Już od początku obcowania z Atlantis Mini od Lamzu wiemy, że w tym modelu jest coś wyjątkowego. Nie tylko ze względu na przyciągające wzrok pudełko, ale też jego wyposażenie, bo to obejmuje wyjątkowo ładny adapter USB-C do USB-A w formie “kryształowego prostopadłościanu”, odbiornik USB-A, dodatkowy zestaw wymiennych ślizgaczy, materiałowy przewód USB-A do USB-C o podniesionej końcówce oraz ekskluzywne wręcz etui materiałowe.
49 gramów cudowności, czyli Lamzu Atlantis Mini w praktyce
Lamzu Atlantis Mini to w dużej mierze podobna myszka do dwóch innych, które miałem okazję niedawno testować. Mam tutaj na myśli sam format gryzonia oraz przeznaczenie, bo symetryczny kształt, waga ledwie 49 gramów oraz bezprzewodowy tryb pracy, to w przypadku myszek połączenie wręcz idealne, kiedy mówimy o modelach przeznaczonych stricte dla graczy. Względem wspomnianych myszek wyróżnia się przede wszystkim swoją wagą, która w połączeniu z niewielkimi ślizgaczami PTFE z wysokiej półki sprawia, że jakikolwiek ruch myszką po podkładce stworzonej z myślą o dynamicznych ruchach jest niczym poruszanie piórkiem.
Czytaj też: Twoja podkładka i myszka są do bani. Oto sekret tego, jak być najlepszym w grach
Trochę oczywiście z tym przesadzam, ale przerzucając się z ponad 100-gramowej myszki na dwukrotnie lżejszą Lamzu Atlantis Mini i na dodatek porzucając przewodowe ograniczenie, poczułem się, jakbym odkrywał granie na myszce na nowo. Oczywiście z tym modelem spędziłem równie wiele czasu podczas pracy (pisania i programowania), gdzie również spisywała się wzorowo… choć tego samego zdania nie może być mój prawy nadgarstek, który musiał porzucić przyjemne, ergonomiczne oparcie myszki “do pracy” na rzecz agresywnego chwytu typu claw, który jest wręcz przeznaczony do dynamicznych ruchów np. w strzelankach.
Na papierze Atlantis Mini wypada wręcz wzorowo. Enkoder rolki Silver TTC, tryb bezprzewodowy (radiowy) i przewodowy, przyjazny użytkownikowi przewód, minimalistyczne podświetlenie, przełączniki Huano wytrzymały 300-mAh akumulator, który potrafi wytrzymać do 70 godzin, a do tego sensor optyczny PixArt PAW3395, a więc jednostka z najwyższej półki, która jest gwarantem najwyższej precyzji. Zwróciłem szczególną uwagę, czy producent zwyczajnie nie mydli nam oczu, ale podczas testów nie mogłem wskazać żadnej obiektywnej wady tego modelu. Ciężko nawet narzekać na prześwitującą obudowę, bo przy takiej wadze cienki plastik był koniecznością… która na szczęście nie zaszkodziła trwałości oraz wytrzymałości myszki. Nic nie trzeszczy, nic się nie ugina, więc nie zapowiada się, że pierwsze lepsze uderzenie złamie Atlantis Mini na pół.
Czytaj też: Test Pulsar X2 Wireless. Porównuje myszki i pokazuje, że diabeł tkwi w szczegółach
W tym modelu można się zresztą zakochać, patrząc na przezroczysty panel na spodzie, który pokazuje całe wnętrze myszki na czele z laminatem. To tam znalazł się przycisk zmiany DPI, dioda sygnalizująca profil oraz przełącznik on/off, a nawet luka na rolę, dzięki której możemy scrollować nawet “od spodu”. To ostatnie może wydawać się szaleństwem, ale przyznam, że osobiście kilka razy tak z myszki korzystałem, chwytając ją od góry i przewijając kciukiem wielkie dokumenty podczas zapoznawania się z dokumentacją.
Test Lamzu Atlantis Mini – podsumowanie
Lamzu Atlantis Mini to w pewnym sensie innowacyjna i mysz komputerowa, która łączy w sobie unikalny styl oraz imponującą funkcjonalność. Została stworzona z precyzją i dbałością o szczegóły, a spisze się najlepiej podczas grania w dynamiczne produkcje. Charakteryzuje się eleganckim i opływowym kształtem, który w przypadku wersji Mini jest wręcz stworzony dla mniejszych dłoni, a jego kompaktowy rozmiar i lekka konstrukcja sprawiają, że jest bardzo mobilna, co w połączeniu z niewielkim odbiornikiem czyni z niej idealny model dla osób, które regularnie podróżują z laptopem. Dodajmy do tego świetne wykonanie, brak obiektywnych wad i tak oto dostaniemy przepis na model, którego wręcz nie można nie polecić i to nawet mimo wysokiej ceny rzędu 479 zł.