Co potrafi Canon PowerShot V10?
Najnowsze dziecko Canona cechuje się pionową konstrukcją o wadze zaledwie 211 gramów i formie pozwalającej na przenoszenie kamery w kieszeni. Pionowa konstrukcja, z obracanym do góry wyświetlaczem o przekątnej 2″, wyposażona jest we wbudowany statyw, pozwalający na postawienie urządzenia na stole i centralnie położony przycisk nagrywania, ułatwiający obsługę w tym położeniu.
Sercem PowerShota V10 jest matryca BSI CMOS 20,9 Mpix o rozmiarze 1″, współpracująca z obiektywem o ekwiwalencie ogniskowej 19 mm (18 mm dla zdjęć) i jasności f/2.8. Kąt widzenia obiektywu wynosi odpowiednio 97,5° dla materiałów wideo i 100,2° dla zdjęć. Obiektyw ma dość skomplikowaną konstrukcję – składa się z 8 elementów w 7 grupach, w tym 3 elementy asferyczne, wyposażony został także w filtr ND o wartości 3 EV. Nie jest natomiast stabilizowany, kamera polega na stabilizacji cyfrowej.
Za obróbkę sygnału odpowiada procesor DIGIC X. Układ AF wykorzystuje detekcję kontrastu i jest w stanie pracować zarówno jednorazowo, jak i w trybie ciągłym ze śledzeniem twarzy lub wskazanego ramką punktu. Wielosegmentowy pomiar światła ma 384 strefy.
Zakres dostępnych czułości wynosi ISO 125-6400 dla nagrań FHD i 125-3200 przy 4K – zarówno w trybie automatycznym jak i ręcznym. Przy wykonywaniu zdjęć zakres czułość ISO jest ustawiana wyłącznie automatycznie w zakresie ISO 125-12800. Elektroniczna migawka pracuje w zakresie 1/4000 s – 1/8 s dla ustawień wideo i 1/2000 s – 1 s podczas wykonywania zdjęć.
PowerShot V10 nagrywa materiały wideo w formacie MP4 8 bit. Najwyższa dostępna rozdzielczość to 4K 29,97 kl/s, której przepływność wynosi do 120 Mb/s.
Zobacz także: Test aparatu Sony ZV-E1. Spełnienie marzeń influencerów (chip.pl)
Dla kogo jest ta kamera?
Patrząc na specyfikację i formę PowerShota V10 mam z ustaleniem tego drobiazgu problem. Najbliższy konkurent jaki mi przychodzi do głowy to Sony ZV-1F, który jednak ma jaśniejszy o jedną działkę przysłony obiektyw, a formą zewnętrzną bardziej przypomina klasyczny aparat i wydaje się lepiej współgrać z lekkim gimbalem do nagrań w ruchu. Jeśli zaś Sony nie brać pod uwagę, to najbliższym konkurentem będzie smartfon. PowerShot V10 kosztuje w przedsprzedaży 2349 zł, ma akumulator wystarczający z ledwością na godzinę nagrania, a do transmisji na żywo i tak potrzebuje smartfona z aplikacją Camera Connect.
Jaki zatem mógłbym mieć powód do zakupu V10 i czy nie lepiej podobną kwotę zainwestować w akcesoria lub lepszy smartfon? Podobne wątpliwości mam zresztą patrząc na Sony ZV-1F, choć przecież poza jaśniejszym obiektywem ma na zachętę dla filmowca parę innych drobiazgów, takich jak płaskie profile s-log, lepszy i większy wyświetlacz i nagrywanie HDR HLG. Krótko mówiąc, mam nadzieję, że Canon wie co robi, prezentując bardzo okrojonego V10. Bo ja nie wiem.