej mierne na tle tego, co mają w zanadrzu sąsiedzi, to i tak jego “atomówkowa karta przetargowa” od lat sprawia, że Koreę Północną traktuje się jak bombę z opóźnionym zapalnikiem, mając cichą nadzieję, że zapalnik będzie rosyjskiej produkcji, czyli żeby okazał się wadliwy i nigdy do zapłonu nie doprowadził.
Czytaj też: Nowy bat na wrogów w armii USA. Żaden cel się nie przeciśnie
Do niektórych najwyraźniej przemawia jedynie pokaz siły i stąd właśnie wzięła się umowa Washington Declaration między Koreą Południową a USA. Ta ma przede wszystkim zacieśnić współpracę między tymi dwoma państwami, co tyczy się zwłaszcza kwestii broni nuklearnej oraz utworzenia nowej grupy konsultacyjnej do spraw nuklearnych właśnie. Aby uwiarygodnić podpisanie tejże umowy, Stany Zjednoczone zdecydowały się na śmiały ruch, rozmieszczając swój okręt typu Ohio na spornym terytorium. Będzie to miało miejsce w najbliższym czasie i przerwie okres aż czterech dekad nieobecności amerykańskiego okrętu tej klasy w wodach otaczających Półwysep Koreański.
Czytaj też: Powstanie nowy sekretny okręt podwodny USA. Virginia-SSW będzie nieoceniony
Do tej pory ten kraj odwiedzały tylko amerykańskie okręty podwodne z rakietami manewrującymi, a nie okręty, które są w stanie obrócić znaczną część małego państwa w perzynę. Przypomnę tylko, że wykorzystujące napęd atomowy okręty typu Ohio pływają z imponującym uzbrojeniem ostatecznym, bo pociskami balistycznymi Trident II, które to mogą przenosić do 14 głowic nuklearnych o różnej mocy z racji wykorzystywania technologii MIRV. Wśród tych głowic może znajdować się zarówno W76-1 o mocy 100 kiloton, jak i W88 o mocy 475 kiloton, ale w praktyce te okręty mają aktualnie wyruszać na misje ze znacznie ograniczonymi pociskami co do liczby głowic oraz ich możliwości, sięgając m.in. po niewielką liczbę mniej niszczycielskich W76-2. Jednak bez względu na to, jak wielki arsenał przybędzie do Korei Południowej na pokładzie nieokreślonego okrętu typu Ohio, jestem przekonany, że zareagują na to zarówno Chiny, jak i Korea Północna.