Myśliwców nie ma, drony dopiero zmierzają na służbę, ale Rosja i tak już zapowiada rewolucyjne wręcz połączenia
Nie od dziś wiemy, że kolejnym etapem w rozwoju myśliwców i bezzałogowców będzie wykorzystywanie ich na służbie w formie “bojowych duetów powietrznych”. W takich układach myśliwiec z pilotem za sterami będzie w stanie kontrolować powiązane drony, których zautomatyzowanym sterowaniem zajmie się ich system sztucznej inteligencji. Będą jednocześnie pełnić funkcję istnych skrzydłowych dla pilota i wykonywać każde jedno jego polecenie, co w praktyce może obejmować “lecenie przodem” w celu wyszukiwania potencjalnych zagrożeń, pełnienie funkcji wabika, którego zestrzelenie nie pozbawi życia wyszkolonego specjalisty czy podejmowanie ryzykownych misji ataku na różnego rodzaju cele.
Czytaj też: No i gdzie ta superbroń Rosjan? Na Ukrainę wysyłają sam złom
Z początku temat łączenia myśliwców i dronów w ramach jednego duetu operacyjnego obejmował jeden myśliwiec oraz jednego bezzałogowca, ale wraz z dojrzewaniem tego pomysłu, coraz częściej słyszy się o uczynieniu z myśliwców istnych “platform sterujących” z dostępem do wielu dronów. Rosja rozwija aktualnie związaną z tym technologię właśnie w tym kierunku, a wedle najnowszych informacji nie ma zamiaru iść na półśrodki, a zamiast tego planuje wiązać z jednym myśliwcem Su-57 nie jednego, nie dwa, a aż cztery drony bojowe S-70 Okhotnik. Jest w tym jednak problem, a raczej dwa problemy wielkiego kalibru.
Czytaj też: Złom na polu walki. Przestarzałe czołgi najwyraźniej nie przeszkadzają Rosjanom
Zacznijmy od tego, że myśliwiec Su-57, który miał być pierwotnie odpowiedzią na myśliwce F-22 Raptor Stanów Zjednoczonych, to aktualnie wręcz Wielka Stopa. Chociaż pierwszy jego oblot miał już miejsce w 2010 roku, to Rosja ma aktualnie dostęp do jedynie 10 testowych i 6 seryjnych modeli. To ogromna katastrofa wizerunkowa, o czym pisałem w artykule na temat tego, jak to USA oficjalnie rozwija myśliwiec szóstej generacji, podczas gdy Rosji nie wychodzi nawet ta piąta. Dlatego właśnie uważam, że Rosji nie uda się również wprowadzić na służbę odpowiednio dużej liczby dronów S-70, a więc (wedle zapowiedzi) wyjątkowo zaawansowanych bezzałogowców bojowych.
Czytaj też: Młot na okręty Rosjan. Ukraina ma w zanadrzu nową broń
Aktualny stan rozwijania oraz produkowania zarówno Su-57, jak i S-70 poddaje więc w wątpliwość informacje na temat tego, jak to myśliwiec będzie w stanie operować z aż czterema dronami tego typu na dystansach do nawet 1500 kilometrów. Mówimy tutaj o bezprzewodowym i ciągłym przesyłaniu danych nieokreślonym jeszcze przez Rosję medium z potrzebą zachowania wydajnej i bezpiecznej łączności, co jest ogromnym wyzwaniem, któremu kraj może zwyczajnie nie podołać. Zwłaszcza że państwo dopiero walczy o to, aby wreszcie siły powietrzne kraju doczekały się regularnych dostaw sprawnych myśliwców Su-57 i o wprowadzenie S-70 na służbę. Dlatego też uważam, że kraj aktualnie po prostu robi dobrą minę do złej gry, aby zasilać propagandę “wielkiej Rosji”, kiedy zwłaszcza Stany Zjednoczone nieustannie dążą do łączenia autonomicznych dronów z załogowymi myśliwcami i chwalą się postępami.