Przez ostatnią dekadę Apple co prawda zbudował pozycję najbogatszej firmy świata, której zapasy gotówki przekraczają PKB niejednego kraju, ale był też firmą stojącą de facto na jednej nodze – iPhonie. Gdyby z jakiegoś powodu iPhone nagle przestał się sprzedawać (lub spotkał go np. los Huaweia), cała spuścizna Steve’a Jobsa ległaby w gruzach, bo ani iPad, ani Apple Watch, ani słuchawki, ani tym bardziej MacBooki nie byłyby w stanie załatać dziury po telefonach.
Tim Cook, obejmując stery w Cupertino, doskonale o tym wiedział i jako zręczny biznesmen przystąpił do działania. Choć zajęło to kilka lat, to w końcu można powiedzieć, że jego strategia popłaciła – Apple zanotował w Q2 2023 rekordowe wyniki jeśli chodzi o sprzedaż… usług. A to mówi nam wiele o tym, czego możemy się spodziewać i sam nie wiem, czy są to dobre wieści.
Czytaj też: Apple zaczyna traktować Polskę poważnie. Pytanie tylko – po co?
iPhone będzie tylko bramą do świata Apple’a. Przyszłością jest uzależnienie nas od usług
Zacznijmy może od tego, że mimo przeszło 30-procentowego spadku sprzedaży Maców, spadku sprzedaży iPadów, akcesoriów ubieralnych i HomePodów, Tim Cook w rozmowie z Reutersem wyznał, że jest bardzo zadowolony z wyników. Tym bardziej, że iPhone po raz kolejny święci tryumfy i ustanawia rekord aktywacji w każdym regionie geograficznym, w jakim jest sprzedawany, ze szczególnym uwzględnieniem rynków rozwijających się, jak Indie. Dla Apple’a Indie – tuż obok Chin – to dziś najważniejsze miejsca, jeśli chodzi o potencjał rozwoju, toteż duża liczba aktywacji smartfonów w tych regionach dobrze wróży na przyszłość.
Co jednak znacznie ważniejsze w kontekście globalnym, Apple zaliczył rekordowy przychód w wysokości 20,9 mld dol. z samych tylko usług, takich jak Apple One, Apple Music, Apple TV, iCloud, Fitness+ i tak dalej. Już dziś 20% przychodu Apple’a pochodzi z tego źródła i nie ulega wątpliwości – patrząc po tym, jak silnie rozwijane są poszczególne usługi – że to właśnie one są drugą nogą, na której biznes Giganta z Cupertino będzie mógł stabilnie stanąć, nawet gdy coś zachwieje sprzedażą iPhone’ów.
Co to oznacza dla nas? Ano to, że w nieodległej przyszłości Apple z całą pewnością będzie jeszcze silniej forsował swoje usługi i robił użytek z faktu, że to smartfony z nadgryzionym jabłkiem są najpopularniejszymi urządzeniami mobilnymi na świecie.
Już dziś Apple zamyka użytkowników w swoistej złotej klatce i to na wielu płaszczyznach
Przede wszystkim – w wielu krajach (oraz w środowiskach międzynarodowych) brak sprzętu Apple’a oznacza wręcz wykluczenie towarzyskie i komunikacyjne, gdyż wszyscy dookoła korzystają z iMessage oraz Face Time’a. Wiem, że w Polsce wielu ludziom trudno to sobie wyobrazić (przecież jest Messenger i WhatsApp!) ale naprawdę są kraje, w których komunikatory Apple’a są jedynym sposobem na kontakt z rodziną i znajomymi.
Dalej mamy uzależnienie od ekosystemu doskonale zsynchronizowanych ze sobą sprzętów. AirDrop po dziś dzień jest najprostszą metodą przesyłania plików między urządzeniami i choć powstają alternatywne rozwiązania na Windowsa i Androida, to wciąż nie dorastają one do pięt prostocie i szybkości funkcji zaszytej w sprzętach Apple’a. Słuchawki AirPods rozwijają skrzydła wyłącznie w parze z iSprzętem. Apple Watcha do smartfona z Androidem w ogóle nie ma co podłączać, a przecież mowa o najpopularniejszym i prawdopodobnie najlepszym smartwatchu na rynku. O dominacji Apple Silicon nad laptopami z Windowsem już nawet nie wspominam, bo nie kopie się leżącego.
W końcu mamy też uzależnienie od aplikacji profesjonalnych. Osobiście znam wielu twórców, którzy już lata temu chcieli się przesiąść na maszyny z Windowsem, ale nie mogą, bo ich workflow opiera się o Final Cut Pro czy Logic Pro. I oczywiście, na Windowsie znajdziemy alternatywne programy potrafiące to samo i więcej, ale… żaden z nich nie przystaje do tych dwóch szybkością działania, prostotą obsługi i niewyobrażalnymi zasobami „w standardzie”. Na upartego do Logica czy Final Cuta nie trzeba dokupić ani jednej dodatkowej wtyczki, a co więcej – są to bodajże najtańsze programy w swoich kategoriach, do tego z dożywotnią licencją i bez abonamentu. Choć niektórzy śmieją się, że ich zakup jest jednorazowy, bo abonamentem jest konieczność ciągłego kupowania nowych Maców…
Tak czy inaczej Apple już dziś ma wiele sposobów na to, by zamknąć użytkownika w „rezerwacie” i trzymać go tam może nie tyle pod kluczem, co w warunkach tak dobrych, by ten dwa razy się zastanowił przed próbą ucieczki. A rekordowe wyniki sprzedaży usług świadczą tylko o jednym: tych sposobów będzie coraz więcej, a z ekosystemu Apple’a coraz trudniej będzie się wydostać. Kupno iPhone’a, Maca czy iPada będzie zaledwie początkiem. Haczykiem, na który Tim Cook będzie łowił kolejne rzędy dusz.
Coraz trudniej jest być sprzętowym agnostykiem
W swojej pracy korzystam ze wszystkich możliwych urządzeń i platform. Nie mogę sobie wobec tego pozwolić na korzystanie z oprogramowania czy akcesoriów, które są uwiązane tylko do jednego producenta i z biegiem lat widzę, że jest to coraz trudniejsze. A już z całą pewnością niewygodne; wcale się nie dziwię, że klienci tak chętnie zamykają się w złotej klatce Apple’a i wyrzucają klucz, bo tam, gdzie liczy się prostota, tam ekosystemy sprzętów i programów nie mają sobie równych.
Czytaj też: Tak się tworzy wyznawców. Mogę mieć każdy smartfon z Androidem, a i tak wybieram iPhone’a
Dziś każdy producent chce mieć swój ekosystem. Swój ekosystem ma Apple. Swój ekosystem ma Huawei. Swój ekosystem mają Oppo i OnePlus. Swój ekosystem ma Samsung. I choć teoretycznie one wszystkie są interoperacyjne, to w praktyce zawsze występują jakieś ograniczenia, które mają na celu zamknięcie nas w obrębie usług i urządzeń z jednej „stajni”.
Dla firm jest to idealna sytuacja. Dla użytkowników – tylko pozornie. Bo o ile wygoda tego typu rozwiązań faktycznie jest nie do przecenienia, tak pamiętajmy, że w zamian za tę wygodę poświęcamy coś znacznie bardziej istotnego: wolność wyboru.