Przez nasz układ planetarny na porządku dziennym przelatują obiekty międzygwiezdne

Pamiętacie jeszcze jak w 2017 roku naukowcy ogłosili, że udało im się odkryć w Układzie Słonecznym obiekt, którego prędkość i trajektoria lotu wskazują, że nie pochodzi z naszego układu planetarnego, a jedynie przez niego przelatuje? Oumuamua, bo taką nazwę otrzymał, dowiodła, że skały wyrzucone grawitacyjnie z jednego układu planetarnego mogą przemierzać pustkę przestrzeni międzygwiezdnej, lecąc przez miliony lat i pokonując w tym czasie całe lata świetlne, a następnie wpadać do innych układów z wizytą. Takim właśnie międzygwiezdnym podróżnikiem miała być Oumuamua. Niestety w momencie odkrycia uciekała już ona z Układu Słonecznego i nie było szans na to, aby wysłać jakąkolwiek sondę, która byłaby w stanie ją dogonić. Teraz naukowcy podejrzewają, że takich obiektów w naszym otoczeniu może być znacznie więcej.
Przez nasz układ planetarny na porządku dziennym przelatują obiekty międzygwiezdne

Kiedy Oumuamua przelatywała koło Słońca była pierwszym takim obiektem obserwowanym przez naukowców. Kiedy próbka wynosi jeden egzemplarz, ciężko szacować, jak często może dochodzić do takich zdarzeń. Sytuacja zmieniła się jednak zaskakująco szybko. W sierpniu 2019 roku zaledwie dwa lata po Oumuamua udało się odkryć międzygwiezdną kometę 2I Borisov, która właśnie wlatywała do Układu Słonecznego. Okazało się zatem, że choć wcześniej o tym nie wiedzieliśmy, to przez nasz układ planetarny na porządku dziennym przelatują odłamki skalne i lodowe pochodzące z okolic innych gwiazd.

Czytaj także: Skąd wziął się Oumuamua? Odrzucono jedną z hipotez na temat pochodzenia tego tajemniczego obiektu

Obiekty międzygwiezdne – dlaczego są istotne?

Nic dziwnego, że oba obiekty wywołały ogromne poruszenie, nie tylko wśród naukowców, ale także wśród miłośników literatury i filmów science-fiction. Jakby nie patrzeć, okazało się, że przypadkowe skały dowiodły, że podróże międzygwiezdne są możliwe, po prostu zajmują sporo czasu. Wyobraźmy sobie, że odkrywamy kolejny obiekt tego typu, przygotowujemy specjalną misję kosmiczną, wysyłamy sondę, która ląduje na takim obiekcie, pobiera próbki z jego powierzchni i wysyła je w kierunku Ziemi. Aż trudno sobie wyobrazić ekscytację naukowców, gdyby udało im się dostać w ręce i zabrać do laboratorium skałę powstałą w pobliżu innej gwiazdy.

Gwiazdy i planety każdego układu planetarnego powstają z tej samej materii, z tego samego obłoku molekularnego. To z kolei oznacza, że skład chemiczny każdej gwiazdy jest trochę inny, a tym samym skład chemiczny planet krążących wokół gwiazdy może być trochę inny niż w Układzie Słonecznym. Jak na razie taki skład chemiczny innych gwiazd czy egzoplanet możemy badać tylko analizując widmo emitowanego przez nie światła. Gdyby jednak udało się dostać taką skałę w swoje ręce, nic nie byłoby już takie same. Nawet nie myślę o tym, gdyby udało się na jej powierzchni, czy w tworzącym ją lodzie znaleźć materię organiczną, choć nawet bez tego takie niepozorne skały stanowiłyby rewolucję w badaniu ewolucji i pochodzenia układów planetarnych. Nic zatem dziwnego, że niektórzy naukowcy już teraz myślą o poszukiwaniach obiektów międzygwiezdnych.

Kometa międzygwiezdna 2I/Borisov

Czytaj także: W stronę Oumuamua poleci sonda. Jedna z teorii zakłada, że to statek pozaziemskiej cywilizacji

One są wszędzie. Chyba

Skoro w ciągu dwóch lat udało się odkryć dwa obiekty międzygwiezdne w naszym otoczeniu, musi to oznaczać, że w pobliżu Słońca przelatuje ich całe mnóstwo. W najnowszym artykule naukowym badacze zastanawiają się ile z tych obiektów przemieszczało się w takiej odległości od Słońca i z taką prędkością, że Słońce mogłoby je przechwycić i umieścić na orbicie wokół siebie. Co bardziej ekscytujące, naukowcy podejrzewają, że obiekty tego typu mogłyby być przechwytywane i umieszczane na orbitach zbliżających się na Ziemi. To z kolei prowadzi do wniosku, że w otoczeniu Ziemi może znajdować się względnie stała populacja obiektów międzygwiezdnych.

Naukowcy wskazują, że Obserwatorium Very Rubin, które wejdzie do służby już za kilka lat powinno odnajdywać nawet pięć obiektów międzygwiezdnych rocznie. Co ciekawe, to z kolei wskazuje, że hipotetyczny wciąż Obłok Oorta (źródło wszystkich komet długookresowych) może zawierać więcej obiektów międzygwiezdnych niż obiektów Układu Słonecznego.

Obliczenia matematyczne przeprowadzone przez naukowców wskazują, że gdyby Słońce skutecznie przechwytywało obiekty międzygwiezdne, to znajdowałyby się one najczęściej w odległości co najmniej 10 AU od Słońca, czyli tam, gdzie istnieje cała populacja centaurów, niewielkich ciał Układu Słonecznego poruszających się po niestabilnych orbitach. To natychmiast budzi podejrzenia, czy czasem któreś centaury nie powstały w rzeczywistości przy gwieździe innej niż Słońce, a dopiero potem migrowały w nasze okolice. Z kolei obiekty przechwycone przy pomocy Jowisza i wrzucone na orbity bliskie Ziemi powinny pozostawać na takich orbitach stosunkowo krótko. Jeżeli założymy jakąś liczbę obiektów tego typu na orbicie bliskiej Ziemi, to owa liczba malałaby w ciągu 50 000 lat. Warto jednak tu zauważyć, że chodzi tu o obiekty o rozmiarach rzędu 1 metra. Nie ma bowiem szans, aby Słońce czy Jowisz przechwyciły masywny obiekt taki jak Oumuamua.

Nawet jednak taki zaledwie metrowy głaz pochodzący z okolic innej gwiazdy stanowiłby materiał badań przez dziesięciolecia, jeżeli nie stulecia. Pozostaje trzymać kciuki za poszukiwania.