Częstotliwości radiowe to cenny zasób i sposób na zarobek
Częstotliwości radiowe nie są z gumy i są cennym zasobem każdego z państw na świecie. Każda z nich jest przeznaczona dla konkretnych zastosowań i technologii, obwarowana specjalnymi i precyzyjnymi przepisami. Dlatego też prawo do korzystania z częstotliwości kosztuje krocie, ale ten trend powoli zaczyna się odwracać.
Jeszcze 20 lat temu kraje Europy widziały w zasobach częstotliwości idealny biznes. Podczas wdrażania sieci 3G, zakup licencji kosztował operatorów na Starym Kontynencie ponad 100 mld euro. Nie inaczej było przy okazji sieci LTE, gdzie aukcja pasma 800 MHz przyniosła tylko w Polsce wpływy do budżetu na poziomie ponad 8,6 mld zł.
Koszt wykupienia licencji, w formie aukcji czy przetargu, to jedno. W ten sposób operatorzy nabywają prawo do wykorzystywania częstotliwości, ale muszą za nie płacić licencje. Można to nazwać swego rodzaju formą abonamentu. W Polsce koszt rezerwacji określa Prawo Telekomunikacyjne. Przedłużenie rezerwacji jest wyliczane na podstawie średniej ceny 1 MHz z ostatnio zakończonej procedury selekcyjnej, czyli aukcji, konkursu lub przetargu i powiększane o wskaźnik inflacji.
Przykładowo, wszystkie wydatki na rezerwacje częstotliwości Orange wynosiły w 2022 roku 2,303 mld zł, a Play 1,463 mld zł.
Czytaj też: Oszust zarabia na strachu przed 5G. Poradnik dr inż. Jerzy Weber dostępny za darmo
Hiszpania wyznacza trendy. Jeśli operator ma rozwijać technologię i łączność w kraju, musi mieć na to pieniądze
Hiszpańskie Ministerstwo Gospodarki i Transformacji Cyfrowej rozpoczęło konsultacje społeczne dotyczące zniesienia opłat za rezerwacje częstotliwości. Nowe przepisy zakładają przedłużenie obecnych rezerwacji o średnio 10 lat, bez kosztów dla operatorów. Cel jest prosty – rozwój technologii. Jeśli w kraju ma być dostęp do szybkiego Internetu, operatorzy muszą mieć środki na inwestycje, zamiast wpłacać na je rzecz państwa tylko po to, żeby móc inwestycje prowadzić.
Przepisy przewidują przedłużenie obecnych rezerwacji w pasmach 800, 900, 1800, 2100 i 2600 MHz do 2040 roku (obecne wygasają w 2028 i 2030 roku), a pasma 3,5 GHz (5G) z 2030 do 2040 roku i z 2038 do 2048 roku. Zdaniem ministerstwa przyniesie to większą stabilność w eksploatacji częstotliwości i wydłuży czas na amortyzację inwestycji.
Hiszpania jest obecnie w ofensywie telekomunikacyjnej. Wdrożone w 2022 roku miejscowe, nowe Prawo Telekomunikacyjne wprowadziło m.in. zapewnienie minimalnej prędkości pobierania danych na poziomie 30 Mb/s do 2030 roku oraz ograniczyło maksymalny okres trwania umów z operatorami do dwóch lat.
Czytaj też: Aukcja 5G z ważnymi zmianami. Głosy operatorów zostały wysłuchane
Czy podobne przepisy można wprowadzić w Polsce? Teraz jest ku temu idealna okazja
Pofantazjujmy – czy gdyby w Polsce rządzącym nagle się coś przestawiło i postanowili postawić na rozwój technologii, to dałoby się u nas wprowadzić podobne przepisy? Mamy ku temu idealną okazję, bo rekordowa opieszałość rządu spowodowała, że Prawo Komunikacji Elektronicznej, czyli nowa wersja Prawa Telekomunikacyjnego, nadal nie została wdrożona. Choć unijne zobowiązania nakazywały nam zrobienie tego do grudnia 2020 roku, obecna władza, delikatnie mówiąc, się z tym nie śpieszyła. A jak wróciła do sprawy w 2023 roku, to skończyło się to skandalem, bo ustawa miała wdrożyć promowanie kanałów telewizji rządowej w naszych telewizorach i zezwolić na znaczne poszerzenie cyfrowej inwigilacji.
Ostatnia wersja przepisów nic nie zmienia w kwestii opłat licencyjnych rezerwacji częstotliwości. Jest to średnia cena 1 MHz z ostatniej procedury sekcyjnej, pomnożona przez ilość MHz i wskaźnik inflacji rok do roku.
Te przepisy można by zmienić, bo prace nad PKE nadal trwają, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby pójść w ślady Hiszpanii i postawić na rozwój telekomunikacji. Ale coś czuję, że to nie jest coś, czym obecny rząd zaprzątałby sobie głowę i zarówno ten temat, jak i temat Prawa Komunikacji Elektronicznej, będzie zmartwieniem dopiero kolejnej władzy.