Polując na takie pierwiastki inżynierowie są w stanie posunąć się do nawet najbardziej szalonych pomysłów. Jeden zakłada na przykład prowadzenie wydobycia na głębokości 4000 metrów, pod morskim dnem. Ale czy takie rozwiązanie faktycznie ma racje bytu?
Czytaj też: Akumulator litowo-metalowy z nową supermocą. Cienki jak papier, a podczas testów zdziałał cuda
Okazuje się, że kluczem do sukcesu powinny być swego rodzaju bryłki manganu. Na pomysł ich eksploatacji wpadli przedstawiciele firmy The Metals Company, którzy zaprezentowali niedawno nowe informacje na temat całego przedsięwzięcia. Rzeczone bryłki mogą być źródłem manganu, niklu i kobaltu, a ich ilości są naprawdę imponujące.
Metale wydobywane w morzach i oceanach mogłyby wiązać się z niższymi emisjami aniżeli w przypadku prac na lądzie
Dość powiedzieć, że w zaledwie dwóch miejscach znajduje się tak dużo metali, że ich wykorzystanie pozwoliłoby na wyprodukowanie 280 milionów samochodów. Taka ilość robi wrażenie nie tylko w skali kraju, ale wręcz całego świata. O ile jednak wydobywanie metali na lądzie wiąże się z niszczeniem środowiska naturalnego, choćby poprzez wycinanie lasów, tak na głębokości 4000 metrów życie jest znacznie mniej różnorodne i liczne.
Z drugiej strony, to, iż mówimy o mikroorganizmach wcale nie musi oznaczać, że skala problemu wynikającego z ich uśmiercania będzie mniejsza. Aby jak najlepiej rozeznać się w temacie, naukowcy wchodzący w skład międzynarodowego zespołu badają to niezwykle skrajne środowisko. W czasie ubiegłorocznych eksperymentów eksperci wydobyli około 3000 ton bryłek, choć w planach jest osiągnięcie pułapu rzędu 1,3 mln ton rocznie.
Szacuje się, iż około 50 procent obecnie wydobywanego niklu pochodzi z Indonezji. Niszczone są tamtejsze lasy deszczowe, dlatego koszt środowiskowy całego procederu jest katastrofalny. Wydaje się, iż straty obrębie dna morskiego byłyby mniejsze, a ewentualny powrót tamtejszego ekosystemu do stanu sprzed wydobycia powinien zająć mniej czasu.
Czytaj też: Złoża metali ziem rzadkich to żyła złota. Tak się składa, że Polska na takim siedzi
Z badań wynika, jakoby eksploatowanie bryłek nie wpływało negatywnie na możliwości sekwestracji węgla przez morza i oceany. Istniały bowiem obawy, że może się tak dziać, co miałoby fatalne konsekwencje dla ziemskiej atmosfery, już teraz wypełnionej dużymi ilościami gazów cieplarnianych. Poza tym przy zbieraniu bryłek potrzeba mniej czasu na otrzymanie takiej samej ilości metali jak w przypadku naziemnego wydobycia. Rory Usher twierdzi, że dzięki podwodnej eksploatacji można byłoby zmniejszyć ślad węglowy części metali nawet o 90 procent.
PS – po więcej materiałów najwyższej jakości zapraszamy na Focus Technologie. Subskrybuj nasz nowy kanał na YouTubie!