Android jest ze mną prawie od zawsze
Moja historia ze smartfonami z Androidem rozpoczęła się w 2010 roku wraz z Xperią X10. Był to bardzo nietypowy zakup, który wynikał z… braku pieniędzy. Mając akurat wolne kilkaset złotych, jeśli mnie pamięć nie myli było to 800 zł, kupiłem smartfon z zamiarem sprzedania go po 2-3 miesiącach bez dużej straty tylko po to, żeby zobaczyć jak działa Android i co to w ogóle jest. Wyszedłem z założenia, że nie wiadomo kiedy znowu będą dysponować tak wielką kwotą, żeby taka okazja się powtórzyła. Był to zakup ważny z innego powodu, bo zmusił mnie to wykupienia pierwszego pakietu internetowego. Mocarne 300 MB za 9 zł miesięcznie i od tamtej pory jakiś pakiet internetowy zawsze jest ze mną.
Nie spodziewałem się, że moje dalsze życie potoczy się tak, że od tamtej pory smartfony z Androidem będą mi towarzyszyć przez kilkanaście kolejnych lat. Za mną jest już kilkaset różnych modeli, przeróżnych producentów i jest to zwyczajnie coś, do czego jestem przyzwyczajony. To system i rozwiązania, które towarzyszą mi na co dzień. Kiedy pojawiła się możliwość sprawdzenia czegoś nowego, długo się nie zastanawiałem. Przez te wszystkie lata z Androidem w zasadzie nie miałem okazji dłużej używać smartfonu z iOS, więc była to kusząca perspektywa.
Pierwszy raz z iOS. iPhone mnie nie pogryzł
Pierwsza konfiguracja smartfonu Apple nie jest trudna. Wręcz przeciwnie, jest w zasadzie zbyt prosta, co dla osoby przyzwyczajonej do działania zupełnie innego systemu może wyglądać nieco dziwnie. Co jeszcze nie raz powtórzę: jest to tylko kwestia przyzwyczajeń. Po latach logowania się do wszystkiego kontem Google, tutaj coś nagle wymaga ode mnie konta iCloud. Co prawda wszędzie tam, gdzie na co dzień używam konta Google, a loguję się nim w zasadzie wszędzie, gdzie jest to możliwe, dalej mogę to robić, ale iOS usilnie promuje własne rozwiązania. Co jest w pełni zrozumiałe, ale też pozwoliło mi zrozumieć, skąd przekonanie, że jeśli ma się iPhone’a, to dużo łatwiej korzysta się też z innych sprzętów Apple. Właśnie między innymi z tego powodu.
W konfiguracji pomaga możliwość przeniesienia aplikacji ze smartfonu z Androidem. Sprawnie udało mi się przenieść wszystkie użytkowane na co dzień programy i pozostało mi tylko przejście wszystkich dostępnych Ustawień, żeby skonfigurować choćby czas podświetlenia ekranu i podobne pierdoły.
Czytaj też: Wygoda, czy wolność wyboru? Apple ma plan, jak uzależnić Cię jeszcze bardziej
Jestem dinozaurem. Nie widzę przycisków – panikuję!
Możecie mnie nazwać dinozaurem, boomerem i co tylko przyjdzie Wam do głowy, ale w kwestii obsługi smartfonu jestem dziwny. Do nawigacji po Androidzie używam przycisków u dołu ekranu. Robię tak od lat. Zawsze wyłączam wszelkie możliwe gesty i jest mi z tym dobrze. W iOS cała obsługa polega właśnie na gestach, co już na starcie wymusza pozbycie się wypracowanych przez lata nawyków. Czy jest to skomplikowane? Na ogół nie, bo na ogół działa dobrze, ale jak można wyczytać między wierszami – nie zawsze.
O ile w większości aplikacji działa to dobrze, a w interfejsie systemu wzorowo, tak czasem np. gest cofnięcia nie chciał mi działać tak jak powinien. Głównie w przypadku Instagrama czy Twittera. Jestem przekonany, że to po części wynika zwyczajnie z braku wprawy, ale początkowo bywa to irytujące. Co najlepsze, korzystając z iPhone’a często łapałem się na tym, że szukam przycisków pod ekranem, ale używając smartfonu z Androidem… próbuję cofać gestem. Wszystko jest tu kwestią przyzwyczajenia.
Te rzeczy iOS robi dobrze, czyli w czym iPhone jest lepszy od Androida
Chyba najważniejszą rzeczą w iOS, która daje ogromną przewagę nad Androidem, są powiadomienia. Android ma to do siebie, że próbuje na siłę uszczęśliwić użytkownika, co jest po części winą producentów. O ile nie używasz promowanych przez nich aplikacji, to działanie pozostałych może być dla Twojego dobra ograniczone. Skrzynka mailowa? Messenger? A do czego Ci to potrzebne? Przecież to rozładowuje akumulator, więc te aplikacje nie będą działać w tle i zostaną automatycznie wyłączone. W smartfonach z Androidem bywa to nagminne i bardzo często po konfiguracji nowego smartfonu upewniam się, że używane przeze mnie aplikacje mają wszelkie zezwolenia na działanie w tle i wysyłanie powiadomień.
W iPhonie taki problem nie występuje. Po zainstalowaniu i uruchomieniu nowej aplikacji iOS grzecznie pyta, czy chcemy dostawać z niej powiadomienia i jakie mają to być powiadomienia. Prosto, uczciwie, tak powinno to wyglądać. Ogółem w kwestii powiadomień i zarządzania nimi iPhone spisuje się wzorowo, i jako narzędzie komunikacji, które pozwala zawsze być w kontakcie, trudno o coś lepszego.
Wiele osób doceni też dbanie o prywatność, choć w moim przypadku nauczyło mnie to czytanie tego, co pojawia się na ekranie. W Androidzie chcąc wysłać zdjęcia Messengerem czy na Twittera klikam guzik, pojawia mi się nieskończenie długa lista obrazów zapisanych na telefonie, wybieram i wysyłam. Na iPhonie najpierw trzeba wybrać, które zdjęcia mogą być dostępne dla danej aplikacji. Mogą to być wszystkie możliwe, jak na Androidzie, albo tylko te przez nas wskazane. Oczywiście początkowo z automatu kliknąłem nie to, co trzeba i byłem zdziwiony, dlaczego nie widzę żadnych zdjęć w aplikacji. Ma to jednak swoje zalety.
Choć z jednej strony mamy dbanie o prywatność, z drugiej iPhone potrafi być bardzo otwarty dla innych posiadaczy sprzętu Apple i jest to dużą zaletą. Pomiędzy urządzeniami firmy można w prosty sposób przekazywać nie tylko pliki. Prosty przykład, spotykamy się na nagranie materiału wideo w wynajętym mieszkaniu. Konrad jest już podpięty do Wi-Fi, po kilku dotknięciach ekranu udostępnia mi hasło i zanim zdążyłem cokolwiek przeklikać, już jestem podpięty do sieci. Takie przykłady wzajemnej integracji i komunikacji sprzętu Apple można mnożyć.
Ogółem samo korzystanie z iOS jest…. przyjemne. Tu zawsze wszystko działa tak samo, wygląda tak samo, jest tak samo szybkie, choć w dłuższej perspektywie może się to przerodzić w wadę, do czego za moment przejdziemy.
Czytaj też: Sprawdziłem Apple Music Classical. Za darmo to uczciwa cena
iOS robi to dobrze, ale iPhone już niekoniecznie
iPhone’y są najpopularniejszymi aparatami fotograficznymi na świecie i w ogóle mnie to nie dziwi. Robienie zdjęć smartfonem Apple jest bardzo łatwe, ale też zachęca on użytkownika to bardziej kreatywnego użytkowania. Choćby w kwestii portretów mamy tu pod ręką dostępne dodatkowe filtry, a przy zdjęciach standardowych w prosty sposób możemy zmieniać podstawowe parametry obrazu. Oczywiście, Android też to ma, nawet dużo bardziej rozbudowane, ale to też jest jego problemem. Widok trybów Pro dla osób nieznających się na fotografii może być odrzucający. W iOS fotografowanie jest zwyczajnie prostsze. Ale…
O ile iOS radzi sobie dobrze ze zdjęciami, tak iPhone sam w sobie już niekoniecznie. Za świetnym oprogramowaniem nie idzie odpowiedni sprzęt. Gdyby Apple chociaż częściowo korzystał z rozwiązań takich, jakie znajdziemy w topowych fotograficznych smartfonach z Androidem, byłby fotograficzną bestią nie do powstrzymania. Tak jak już jest w kwestii wideo, w której wyprzedza konkurencję od dawna.
Tymi rzeczami iPhone mnie irytował
iOS ma to do siebie, że wszystko wygląda w nim tak samo. Każda strona internetowa czy interfejs aplikacji mają oferować taką samą obsługę. Na ogół jest to dobre i w pełni zrozumiałe, bo użytkownik dostaje takie same wrażenie z użytkowania bez względu na to, z czego aktualnie korzysta, ale to nie zawsze jest dobre rozwiązanie. Przykładowo, jeśli dana strona internetowa ma własny odtwarzacz wideo, iPhone zmienia jego interfejs na swój. A ten nie zawsze jest lepszy, choćby ze względu na przewijanie treści. W iOS nie można kliknąć w oś czasu i przewinąć wideo lub piosenkę w Tidalu, trzeba ją faktycznie przewinąć, przesuwając punkt po osi czasu. To nie zawsze jest wygodne. Podobne jak to, że gest cofnięcia nie zawsze jest dostępny, a zamiast tego musimy np. wyłączyć otwarte zdjęcia na stronie internetowej klasycznie krzyżykiem. Albo cofnąć się do wcześniej używanej aplikacji dedykowanym przyciskiem. W Androidzie mam do tego zawsze dostępną strzałkę wstecz na dole ekranu.
Powyższe, w porównaniu z tym, że iOS w zasadzie nie można w żaden sposób modyfikować wizualnie (przynajmniej bez uciekania się do korzystania z funkcji shortcuts), może powodować, że z czasem stanie się to nudne. Po miesiącach czy latach patrzenia na identycznie wyglądający interfejs w kolejnych modelach chciałoby się czegoś nowego i Android jest w stanie nam to dać.
Nie do końca przekonał mnie iPhone’owy ekran Always On. Bardzo chwalę sobie to rozwiązanie w Androidzie, bo lubię mieć stały podgląd godziny i symboli powiadomień. Mamy przy tym wygaszony ekran i wyświetlone tylko te informacje, których potrzebuję. iOS utrzymuje podświetlony, choć odpowiednio przygaszony, cały ekran (można jedynie wybrać, czy chcemy widzieć wygaszoną tapetę, czy też nie). Po co? Komu to potrzebne?
Nie udało mi się zostać fanem klawiatury Apple. Tutaj też może jestem dziwny, ale od zawsze jestem Team Gboard i ustawiam klawiaturę Google na dosłownie każdym smartfonie z Androidem i to samo zrobiłem też na iPhonie. Tak, można tu uruchomić Gboarda i choćby ze względu na działanie autokorekty był to dla mnie oczywisty wybór.
Dla niektórych może to być rzecz oczywista, ale brakowało mi szybkiego ładowania oraz przeszkadza mi port Lightning. Przez szybkie ładowanie rozumiem faktycznie szybkie ładowanie, czyli takie do pełna w niecałe 30 minut. Z kolei inny port wymusza konieczność pamiętania o zabraniu ze sobą dodatkowe kabla. Jakiś przewód USB-C mam ze sobą zawsze. Do podłączenia aparatu, dysku zewnętrznego, czytnika kart pamięci, ładowania laptopa, aparatu… Zawsze mogę go użyć do naładowania smartfonu, ale nie w przypadku iPhone’a.
Czytaj też: Konfiguracja nowego laptopa to katorga. Można stracić cierpliwość
Porozmawiajmy o estetyce. Nie kupisz flagowego Androida wyglądającego jak iPhone
iPhone’y, od modelu X, mają swój wyróżniający się dizajn. Płaskie boki mają swój urok, podobnie jak bardzo efektowne umieszczenie ekranu. Sprawia on wrażenie, że znajduje się bliżej chroniącego go szkła, jakby był niemal idealnie w jednej linii z krawędziami obudowy. Jest to efektowne i jeśli coś takiego Ci się podoba, ale chcesz smartfon z Androidem to… masz problem.
Wszystkie flagowe smartfony z Androidem mają zaokrąglone boki. Delikatnie próbuje się z tego wyłamać Samsung Galaxy S23 Ultra i faktycznie jest mu w tym momencie najbliższej do iPhone’a. Tak, jest choćby Xiaomi 13, jest Galaxy S23 i S23 Plus, ale zawsze nazywam je małymi flagowcami. To nie są topowe, najmocniejsze modele w ofercie producenta. Jeśli chcecie wygląd iPhone’a w Androidzie, to nie będzie to najlepszy Android, jakiego możecie kupić.
No i muszę tu wbić szpilkę Apple w wyspę aparatów. Ładna, efektowna, ale w kategorii zbierania kurzu może konkurować z moim odkurzaczem.
Android jest inny, iPhone jest inny, ale oba są fajne!
Po latach spędzonych z Androidem, kilka tygodni z iPhone’em nie spowodowało u mnie myśli – rzucam wszystko i kupuję, ale skutecznie zamazało stereotypy i dało do myślenia. Wiele osób może mieć jeszcze z tyłu głowy problemy pierwszych iPhone’ów. Brak przesyłania plików przez Bluetooth, brak MMS-ów, problematyczne wgrywanie muzyki, brak możliwości ustawienia własnego dzwonka… Dzisiaj już nikt tego nie potrzebuje. Mamy Wi-Fi, komunikatory internetowe, serwisy streamingowe, a własne dzwonki już nas nie jarają. iOS pozostał bardzo zamkniętym systemem, co ma swoje wady, ale też zalety.
Czas spędzony z iPhonem pokazał mi, że Apple nie gryzie. Przesiadka na niego, nawet dla takiego betonu jak ja, nie jest skomplikowana i w zasadzie już po kilku godzinach korzystałem z iPhone’a 14 Pro jak z dowolnego innego smartfonu. Nie wymagało to żadnych specjalnych zabiegów, rytuałów i zmiany przyzwyczajeń. Zarówno Android, jak i iOS to dobre systemy, w wielu miejscach inne, w wielu podobne, ale przede wszystkim nie są na tyle różne, aby wywoływać wojny między tymi dwoma światami. Dlatego też nie umiem wskazać, który jest lepsze. Jeden jest lepszy w jednym, drugi w drugim, ale z obu można bardzo wygodnie korzystać w wielu codziennych zastosowaniach.
Powyższy materiał nie jest tekstem sponsorowanym, ale pojawił się w nim iPhone 14 Pro, który został nam udostępniony przez operatora sieci Plus do realizacji innego materiału.
Ej, wiecie co…
Powyższy tekst napisałem prawie tydzień temu. Od tego czasu używam testowego smartfona z Androidem, ale… od czterech dni, korzystając z tego, że jeszcze go mam, ponownie zacząłem używać iPhone’a 14 Pro. Coraz mocniej się do niego przekonuję, ale mam wrażenie, że jednak bardziej mnie ciągnie zwyczajnie do czegoś nowego, niż do tego, że iOS zaczyna mi się podobać bardziej niż Android. A przynajmniej – póki co.