Wieczorem 5 czerwca skorzystałem z opcji przedpremierowego uruchomienia Diablo IV. Po kilkunastu minutach już byłem pewny, że gra zwyczajnie mnie wciągnie. Znajoma muzyka, która na początku gry mocno nawiązuje do pierwszej odsłony serii uruchomiła we mnie nostalgię. Zdałem sobie sprawę z tego, że gry Diablo są ze mną już ponad 20 lat, a ja spędziłem w nich tysiące godzin. Każda z odsłon budzi wiele bardzo dobrych wspomnień.
Dopiero po latach nauczyłem się grać w Diablo
Pierwsza odsłona Diablo zadebiutowała w 1996 roku, ale pierwszy raz miałem z nią styczność jakieś 4-5 lat później. Grę zobaczyłem u najbliższego kolegi, bo z naszej dwójki tylko on miał wtedy komputer. Wówczas nie mieliśmy zielonego pojęcia, jak grać w Diablo. Do głowy nam nie przyszło, żeby uruchomić grę w trybie pojedynczego gracza i zawsze odpalaliśmy multiplayer w lokalnej sieci LAN, łączącej kilka okolicznych domów. I tak zdobywaliśmy kolejne poziomy, na ślepo łupiąc kolejne szkielety i tak naprawdę nie poznaliśmy ani historii, ani tego, co gra miała do zaoferowania.
Tak było do czasu, aż spędziłem kilka dni u swojego wujka, na komputerze którego trafiłem na Diablo i pierwszy raz włączyłem tryb pojedynczego gracza. To zupełnie inna gra! Zadania, nowe lokacje, specjalne przedmioty, jak Tasak Butchera na II poziomie, czy Magic Rock, za którego dostawaliśmy od Griswolda wypasiony miecz. A tych elementów było znacznie więcej!
Po powrocie do domu podzieliłem się z kolegą sekretami Diablo, ale radość nie trwała długo bo… jego rodzicie zabronili nam grać. bo krew, przemoc, satanizm itd. Zakaz na szczęście nie trwał długo, ale z Diablo nie spędziliśmy wiele czasu, bo na horyzoncie pojawiło się Diablo II. A pierwszy raz grę udało mi się w pełni skończyć dopiero kilka lat później.
Czytaj też: Apple o czymś zapomniał. Sztuczna inteligencja zdaje się nie istnieć w Cupertino
Trzy płyty instalacji i Diablo II opanowane przez mody
Pamiętam jak dzisiaj instalację Diablo II z trzech płyt. Oczywiście w wersji pirackiej. Prawdę mówiąc, to były czasy, w których nawet nikomu nie przyszło do głowy, że grę można kupić gdzieś w sklepie. Dzisiaj niektórym może być trudno sobie wyobrazić, jak bardzo było to zakorzenione w społeczeństwie.
Tak jak w Diablo graliśmy niepotrzebnie w multiplayerze w lokalnej sieci, tak wraz z Diablo II pojawiła się moja miłość do trybu pojedynczego gracza. W praktycznie każdej grze i mam tak do dzisiaj. Multiplayer na piracie i tak był z resztą niedostępny.
Diablo II robiło potężne wrażenie! Filmy, które dzisiaj biją po oczach pikselami, wtedy powodowały opad szczęki. Kolorowe lokacje, zmieniające się otoczenie, niezliczone ilości przedmiotów, akty, masa zadań, NPC-ów, żyjące miasta i… mody. Skoro i tak nie graliśmy po sieci, to do woli korzystaliśmy z możliwości oszukiwania, jakie dawały dodatkowe modyfikacje. Korzystaliśmy głównie z moda, który wielokrotnie zwiększył wypadanie magicznych przedmiotów. Kamień Jordana na obu slotach na pierścienie? Żaden problem! Rzadziej, ale też się zdarzało, korzystaliśmy z programu Jamella Editor, który pozwalał wrzucić do ekwipunku postaci praktycznie dowolny przedmiot. Granie na modach było tak przyjemne, że kiedy po latach wróciłem do Diablo II w standardowym trybie, to… jakieś to trudne było.
Swój pierwszy komputer miałem dosyć późno, bo w okolicach 2005 roku i oczywiście Diablo II było jedną z pierwszych gier, jakie na nim zainstalowałem. Po latach Diablo II było też pierwszą grą, do której szukałem modów uruchamiających ją w wysokiej rozdzielczości i oczywiście, bez problemu takie znalazłem. HD Mod znacznie rozszerzał pole widzenia w grze oraz efektownie powiększał interfejs.
Czytaj też: Vivo zwija się z Polski, tak jak zwinęło się z Niemiec. Co dalej z Oppo i OnePlusem?
Diablo III było jedną z niewielu gier, w jakie mogłem grać. Sięgnąłem po nią po latach
Po Diablo III nie sięgałem tuż po premierze. Przede wszystkim, mój komputer nie byłby w stanie go uruchomić. Do tego 2012 rok to jeszcze były czasy, w których kupienie nowej gry było dla mnie ogromnym wydatkiem, a w Diablo III nie bardzo dało się grać na piracie. O ile dobrze pamiętam, minęły co najmniej dwa lata, aż częściowo udało się złamać zabezpieczenia. Wszystko przez to, że przy uruchomieniu gra wymagała połączenia z Internetem, ale pocieszało mnie to, że nie mogli w nią grać nawet posiadacze oryginalnych kopii, bo serwery leżały do góry nogami na długo po premierze.
Diablo III miało premierę w 2012 roku, a ja na długo przed tym, jak i długo po tym dalej grałem w Diablo II. Po trzecią odsłonę sięgnąłem w 2017 roku. Byłem po trzeciej, w ciągu sześciu lat, operacji lewej ręki i coś musiałem z sobą zrobić. Diablo III wydawało się niegłupim pomysłem. Do gry wystarczała mi jedna sprawna ręka oraz druga do wciskania przycisków odpowiedzialnych za leczenie. Nie musiała się do tego ruszać.
Moje pierwsze legalnie kupione Diablo uruchomiłem na nieodżałowanym laptopie Lenovo Yoga 710. Lubiłem bestię! Przez dwa tygodnie rekonwalescencji w zasadzie głównie grałem w Diablo III. Gra bardzo mi się podobała. Była efektowna, wciągająca, ale nie tak dobra jak Diablo II, bo przeszkadzały mi dwie rzeczy. Pierwszą była brak losowo generowanych poziomów, co było dużą zaletą poprzednich części, a drugą poziom trudności. Gra była ekstremalnie łatwa i w dużym stopniu to z tego powodu brakowało mi w kolejnych latach motywacji do powrotu do Diablo III. Tym bardziej, że z czasem gra wyparowała mi z mojego konta Blizzarda i w zasadzie nie znalazłem żadnego powodu, aby dokonać ponownego zakupu.
Dodam tylko, że człowiekowi, który wpadł na pomysł umożliwienia powrotu w Diablo III do oryginalnych lokacji z pierwszej odsłony serii, powinna należeć się ogromna premia, bo to było genialnym ruchem ze strony Blizzarda!
Czytaj też: Weekend z Motorolą Razr 40 Ultra. Jestem oczarowany
Diablo II Resurrected było dla mnie pozycją obowiązkową
W sierpniu 2021 roku pojawił się remaster Diablo II i nawet nie było takiej opcji, że go nie kupię. Czy był za drogi? No był. Czy było warto? Oczywiście! To było stare, dobre Diablo. Z losowo generowanymi poziomami, trudne i wymagające grindingu w momentach, w których przeciwnicy stawali się zbyt trudni do pokonania.
Tutaj wyjaśnijmy sobie też jedną kwestią – kim grałem w Diablo? W pierwszej części był to obowiązkowo wojownik. W drugiej odsłonie grę rozpocząłem nekromantą, ale to barbarzyńcą przeszedłem grę w całości, czyli wszystkie pięć aktów na każdym poziomie trudności. Ogółem w grach cRPG stawiam na postaci… bijące. Postacią, którą doszedłem najdalej, poza barbarzyńcą, był druid, a za nim plasowała się zabójczyni. Diablo III też przechodziłem barbarzyńcą, ale bardzo miło wspominam grę łowczynią demonów.
Czytaj też: Sztuczna inteligencja nie będzie miała w Unii lekko. Komisja Europejska szykuje nowe regulacje
Diablo IV zapowiada się bardzo dobrze
Tak, wiem, po drodze było Diablo Immortal. Podobno są heretycy, którzy nie tylko grają w Diablo na smartfonach, ale też TFU! na padach?! Nie nie, nic z tych rzeczy. Diablo IV rozpocząłem prawilnie z myszką i klawiaturą w dłoniach. Za mną dopiero dwa wieczory, ale już wiem, że z grą spędzę długie godziny. Historia wciąga, grafika czaruje, klimat jest, muzyka wywołuje ciarki na plecach, czyli wszystko jest na swoim miejscu. Rzeczy, które mi nie pasują, wynikają głównie z przyzwyczajeń z poprzednich odsłon. Za nic nie mogę zrozumieć, który tuman wyłączył opcję przełączania się pomiędzy broniami. To powinno być pod klawiszem W, a jak się okazuje, funkcja została całkowicie wycięta z gry. Przez to gra robi się za bardzo… konsolowa? Brakuje mi też opcji tworzenia portali na zapas, co częściowo rozwiązują dosyć gęste checkpointy, ale przez to trochę mniej zależy od zabezpieczeń tworzonych przez samego gracza na wypadek porażki w walce. No i względem poprzednich części Diablo IV na starcie nieco przytłacza ilością elementów i punktów na mapie. Do tego nie wszystkie z nich są wyjaśnione, czuć tutaj lekkie pójście w stronę bardziej klasycznego RPG. Nie są to jednak rzeczy, które jakoś mocno obniżałyby radość z grania.
Gry z serii Diablo, obok GTA, Cywilizacji i Heroes III towarzyszą mi od samego początku obcowania z grami komputerowymi. Wzbudzają nostalgię i przypominają kompletnie inne czasy, w których posiadanie własnego komputera i kupienie gry w sklepie brzmiały jak kompletna abstrakcja. To są cechy gier wybitnych, w których pojedyncze dźwięki czy obrazy przenoszą nas jednocześnie w dwa miejsca – do świata gry i czasów, w którym widzieliśmy go po raz pierwszy. Diablo jest właśnie taką grą.