Jeden z najbardziej uznanych producentów lustrzanek średnioformatowych, Hasselblad, poinformował właśnie o całkowitym wycofaniu się z ich produkcji.
Hasselblad to symptom głębokich zmian
Cyfrowa historia Hasselblada nie jest pasmem oszałamiających sukcesów. Na początku wieku producent był w takiej sytuacji, że w 2002 roku swój nowy średnioformatowy system AF 645 musiał opracować w kooperacji z Fuji. Aparat, który wtedy powstał był dostępny zarówno z brandem Hasselblada (jako H1), jak i jako Fujifilm GX645AF – i były to jeszcze aparaty analogowe. System opierał się jednak na wymiennych modułach z filmami, nic zatem nie stało na przeszkodzie, by na zastąpić je ścianką z matrycą cyfrową. Pierwsze takie rozwiązanie opracowała firma PhaseOne (H101), a dwa lata później (po przejęciu firmy Imation) Hasselblad przedstawił cyfrową wersję aparatu, H1D.
Lustrzanki systemu H cieszyły się dużym uznaniem i można powiedzieć, że utrzymały Hasselblada na powierzchni, mimo podejmowania wielu kontrowersyjnych i chybionych decyzji przez producenta – takich choćby jak próby sprzedaży rebrandowanych aparatów bezlusterkowych Sony z dodanymi „ekskluzywnymi” drewnianymi gripami i równie ekskluzywną ceną.
Ostatnie poważniejsze odświeżenie linii lustrzanek nastąpiło w 2016 roku. Model Hasselblad H6D dostępny był z dwiema wersjami ścianek, wyposażonych w sensory CMOS 50 lub 100 Mpix – był to sprzęt typowo studyjny, znakomity do pracy tego typu, lecz gorzej dający sobie radę tam, gdzie chodziło o szybkość. W tym samym roku zaprezentowany został też pierwszy średnioformatowy aparat bezusterkowy tego producenta, Hasselblad X1D, wyposażony w matrycę 50 Mpix i zestaw uszczelnień pozwalających na pracę w trudnych warunkach.
Rezygnacja przez Hasselblada z rozwijania lustrzanek nie jest oczywiście żadną niespodzianką – można co najwyżej dziwić się, że następuje to dopiero teraz. Producent bowiem od dawna większy nacisk kładł na aparaty bezlusterkowe, szczególnie po przejęciu firmy przez DJI w 2017 roku. Średni format i studia fotograficzne to jednak ostoje tradycji, zmiany następują tu wolniej, niż gdzie indziej. Łabędzi śpiew lustrzanek zabrzmiał jednak tym wyraźniej.
Zobacz także: Używałem Sony A7R V. Mocarny autofocus i słuszny kierunek rozwoju nowej generacji aparatów (chip.pl)
Odwrót od lustra – koniec lustrzanek jest bliski
Aparaty bezlusterkowe, które stanowią w tej chwili najszybciej rozwijany segment rynku, nie miały łatwego startu. Poza całkowicie niszowymi cyfrowymi dalmierzami Leiki za prawdziwy debiut można uznać opracowanie przez Olympusa i Panasonica w 2008 roku systemu micro4/3. Zaprezentowane wtedy aparaty wzbudziły (słusznie zresztą) uśmiech politowania użytkowników lustrzanek – jak to, aparat bez optycznego wizjera i z wolno działającym autofocusem? Pośród amatorów fotografii okazały się jednak całkiem popularne, rozwój technologiczny szybko pozwolił usunąć najpoważniejsze wady, a chwilę później niemal każdy producent zaczął opracowywać własne systemy.
Jako pierwszy całkowicie z produkcji lustrzanek zrezygnował Olympus – ostatnim modelem był zaprezentowany w 2010 roku E-5, którego produkcja zakończyła się w 2013 roku. W ślady Olympusa poszło Sony, kończąc produkcję klasycznych lustrzanek w 2012 roku na modelu a580, rozwijając jednak równolegle zarówno bezlusterkowce systemu E, jak i lustrzanki z lustrem półprzepuszczalnym SLT – modele a68, a77 II i a99 II produkowane były do połowy 2020 roku. Po tej dacie Sony skoncentrowało się wyłącznie na bezlusterkowcach.
Canon oraz Nikon stosunkowo późno rozwinęły swoje systemy bezlusterkowe. W ofercie tych producentów wciąż są też lustrzanki – choć w przypadku Nikona są to już tylko trzy modele ze średniej i wyższej półki, a producent nie ma planu wprowadzania kolejnych. Najwięcej lustrzanek w ofercie ma Canon – są tu zarówno modele całkowicie amatorskie, jak i profesjonalne. Po wstrzymaniu rozwoju obiektywów EF oraz położeniu nacisku wyłącznie na rozwój bezlusterkowego systemu RF także i tu los lustrzanek wydaje się przesądzony.
Na lustrzankowym polu walki pozostał zatem Ricoh/Pentax, który od zawsze robi wszystko inaczej i nawet nie zabrał się za opracowywanie swoich bezlusterkowców, za to prezentuje lustrzankę wyposażoną w matrycę monochromatyczną i zamyśla o nowych aparatach analogowych. Może i dobrze – nisza też jest potrzebna, a poza tym czyż nie powinien istnieć ktoś, kto nad lustrzankami zgasi światło, gdy nadejdzie czas?