Całe zamieszanie bierze się z faktu, iż wspomniany samolot zostawił na orbicie niezidentyfikowany jeszcze obiekt. Wiadomo natomiast, że wykorzystany przez Chińczyków samolot przypominał Boeinga X-37B. W tym przypadku również mówimy o stosunkowo niewielkiej, bezzałogowej jednostce, której pierwszy przelot mógł rozpocząć się we wrześniu 2020 roku.
Czytaj też: Satelity odkryły tajemnicę Chin. Ten unikalny dron jest szpiegiem idealnym
Ostatnia misja miała natomiast miejsce od sierpnia ubiegłego roku i zakończyła się wiosną 2023. Start odbył się z wykorzystaniem rakiety Long March 2F, lecz nadal nie zdradzono, jaki był cel tego przedsięwzięcia.
Najciekawszym aspektem całej historii wydaje się wypuszczenie “czegoś” na orbicie okołoziemskiej. Stało się tak w październiku i być może Amerykanie niespecjalnie zwróciliby na to uwagę. W styczniu doszło jednak do zniknięcia rzeczonego obiektu z radarów, by w marcu ponownie się on pojawił. O ile Chińczycy nie dysponują jakąś iście kosmiczną technologią znaną do tej pory z filmów i książkę science-fiction, to wydaje się, iż ich samolot jest w stanie wypuszczać i zbierać satelity.
Tajemniczy obiekt zostawiony na orbicie przez chiński samolot kosmiczny mógł być elementem testowania technologii pozwalającej na naprawę bądź usuwanie satelitów
Możemy sobie wyobrazić taki proceder z wykorzystaniem robotycznego ramienia, choć działającego w nieco ekstremalnych warunkach orbity okołoziemskiej. Takie wyjaśnienie miałoby sens choćby ze względu na fakt, iż Chińczycy sporo uwagi poświęcali rozwojowi technologii opartej na robotycznych ramionach. Oficjalnie mówiło się o jej wykorzystaniu choćby na pokładzie chińskiej stacji kosmicznej, ale przecież nie można wykluczyć także innych zastosowań.
Na obecną chwilę możemy założyć wariant, w którym samolot kosmiczny, jakim dysponują Chińczycy, ma za zadanie naprawę uszkodzonych satelitów bądź usuwanie śmieci z orbity naszej planety. Takie zastosowania brzmią bardzo zachęcająco, wszak uszkodzone bądź całkowicie zniszczone satelity generują jedynie problemy, jeszcze bardziej zaśmiecając orbitę. Z drugiej strony nie można wykluczyć wykorzystania chińskiej technologii w celach militarnych.
Mając świadomość rosnących napięć na linii Stany Zjednoczone – Chiny oraz nieposkromionego apetytu obu stron w kontekście dominacji zarówno na Ziemi, jak i w kosmosie, nietrudno odnieść wrażenie, że w pewnym momencie na orbicie może się zrobić gorąco. Czy szykują się nam Gwiezdne Wojny w wersji ziemskiej? Pozostaje nam mieć nadzieję, że obie strony barykady co najwyżej prężą muskuły, lecz ostatecznie nie dojdzie do bezpośredniej konfrontacji. Pewne jest natomiast coś innego: Stany Zjednoczone nie dominują już w kosmosie tak bardzo, jak miało to miejsce przez ostatnie dziesięciolecia.