Netflix urządził nam rewolucję w konsumowaniu oraz tworzeniu filmów i seriali
Przyszedł Netflix i urządził rewolucje! A jak wiemy rewolucja zjada swoje własne dzieci. Jesteśmy tego właśnie świadkami. Netflix naprawdę przewrócił stolik w branży telewizyjnej, doprowadził do zmiany modeli biznesowych, do zupełnie przestawienia strategii działania wielu firm. Odmienił branżę filmową i wystrzelił tę formę rozrywki. Naprawdę mamy za co dziękować Netfliksowi. To dzięki niemu mamy dziś wysokobudżetowe seriale (tak wiem Gra o Tron i HBO), jakość 4K w telewizji (zabawne, że ta w Netfliksie jest najgorsza i dopiero w najwyższym pakiecie) i możemy cieszyć się serialami i filmami gdzie chcemy. Nie zapominajmy też o tym, że to działania Netfliksa pchnęły wytwórnie do tworzenia własnych serwisów i osłabiania pozycji samego Netfliksa.
W Polsce Netflix wystartował w 2016 roku i od tego czasu przebył długą drogę. W styczniu 2016 roku w usłudze w większości filmów nie było nawet polskich napisów, nie wspominając o lektorze, a usługa interesowała garstkę osób. Teraz Netflix to ponad 12 milionów widzów w Polsce (ilu jest realnych abonentów, trudno określić). Netflix jest tak popularny jak kanały telewizyjne wielkiej czwórki – TVP1 TVP,2, Polsat, TVN. Powstają polskie produkcje tworzone stricte pod ten serwis, firma robi gigantyczne akcje marketingowe w naszym kraju, jesteśmy ważnym rynkiem, na którym firma zatrudnia co raz więcej osób w różnych obszarach. Globalnie pozycja serwisu jest również mocna z mniejszymi i większymi sukcesami lokalnie.
Czytaj też: Telewizor do 2000 zł? To nie jest proste zadanie
Netflix zmienił rynek…
Problem w tym, że Netfliks zdziadział. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie brak świadomości aktualnego stanu rzeczy. Oferta serwisu zdemolowała rynek telewizyjny i zmusiła go do konkretnych zmian. Efektem jest HBO Max (w stanach już Max), Disney+, Apple TV+, w Polsce – Player, Polsat Box czy Canal+ Online. Zwłaszcza przykład Canal+ pokazuje, jak świetnie można transformować ze skostniałego operatora telewizji satelitarnej do nowoczesnego dostawcy usług hybrydowych i dowożenia jeszcze lepszego contentu (treści) niż w przeszłości. W ciągu dekady udało się przenieść telewizje do sieci i sprawić, że klasyczna telewizja zwłaszcza poza ogólnymi kanałami dogorywa. Czego najlepszym przykładem jest brak wielkich batalii o dostęp do pasma na DVB-T i próba migracji oferty satelitarnej do IPTV.
Obecnie mamy bogatą ofertę serwisów VOD w dość korzystnych cenach. Te oczywiście mogą się zmieniać. Widać to chociażby po ruchu Disneya, który w celach księgowych usuwa część treści ze swojego serwisu, że te biznesy wciąż raczkują i ich ewolucja będzie postępować, a wraz z nimi zmiana ofert (obawiam się, że na gorsze, zwłaszcza gdy próbuje dorzucić się reklamy i inaczej monetyzować serwisy).
Czytaj też: Skończyło się pobłażanie. Netflix wprowadza opłaty za współdzielenie konta
… z którym zaczyna przegrywać
Tylko Netflix, biorąc pod uwagę swoje plany taryfowe, zatrzymał się w miejscu dekadę temu, a ofertą stał się totalną mainstreamową papką. Wygrywa tym, że przyzwyczaił do siebie nas, naszych rodziców i nasze dzieci. Każdy coś tam znajdzie dla siebie, coś bez czego często nie może się obyć (zwłaszcza gdy jest się 4-latkiem). Tylko czy to powód do dojenia z nas 60 PLN miesięcznie? Niekoniecznie i myślę, że wiele osób powie pas gdy firma zacznie sobie życzyć dodatkowe opłaty za konto. Brak 4K w podstawowym planie, nijaka oferta, gdzie nowości kierowane są do mało wymagającego widza.
Serwis wpadł też we własne sidła zmieniając reguły gry jeśli chodzi o premiery filmów i seriali. Tworząc filmy bezpośrednio do serwisu VOD sprawił, że nie da się zrobić wokół nich właściwej otoczki marketingowej. Dystrybuując całe sezony seriali w jeden dzień również narobił sobie problemu z ciągłością komunikacji i budowaniem komunikacji. Promocja co tydzień innego serialu to gigantyczne koszty, tymczasem konkurencja potrafi grać jedną produkcją przez 10-12 tygodni! To 3 miesiące gry wokół jednego tytułu. Gdzie Netflix musi się w tym czasie nagimnastykować, ponieważ widzowie chcą już kolejnej premiery, a tą trzeba również rozreklamować i promować.
Konkurencja ma też transmisje sportowe, koncerty na żywo, wydarzenia, posiłkuje się kinowymi premierami czy zapleczem w postaci kanałów telewizyjnych oraz transakcyjnym VOD. Netflix przygotował mentalnie widzów na zmiany, wyedukował ich i teraz, zamiast iść za ciosem, spijać z tego benefity, upił się na własnej imprezie, zostawiając gości samopas.
Czytaj też: Test Philips OLED 807 – magia kolorów. Nie tylko na ekranie
Oczywiście do śmierci Netfliksa daleko, daleko też do sytuacji, w której byłby traktowany jak równy gracz ze swoimi 100-letnimi rywalami Warner Bros i Disney. Tylko Netflix już będąc w tarapatach (odpływ klientów i brak pomysłu na rozwój, dywersyfikację) strzela sobie od razu w drugie kolano. Czy przyjdzie pora na refleksje? Choć o sukcesie serwisu pisano książki, to dziś ten światowy gigant mierzy się już z tym co wiele korporacji – wolno mielącymi trybami. Zmiany idą, ale niesmak dla wielu może pozostać. Przykład zmian? Zamawianie do produkcji pilota serialu, a nie całego serialu na start.
Po 6 latach użytkowania serwisu jedyne co mnie trzyma w pozostaniu z nim to fakt, że rodzice i teściowie z niego korzystają, a córka uwielbia Koci Domek Gabi. Tyle! Sam wczoraj wytrzymałem jakieś 15 minut na nowym serialu z Arnim. Ale ja może jestem dziwny, bo zachwycam się pustym serwisem Apple’a.