Wyrzutnie HIMARS znów dręczą Rosjan. Ukraina zniszczyła dwa systemy przeciwlotnicze agresora
Wyrzutnie pocisków rakietowych HIMARS to jeden z tych sprzętów, który odmienił oblicze wojny rosyjsko-ukraińskiej. Wiele miesięcy po dostarczeniu pierwszych egzemplarzy tychże “niszczycieli”, nadal regularnie docierają do nas sukcesy, jakie wpadają na ich konta. Tym razem w ciągu ledwie kilku dni pociski wystrzelone przez systemy HIMARS utorowały ukraińskiemu lotnictwu drogę w powietrzu, niszcząc nie jeden, a aż dwa systemy przeciwlotnicze Rosji.
Czytaj też: To miały być rosyjskie pociski nie do zestrzelenia. Wojska Ukrainy powstrzymały je z łatwością
Dlaczego tak często słyszymy o sukcesach właśnie amerykańskich wyrzutni HIMARS? Przede wszystkim przez fakt, że na tamtejszym froncie to wręcz broń unikalna, która pozwoliła Ukrainie przeprowadzać ataki całkowicie zaskakujące Rosjan. Wszystko sprowadza się zarówno do wysokiego zasięgu, jak i precyzji wystrzeliwanych z nich pocisków, a więc połączenia, na które Rosjanie po prostu nie mogli się przygotować… i najwyraźniej nadal się do niego nie przyzwyczaili.
Trudno jednak ukrywać się na spornych terenach przez cały czas, utrzymując na dodatek bezpieczny dystans. Zwłaszcza że HIMARS-y mogą atakować cele oddalone o nawet 300 kilometrów, co zapewniło Ukrainie możliwość atakowania celów nie tylko daleko za linią frontu, ale nawet na terenie Rosji. W efekcie dochodzi do częstego zwalczania cennego rosyjskiego sprzętu, co ostatnio sprowadziło się do aż dwóch systemów przeciwlotniczych agresora.
Czytaj też: Wojna w Ukrainie uczy. Spójrz na nowoczesną wyrzutnię pocisków zdolną do strzelania przez pół Polski
Powyżej możecie zobaczyć, jak HIMARS urządził rosyjski zestaw przeciwlotniczy SA-22 Greyhound (Pantsir), czyli sprzęt do zwalczania celów powietrznych na krótkim zasięgu za pomocą 30-mm automatycznych dział przeciwlotniczych oraz pocisków rakietowych z naprowadzaniem na podczerwień oraz fale radiowe. Na papierze radzi sobie z samolotami oraz helikopterami, pociskami różnego typu, dronami, a nawet precyzyjnie naprowadzaną amunicją, łącząc w sobie wielokanałowy system namierzania i śledzenia celów oraz uzbrojenie rakietowo-artyleryjskie przeznaczone do rażenia celów na wysokości do 15 km i w zasięgu do 20 km. Niestety te możliwości zawiodły Rosjan, bo Ukraińcy nie tylko namierzyli zestaw, ale też zwalczyli go pociskiem wystrzelonym z wyrzutni HIMARS. Są więc szanse, że Pantsir był wtedy akurat nieaktywny.
Czytaj też: Koszmarny dzień dla lotnictwa Rosji. Brawurowe akcje Ukrainy pozbawiły agresora ponad 100 mln. dol.
Podobnie sprawa ma się ze zniszczeniem systemu Buk, a więc przeciwlotniczego zestawu pocisków ziemia-powietrze średniego zasięgu, który to mógł być nawet ulepszoną wersją oryginału, bo nawet 9K37M3 Buk-M3. Są to jednak jedynie plotki. Warto jednocześnie podkreślić, że wedle dostarczonych dowodów zniszczenie zostało przeprowadzone w podobny sposób, jak miało to miejsce z systemem Pantsir. Ukraińcy najpierw namierzyli rosyjski sprzęt dronem, a następnie przeprowadzili ostrzał z wyrzutni HIMARS, nie tracąc przy tym wspomnianego bezzałogowca. Oznacza to bowiem, że albo rosyjskie radary nie są w stanie wykryć ukraińskich dronów, albo trafiają na front i pozostają nieaktywne. Jak z kolei było naprawdę i czy aby nie było to pokazowe zniszczenie porzuconego sprzętu (zwłaszcza w przypadku wyrzutni Buk)? Tego nigdy się nie dowiemy.