Najświeższym – i bez wątpienia jednym z bardziej tragicznych – przykładem jest masowa strzelanina w supermarkecie w Buffalo, do której doszło w maju ubiegłego roku. Teraz rodziny ofiar szukają sprawiedliwości i winnych, bo choć 18-letni napastnik został skazany w trybie ekspresowym, to nie jest jedynym, który według nich zawinił. Do odpowiedzialności chcą pociągnąć również gigantów pokroju Mety, Amazona czy Google’a. Słusznie?
Temat strzelaniny w Buffalo znów powraca
Jeśli nie jesteście zaznajomieni z tematem, pokrótce przypomnę wam, o co dokładnie chodziło. Do tragedii w Buffalo w stanie Nowy Jork w Stanach Zjednoczonych, w tamtejszym supermarkecie Tops doszło 14 maja 2022 roku. Jak podaje Wikipedia:
Uzbrojony w karabin sprawca, 18-letni Payton Gendron, otworzył ogień w stronę ludzi w supermarkecie, zabijając 10 osób, a 3 inne raniąc. Napastnik przed atakiem napisał manifest, w którym zadeklarował się jako zwolennik białej supremacji.
Dzielnica miasta, w której wydarzyła się strzelanina, zamieszkana jest głównie przez ludność afroamerykańską. Zbrodnia została popełniona na tle rasistowskim, a jak stwierdził nadzorujący lokalnym oddziałem FBI Stephen Belongia, strzelanina była zarówno zbrodnią nienawiści, jak i rasowo motywowanym brutalnym ekstremizmem. Sprawca został aresztowi dokładnie 6 minut po tym, jak otworzył ogień i jeszcze tego samego dnia trafił przed sąd, gdzie przyznał się do winy.
Nie jest to oczywiście pierwsze – i niestety nie ostatnie – tego typu wydarzenie, do którego doszło za oceanem. W pierwszych 15 tygodniach 2023 roku doszło w USA do co najmniej 162 masowych strzelanin – tak podaje GVA, organizacja non-profit monitorująca przejawy przemocy z użyciem broni palnej w Ameryce. Dlaczego więc wracamy do tej sytuacji sprzed roku, skoro ten przypadek nie był odosobniony? Wszystko za sprawą rodzin ofiar, które postanowiły złożyć dość nietypowy (nadal) pozew.
Wspomniałam już, że sprawca strzelaniny został skazany, przeciwko komu więc ten pozew? W pozwie wymieniono gigantów internetowych Meta, Amazon i Alphabet (właściciel Google’a) oraz należące do nich platformy społecznościowe, mniejsze serwisy, takie jak Reddit i Snapchat, witrynę z memani 4Chan i jej japońskiego partnera Good Smile Company, trzy firmy zajmujące się produkcją broni palnej, a także rodzinę strzelca. Dokładne kwoty ewentualnych odszkodowań nie zostały określone, ale też nie o chęć wzbogacenia tutaj chodzi.
John Elmore, prawnik Buffalo reprezentujący rodziny mówi:
Nie możemy tym procesem przywrócić życia ofiarom, ale możemy upewnić się, że żadne inne rodziny nie będą musiały składać tego rodzaju pozwów. Żadna rodzina nie zasługuje na to, by być członkami tego niegodnego pozazdroszczenia klubu.
Wszystkiemu winne są algorytmy. Zawsze zaczyna się niewinnie, a potem brniemy w coraz większe bagno
Rodziny ofiar chcą pokazać drogę, jaką przebył Payton Gendron od bycia zwykłym amerykańskim nastolatkiem do brutalnego zwolennika białej supremacji, który wyposażony w odpowiednie środki był w stanie dokonać masakry. Takie przemiany nie biorą się z niczego, a za początek przemiany winne są media społecznościowe, takie jak Facebook, Instagram i Snapchat. Czy mnie to dziwi? Nie. Niejednokrotnie pisałam już o tym, jak zgubny wpływ na zdrowie psychiczne młodych ludzi mają social media, a przede wszystkim algorytmy wykorzystywane przez firmy technologiczne. Zawsze zaczyna się niewinnie, a potem użytkownik spychany jest w coraz większe bagno i wręcz zasypywany bardzo szkodliwymi treściami. W poprzednich artykułach skupiałam się jednak na samoocenie, którą serwisy skutecznie obniżają, doprowadzając niektóre osoby nawet do samobójstwa.
Czytaj też: Instagram chciał, żebyś czuła się gorzej. Nowe dokumenty odsłaniają straszną prawdę
W tym przypadku mamy natomiast przykład, gdy długotrwała ekspozycja na treści o charakterze rasistowskim stopniowo doprowadziła do radykalizacji Gendrona. Nie był to proces nagły, bo takie rzeczy nie dzieją się z dnia na dzień.
Radykalizacja Gendrona w mediach społecznościowych nie była ani zbiegiem okoliczności, ani wypadkiem. Była to przewidywalna konsekwencja świadomej decyzji pozwanych firm mediów społecznościowych o projektowaniu, programowaniu i obsłudze platform i narzędzi, które maksymalizują zaangażowanie użytkowników (i odpowiadające im przychody z reklam) kosztem bezpieczeństwa publicznego – czytamy w pozwie.
Obecnie trudno mówić, by giganci technologiczni nie zdawali sobie sprawy z problemu i jego skali. Meta, o czym niejednokrotnie donosiły media, przeprowadzała stosowne badania, a wnioski z nich płynące zwykle były takie same – algorytmy mają zły wpływ na użytkowników. Czy cokolwiek z tym zrobiono? Nie, bo to się zwyczajnie nie opłaca. Serwisy mogą zasłaniać się regulaminami, jakimiś funkcjami nastawionymi na bezpieczeństwo, ale to jedynie dym w oczy. Doskonale wiedzą, że nie są w stanie wyłapać wszystkich szkodliwych treści dostępnych w ich serwisach – to po prostu niemożliwe. Unikają więc odpowiedzialności, twierdząc, że to nie jest ich wina. Algorytm sam z siebie zły nie jest.
Czytaj też: Mamy epidemię zaburzeń psychicznych wśród nastolatek. Winnych nie trzeba daleko szukać
Sęk w tym, że serwisy pokroju Instagrama czy Facebooka podsuwają treści, które ich zdaniem chcemy zobaczyć. Zaczyna się niewinnie, aż w końcu orientujemy się, że na stronie głównej mamy nie to, co chcemy, a to, co serwis chce, byśmy widzieli. W ten właśnie sposób można w łatwy sposób przejść od wpisów na temat zdrowego odżywiania do postów wręcz zachęcających do głodzenia czy promujących anoreksję. I tak samo było w przypadku sprawcy strzelaniny w Buffalo.
Wykorzystując w pełni niepełny rozwój płata czołowego Gendrona, Instagram, YouTube i Snapchat utrzymały jego zaangażowanie w produkt, kierując do niego coraz bardziej ekstremalne i brutalne treści i powiązania, które na podstawie informacji i przekonań promowały rasizm, antysemityzm i przemoc z użyciem broni palnej – czytamy dalej w pozwie.
Kolejnym krokiem w radykalizacji był 4chan. Tam co prawda nie ma algorytmów, ale jest społeczność, która tylko czekała, by przejąć bardziej świadomego Gendrona – ten przeszedł do kolejnego serwisu wiedząc już, jakie treści chce oglądać. Był tam aktywnym użytkownikiem tablic dotyczących broni palnej. W pozwie oberwało się też Discordowi i nie tylko dlatego, że sprawca również tam dołączył do podobnych społeczności, ale też dlatego, że transmitował tam całe zajście, a wcześniej „umieścił również swój plan zamordowania Czarnych na swoim koncie Discord, w tym dogłębną analizę broni i innego sprzętu, którego użyłby do ataku”. Według skargi transmisja na żywo i nagrania ataku Gendrona były oglądane co najmniej 3 miliony razy na różnych platformach. Rodziny twierdzą, że Alphabet, Reddit i 4chan zarobiły na reklamach z tego filmu.
Całą tę drogę udało się prześledzić dzięki licznym dowodom – historii przeglądania, wpisom pełnym ideologii białej supremacji oraz rasistowskim memom zebranym z 4chana. Rodziny ofiar chcą przez ten pozew nie tylko zmusić gigantów technologicznych do wzięcia odpowiedzialności prawnej za szkody, jakie wyrządzają wrażliwym użytkownikom, ale też wymóc na nich dodawanie ostrzeżeń dla nieletnich i ich rodziców, w których znalazłyby się takie informacje jak ta, że media społecznościowe „uzależniają nieletnich użytkowników i stanowią wyraźne i aktualne zagrożenie radykalizacją postaw i przemocą dla społeczeństwa”.
Na końcu całego tego łańcucha winnych są oczywiście firmy produkujące broń oraz rodzice, którzy niczego nie zauważyli. Można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że nie są oni niczemu winni. W dobie mediów społecznościowych trudno jest kontrolować, co dziecko (zwłaszcza pełnoletnie) robi w sieci. Jednak jeśli nie rodzice, to kto? Nie zrobią tego media społecznościowe, a nauczyciele mają dość niewielki wpływ na swoich podopiecznych. Trudno więc dziwić się, że w pozwie znalazło się również miejsce dla rodziców napastnika.
Dla gigantów to zapewne tylko kolejny taki pozew, których złożono już przecież tysiące
Wielokrotnie zdarzało się już, że amerykańskie sądy odrzucały podobne pozwy. Platformy społecznościowe i witryny internetowe przed odpowiedzialnością za działania użytkowników chroni amerykańska ustawa Communications Decency Act. Jednak Sąd Najwyższy ma zbadać granice tego prawa. Szanse są niewielkie, ale są.
Nie da się już zaprzeczać temu, jak ogromny – i często druzgoczący wpływ – mają social media na psychikę użytkowników. Przykładów i to tragicznych mamy zbyt dużo. W jednej z podobnych, licznych spraw Szósty Okręgowy Sąd Apelacyjny orzekł w 2019 roku, że chociaż mogą zaistnieć okoliczności, w których właściciele mediów społecznościowych zostaną pociągnięci do odpowiedzialności za akty terroryzmu dokonywane przez użytkowników, to podobne roszczenie uczyniłoby te firmy „odpowiedzialnymi za pozornie niekończące się akty współczesnej przemocy tylko dlatego, że dana osoba przeglądała odpowiednie treści w mediach społecznościowych przed podjęciem decyzji o popełnieniu przemocy”.
Z jednej strony jestem w stanie zrozumieć ten tok myślenia, bo nie można winą obarczać tylko tego typu serwisów. Jednak nie można również uciekać przed prawdą i udawać, że nie mają one żadnego wpływu. Mają i to ogromny. W końcu coś trzeba z tym zrobić. Tu przecież nie chodzi o jeden, odosobniony przypadek, bo takich jest znacznie więcej i będzie więcej. Tutaj nie ma się co łudzić.
Problem w tym, że tak naprawdę nie ma jakiegoś prostego rozwiązania tego problemu. Nie da się zakazać social mediów, nie da się też całkowicie wyplenić z nich szkodliwych treści, bo nawet jeśli użytkownicy nie znajdą ich na platformach pokroju Facebooka, Instagrama czy Reddita, znajdą je w innych zakątkach sieci. Co więc zrobić? Dobrym początkiem będzie zaakceptowanie prawdy i wprowadzenie zmian w algorytmach. Potem będzie można myśleć nad kolejnymi krokami.