Spór o nadajniki w Rabce-Zdrój
Jak informuje portal Telko.in, mieszkańcy Rabki-Zdrój nie chcą budowy kolejnych masztów z nadajnikami sieci komórkowych. Protesty popiera burmistrz, który zwrócił się w tej sprawie do Ministerstwa Cyfryzacji. Można powiedzieć – klasyka gatunku, bo podniesione zostały argumenty zakrawające na teorie spiskowe. Czyli negatywny wpływ na zdrowie, co jak wiadomo nie jest prawdą, czy spadek wartości nieruchomości. Co również nie jest prawdą. Do tego dołączyły zarzuty o negatywny wpływ na krajobraz i środowisko. I to właśnie ten argument jako jedyny powinien się pojawić i to jego powinny dotyczyć prostety w sprawie nadajników sieci komórkowych.
Czytaj też: Tani miernik pola elektromagnetycznego? Równie dobrze możesz kupić różdżkę
Nic dziwnego, że ludzie protestują przeciwko nadajnikom, ale robią to źle!
Protesty w sprawie budowy nadajników sieci komórkowych stale się pojawiają i są słusznie bagatelizowane i wyśmiewane. Ograniczają się one do typowo foliarskiego – bo krowy będą znosić kwadratowe jajka! Przez to nikt nie traktuje ich poważnie, robi się z tego (słusznie) kabaret i sprawa się zamyka. Nie zmienia to faktu, że budowa nadajników będzie stanowić w najbliższym czasie ogromny problem.
Przepisy tzw. Megaustawy pozwalają na budowę nadajników na terenie m.in. uzdrowisk. Trudno to negować, bo zasięg w wielu tego typu miejscach pozostawiał sporo do życzenia i jest to jedyna metoda, aby temu zaradzić. Wiec w odpowiedzi na proste w Rabce-Zdrój Ministerstwo Cyfryzacji powołuje się właśnie na przepisy, które to umożliwiają. Dodając do tego informacje o przepisach dotyczących pomiarów pól elektromagnetycznych i aktualnie obowiązujących limitach. Temat zamknięty.
A przecież problem budowy nadajników w Polsce istnieje i będzie się w najbliższym czasie nasilał. W końcu, żeby wypełnić obowiązki pokryciowe stawiane w aukcji częstotliwości sieci 5G, trzeba będzie wybudować tysiące nowych stacji. Konstrukcje telekomunikacyjne są w Polsce budowane wręcz byle jak i byle gdzie. Operatorzy dogadują dostęp do lokalizacji i potem sruuu! 60-metrowy maszt w środku małej miejscowości. Ludzie się tego boją, bo to w końcu wielkie i straszy swoim wyglądem. Straszy dosłownie, bo jedni się boją, że promieniuje, ale innym zwyczajnie przeszkadza sam widok. Wiele osób nie chciałoby takiej konstrukcji za płotem, ale nie dlatego, że ich usmaży, ale dlatego, że to jest wielkie i zasłania krajobraz. To właśnie tego powinny dotyczyć protesty, szczególnie w miejscach takich jak Rabka-Zdrój. Zarzuty nie powinny brzmieć – zabierzcie to, bo nas pozabija, a racze – zabierzcie to, bo paskudnie wygląda!
Czytaj też: Polacy lubią nowe technologie i… teorie spiskowe. Nic dziwnego, że boimy się 5G
Próbuję zrozumieć operatorów, ale nie do końca mi się to udaje
Co można powiedzieć w obronie operatorów? Wszyscy zgodnie powtarzają, że postawione przez UKE wymagania jakościowo-pokryciowe w aukcji częstotliwości sieci 5G są bardzo wygórowane i będzie to wymagać postawienia nawet tysięcy nowych stacji bazowych. Dodając do tego fakt, że usługi telekomunikacyjne w Polsce są wybitnie tanie na tle Europy, można zrozumieć, że operatorzy próbują rozbudowywać sieć po kosztach. Stawiając jak najwyższe maszty i nie dbając o ich wygląd oraz lokalizację. Sprzyjają temu przepisy, bo w zasadzie nie ma możliwości zablokowania budowy nadajnika, o ile tylko spełnia on normy emisji pola elektromagnetycznego i ogółem jest porządek w papierach, co jest formalnością (czasem przedłużającą się przez urzędy).
Z drugiej strony ci sami operatorzy co kwartał raportują rekordowe wyniki finansowe. Rekordowe przechody, rekordowo duże bazy klientów. Emanują sukcesem i zarobkami, więc trudno jest im współczuć, że musieliby wydać więcej na zakamuflowany nadajnik, o ładniejszej lub bardziej wymyślnej konstrukcji.
Czytaj też: Oszust zarabia na strachu przed 5G. Poradnik dr inż. Jerzy Weber dostępny za darmo
Przejechałem ostatnio pociągiem pół Węgier i być może był to tylko przypadek, ale wszystkie wieże telekomunikacyjne jakie widziałem były znacznie lepiej przemyślane niż w Polsce. Jeśli wieża stała blisko zabudowań – była niska. Do maksymalnie 20 metrów. Jeśli stała dalej, to był ty typowo 60-metrowy kolos. Mała rzecz, a znacznie zmienia krajobraz.
Oczywiście gminy nie są w tym wszystkim bez winy. To gmina wie z wyprzedzeniem, że operator chce coś zbudować, w końcu to do niej trafiają wszystkie wnioski i pozwolenia. Może więc zareagować z wyprzedzeniem i zaproponować inną lokalizację. Włodarze wolą jednak poczekać na protest, stanąć w obronie mieszkańców i zyskać poparcie społeczności, choć konflikt mogli zażegnać dużo wcześniej.
Tak długo, jak polscy operatorzy będą stawiać swoje nadajniki w wyłącznie pasujący sobie sposób, czyli gdzie się da oby najtaniej, tak długo będą w Polsce protesty. A te będą tak długo wyśmiewane i bagatelizowane, jak długo protestujących, zamiast racjonalnych argumentów, będą opierać się na foliarskich teoriach oraz tak długo, jak gminy nie zaczną interesować się tematem zanim do protestów dojdzie. To błędne koło i kompletnie nie zanosi się na to, aby zostało przerwane.