Zanim przejdziemy do tego, jak zestarzały się składane Samsungi czwartej generacji, pomówmy o tym, czy składane smartfony w ogóle mają sens. Moja odpowiedź na to pytanie niezmiennie brzmi: jeszcze jak! W tym roku chyba bardziej niż kiedykolwiek, bo w końcu na tym rynku czuć wyraźne poruszenie, nie tylko w Chinach.
W segment zdominowany przez Samsunga pomału wkraczają coraz to nowsze propozycje. A to Oppo, a to Motorola, tu Huawei, to znowuż taniutkie Tecno, to znowuż do Polski wraca Honor i wprowadza swojego składaka, a jeszcze więcej dzieje się w innych krajach, gdzie do stawki dołączyły niedawno składaki chociażby od Vivo czy Google’a. Co więcej, składane smartfony nie są już na tyle drogie, by mogli sobie pozwolić na nie tylko najbardziej zamożni. Z Flip 4, o którym będzie tu mowa, kosztuje obecnie jakieś 3500 zł. Jego poprzednika (który wciąż dobrze się trzyma) można nabyć za mniej niż 3000 zł. Motorola niebawem pokaże „lajtową” edycję swojego Razra 40, a nawet wersja „Ultra” kosztuje w zamówieniu przedpremierowym mniej, niż nowy iPhone.
Jeśli zaś chodzi o samą użyteczność składanych smartfonów, to na użytek tego tekstu skupię się na kilku zaletach i kilku wadach.
- Składane smartfony typu Flip są odpowiedzią na zapotrzebowanie na mały telefon. Otrzymujemy jednocześnie duży smartfon, na którym można zrobić wszystko, który po złożeniu bez trudu zmieści się w każdej kieszeni.
- Składane smartfony typu Fold to de facto 2w1. Złożone służą jak zwykły smartfon. Rozłożone zaś dają nam przestrzeń roboczą tabletu dostępną zawsze i wszędzie, co jest nie do przecenienia zarówno w zastosowaniach zawodowych, jak i podczas konsumpcji multimediów.
- Składaki są… ciekawsze. Dla entuzjasty to nie mniej istotne od aspektów praktycznych. Nikt nie pyta o nowego iPhone’a, bo wygląda tak samo, jak poprzedni iPhone. Składany smartfon jest ciekawy i budzi ciekawość innych, jednocześnie wprowadzając powiew świeżego powietrza na ten skostniały, nudnawy rynek.
- Składaki wyszły w końcu z fazy prototypowej. Kupując dziś składany telefon nie dostajemy produktu eksperymentalnego, ale dopracowane urządzenie, na które można liczyć.
Jeśli zaś chodzi o wady i kompromisy, to oczywiście kilka zostało.
- Składane smartfony są mniej wytrzymałe od tych nieskładanych. Nadal nie każdy oferuje odporność na zachlapanie i żaden nie jest odporny na zapiaszczenie.
- Aparaty składaków nie są tak dobre, jak te w zwykłych smartfonach z tej samej półki. Nawet topowy Z Fold 4 czy Mate X3 nie oferują równie dobrych aparatów, co np. S23 Ultra czy P60 Pro. W przypadku flipów sprawa wygląda jeszcze gorzej – aparaty nie są co prawda złe, ale do wybitności bardzo im daleko.
- Konieczność ciągłego rozkładania smartfona, zwłaszcza we flipach, może irytować. Motorola rozwiązała ten problem ekranem zewnętrznym w Razr 40 Ultra i to samo planuje zrobić Samsung, ale dla wielu osób to wciąż może być niedostatecznie dobre wyjście.
Teraz zaś przejdźmy do tego, jak w te wady i zalety wpisują się Samsung Galaxy Z Flip 4 oraz Galaxy Z Fold 4. Dzięki uprzejmości polskiego oddziału firmy Samsung miałem przyjemność obcować z nimi niemal od premiery. Większość czasu spędziłem z Z Flipem 4, który przez większą część roku służył mi jako tzw. Daily driver, ale spędziłem też kilka miesięcy z przerwami korzystają z Z Folda 4. Czy nadal warto je kupić?
Samsung Galaxy Z Flip 4 po roku – nadal go uwielbiam, ale…
Z Flip 4 to bez dwóch zdań mój ulubiony telefon ubiegłego roku i po blisko 12 miesiącach użytkowania podtrzymuję tę opinię. Korzystam z niego na co dzień, zwykle ubranego w gustowne, nerdowskie etui z Pokemonami, które wzbudza pytania postronnych osób chyba w jeszcze większym stopniu niż sam fakt, że odziewa składany smartfon.
Pełną recenzję Z Flipa 4 możecie przeczytać w osobnym tekście:
Najwięcej pytań odnośnie Z Flipa 4 dostaję o dwie rzeczy: aparat i baterię. Spieszę zatem donieść, że po 12 miesiącach aparat jest nadal równie przeciętny co w dniu premiery, podobnie jak czas pracy. Nie zauważyłem znaczącej degradacji w tym zakresie, nadal udaje mi się zakończyć dzień z zapasem co najmniej 20% energii, choć podczas naprawdę intensywnych dni zdarzało mi się ładować telefon po południu. Z pewnością nie jest to optymalny wybór dla tych, którzy oczekują najlepszego możliwego czasu pracy na jednym ładowaniu, ale znakomitej większości użytkowników wystarczy z nawiązką.
Podobnie rzecz się ma z aparatem. Nie zachwyci on entuzjastów, ale produkowane przezeń rezultaty są w zupełności zadowalające, niezależnie od warunków oświetleniowych. Osobiście najbardziej ubolewam nad brakiem teleobiektywu, ale ten brak jest niestety typowy dla składaków typu flip i nic nie wskazuje na to, by ten stan rzeczy miał ulec zmianie.
Jeśli chodzi o płynność działania i komfort obsługi, Z Flip 4 nie tyle się nie zestarzał, co wręcz przyspieszył i dziś działa mam wrażenie lepiej, niż w dniu premiery. Aktualizacja One UI przyniosła znaczącą poprawę płynności działania i kultury pracy; notorycznie nagrzewający się Snapdragon 8+ gen. 1 zdaje się być tutaj na tyle opanowany, że telefon ani razu mi się nie przegrzał, nawet podczas wykorzystywania bezprzewodowego Android Auto.
Jeżeli jednak chodzi o to, jak zestarzała się konstrukcja telefonu – to zależy. Osobiście albo miałem szczęście, albo obchodzę się z telefonami na tyle łaskawie, że mój egzemplarz Z Flipa 4 w zasadzie nie nosi znamion użytkowania, może poza delikatnie odklejającą się folią w okolicy aparatu do selfie.
Obudowa wygląda jak nowa. Zawias nadal stawia silny opór i pracuje bez zarzutu, mimo tego, że wielokrotnie zabierałem Z Flipa 4 na plażę, a na co dzień otwieram go szybkim ruchem dłoni. W moim egzemplarzu nie wystąpiły żadne problemy natury konstrukcyjnej, mimo tego, że korzystałem z niego intensywnie przez kilka miesięcy, a w pozostałych miesiącach zawsze służył mi jako telefon zapasowy, jeśli akurat miałem w testach inne urządzenie.
Celowo podkreślam jednak, że to mój egzemplarz, bo np. egzemplarz mojego przyjaciela nie zniósł próby czasu tak łaskawie, podobnie jak egzemplarz właściciela naszego serwisu.
W obydwu przypadkach słabym ogniwem okazała się folia pokrywająca ekran, która z czasem zaczęła się łuszczyć, odklejać, a nawet miejscami pękać. W Z Flipie 3 wraz z pękającą folią dochodziło do pęknięć samego ekranu. Z Flip 4 zdaje się być wolny od tego problemu (a przynajmniej nie występuje on na tak dużą skalę), jednak same pęknięcia folii są problematyczne i nieestetyczne. Oczywiście Samsung w ramach gwarancji oferuje wymianę folii, a można to też zrobić niskim kosztem po gwarancji, ale jednak jest to problem, z którym nie musimy się borykać wybierając klasyczny, nieskładany smartfon.
Mając to na uwadze, czy nadal warto go kupić? Moim zdaniem – zdecydowanie tak, choć… Galaxy Z Flip 5 zapowiada się na nieporównywalnie lepsze urządzenie. Przede wszystkim ma on w końcu dogonić resztę stawki pod względem konstrukcyjnym, czyli zaoferować składanie „na płasko”. Prawdę mówiąc szpara po złożeniu ani razu mi w niczym nie przeszkodziła, ale obiektywnie konstrukcje jej pozbawione są oczywiście lepsze. Z Flip 5 zaoferuje też ekran zewnętrzny, który zniweluje konieczność ciągłego otwierania telefonu za byle pierdołą. Po teście Motoroli Razr 40 Ultra nie mam wątpliwości, że to prawdziwy game-changer w smartfonach typu Flip. Tym niemniej, nawet po premierze piątej generacji, Z Flip 4 nadal będzie sprzętem wartym zakupu, zwłaszcza że jego cena powinna jeszcze bardziej stopnieć.
Samsung Galaxy Z Fold 4 po roku – telefon ostateczny
Po pełną recenzję większego ze składanych Samsungów zapraszam do tekstu Andrzeja Libiszewskiego:
Andrzej w swoim teście nazwał Z Folda 4 „kapitanem Marvelem” i jest to doskonała metafora, bo to naprawdę smartfon ostateczny… dla pewnej grupy ludzi. Po blisko roku użytkowania nie mam złudzeń, że jest to produkt przeznaczony dla bardzo wąskiej grupy użytkowników. Przede wszystkim dla tych, którzy dużo na telefonie pracują. Sam jeszcze do zeszłego roku nie do końca rozumiałem fenomen Foldów, ale po objęciu pieczy nad redakcją Chipa zacząłem znacznie więcej pracować na telefonie i tu możliwość transformacji smartfona w tablet na życzenie okazała się zbawienna.
Galaxy Z Fold 4 był ze mną na prawie każdym wyjeździe służbowym w ostatnim roku i za każdym razem ratował mi skórę. Moja praca to przede wszystkim przetwarzanie informacji i odpisywanie na wiadomości, toteż większy ekran pozwala mi pracować w większym komforcie, mając przed oczami więcej informacji. A gdy potrzebuję tylko np. szybko odpisać na wiadomość albo zapłacić telefonem w sklepie, nie muszę otwierać ekranu. Gdy jednak chcę wygodnie przeczytać artykuł, albo zrelaksować się czytając mangę lub oglądając anime, to wewnętrzny wyświetlacz składanego Samsunga jest dla mnie wyjściem idealnym, zwłaszcza że w przeciwieństwie do tabletu zawsze mam go przy sobie.
Przez ostatni rok złapałem się na tym, że gdy korzystałem z Folda, zabierałem ze sobą w podróż jedno urządzenie zamiast dwóch lub nawet trzech. Często na wyjazdy zabierałem ze sobą Kindle’a i tablet, który pełnił rolę także komputera do niewymagających zadań. Gdy wyjeżdżałem z Z Foldem 4, nie zabierałem ani tabletu, ani Kindle’a, bo czytanie książek było równie wygodne na rozłożonym ekranie Samsunga (choć oczywiście nie tak komfortowe dla oczu, jak na e-papierze), zaś większa przestrzeń robocza pozwalała mi wykonać 90% zadań, które normalnie wykonywałbym w czasie wyjazdu na komputerze.
Pomówmy jednak o tym, jak Galaxy Z Fold 4 zniósł próbę czasu i tu – podobnie jak w Z Flip 4 – nie mam żadnych zastrzeżeń do kwestii kultury pracy czy szybkości działania. Samsung Galaxy Z Fold 4 po blisko roku nadal śmiga w każdym możliwym zastosowaniu. Jeśli gdzieś nastąpiło jakiekolwiek spowolnienie, to nie jest ono widoczne gołym okiem.
Nieco gorzej upływ czasu zniósł akumulator, być może dlatego, że od początku był on nieco za mały, a może dlatego, że z czasem zacząłem coraz więcej korzystać z wewnętrznego ekranu. Faktem jednak pozostaje, że jeden dzień to absolutne maksimum, na jakie można liczyć w tym telefonie. Szkoda, ale może Galaxy Z Fold 5 przyniesie w tej kwestii znaczącą poprawę dzięki Snapdragonowi 8 gen. 2, tak jak miało to miejsce w Galaxy S23 Ultra.
Ani o dzień nie zestarzały się za to aparaty. Galaxy Z Fold 4 oferuje układ optyczny rodem z Galaxy S22 Plus, więc nadal mówimy o ścisłej czołówce mobilnej fotografii. Czy są tak dobre jak te w Galaxy S23 Ultra? No nie są. Stoją jednak powyżej znakomitej większości telefonów, nawet z najwyższej półki. Przez cały rok ani razu nie pomyślałem, że chciałbym mieć w Foldzie lepszy aparat.
Jeśli chodzi o to, w jakim stanie jest składana konstrukcja Samsunga, to z przyjemnością donoszę, iż ani ekranowi, ani zawiasowi przez cały rok nic się nie stało. Jedyne „ale”, które ostatnio rzuca mi się w oczy, to fakt, że zawias momentami skrzypi, a połówki telefonu nie rozkładają się zupełnie na płasko, co może świadczyć o tym, że w zawiasie utknęło jakieś zabrudzenie. Niewykluczone jednak, że z czasem samo się ono usunie, tak jak inne drobinki, które są „wymiatane” z zawiasu podczas użytkowania.
W przypadku Galaxy Z Fold 4 mam jeszcze mniej wątpliwości, by go polecić, niż przy Z Flipie 4. Po pierwsze, jest on dziś znacznie tańszy niż był rok temu, a z pewnością jeszcze potanieje po premierze piątej generacji. Po drugie, piąta generacja ma przynieść niewiele zmian, z których najważniejszą będzie składana na płasko konstrukcja oraz nowy, bardziej energooszczędny procesor. Jeśli te aspekty są dla kogoś ważne – warto poczekać. W innym razie szkoda czasu, Z Flip 4 nadal pozostaje świetnym telefonem, który kupiony dziś posłuży nabywcy przez kilka lat i sprosta każdemu wyzwaniu.
Co przyniesie piąta generacja składanych Samsungów?
Do tej beczki miodu muszę jednak dać łyżeczkę dziegciu, bo niestety wszystko wskazuje na to, że piąta generacja Flipa i Folda będzie dość marginalnym krokiem naprzód względem generacji obecnej, a i tak widać, że Samsung – niegdyś pionier tej kategorii – dziś goni konkurencję pod wieloma względami.
Nie zrozummy się źle; u Samsunga wyraźnie widać lata doświadczenia, co przekłada się na oprogramowanie znakomicie wykorzystujące składane możliwości telefonów. Robi to znacznie lepiej od rywali. Jeśli jednak chodzi o konstrukcję, to konkurencja odjechała dość daleko, co miałem okazję zaobserwować porównując bezpośrednio nową Motorolę do Z Flipa 4 czy nowego Huaweia Mate X3 do Galaxy Z Folda 4.
O ile Z Flip 5 prawdopodobnie dogoni Motorolę, tak Z Fold 5 nadal ma być grubaskiem i wnieść relatywnie niewiele do istniejącej konstrukcji. Daleko mu zatem będzie do super-smukłego, dopieszczonego w każdym calu Huaweia, który sprawia wrażenie urządzenia z jeszcze wyższej półki, niż składany Samsung.
Jeśli więc szukasz innowacji sięgającej dalej niż sama możliwość złożenia telefonu na pół, to Samsung prawdopodobnie nie jest dziś producentem pierwszego wyboru. Patrząc jednak na to, jak z generacji na generację Koreańczycy wyciągają wnioski i rozwijają swój produkt, Galaxy Z Fold 5 i Z Flip 5 będą jeszcze większymi „pewniakami”, niż ich obecne wersje. Pozostaje tylko pytanie, ile osób będzie wolało zaufać doświadczeniu jednej marki, a ile postawi na innowacyjne nowości od drugiej. Jeśli o mnie chodzi, nie mogę się doczekać końcówki lipca, kiedy to Samsung ma pokazać nowości. Nawet jeśli nie będą one przesadnie odkrywcze to coś czuję, że i tak nas zaskoczą.